Connect with us

Nawiasem Pisząc

Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.

Czysto suciektywnie…

Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!

I bardziej obiektywnie

No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.

Post Scriptum

Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.

I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę. 

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Ten niegrzeczny prezydent Nawrocki!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Niesamowite jest to wycie i lamenty w koalicji rządzącej, odkąd Karol Nawrocki formalnie objął urząd prezydenta i od tamtej pory sprzedaje naszym rządzącym weta, jak plaskacze. Niesamowite, bo jakby tak pochylić się nad tym ich jazgotem, nad tym płaczem i lamentem, to na jaw wychodzi cała ich obłuda i zakłamanie. Widać, że w Koalicji nic się nie zmieniło, bo od pierwszego prezydenckiego weta klawiatury od komputerów są rozgrzane do czerwoności od wrzucania wpisów na Twitterze, że z tego Nawrockiego (ziew….) to jednak faktycznie ruska onuca jest. I proszę bardzo, mamy czarno na białym, jak z niego ta cała rusofilia uszami wypływa. I tak się na to pieczołowicie zabrali, że zapomnieli sprawdzić, co o samych wetach mówią sami Polacy, co mówił o tym Rafał Trzaskowski, a co ich Koalicja. Tak więc ludzie im zaczynają przypominać, co jeszcze parę tygodni temu o pomocy dla Ukraińców mówił Rafał Trzaskowski i jak oceniał ten postulat swojego kandydata Donald Tusk. Dla nich jednak najlepszą metodą na tego rodzaju „próby obalenia rządu” jest udawanie, że się tego nie widzi. Więc zamykają oczy. I publikują dalej. Coraz głupiej, bo z zamkniętymi oczami jednak ciężko się pisze.

Kolejna próba z ustawą wiatrakową

Nasz nowy Prezydent coraz bardziej mi się podoba. Pamiętacie pewnie moje wpisy sprzed jego oficjalnego zaprzysiężenia, w których wprost pisałam, że z nową głową państwa wiązałam pewne nadzieje. Z zasadą ograniczonego zaufania, jak zawsze, zwłaszcza kiedy mowa o politykach, ale mimo wszystko. I jak na razie się nie zawodzę. Czego dotyczyły weta prezydenckie? Przede wszystkim – ustawy wiatrakowej. Pamiętacie, tuż na początku swoich nowych rządów, Hennig-Kloska zaproponowała nam super ustawę, dzięki której turbiny wiatrakowe możemy mieć tuż pod swoimi oknami! Wszyscy, oczywiście poza tymi, którym najlepiej się mieszka, czyli między innymi posłom Koalicji. I mieszkańcom Wilanowa na przykład, bo oni tam mają takie rozmieszczenie bloków mieszkaniowych, że można tam podać rękę sąsiadowi z bloku naprzeciwka, nie wychodząc z mieszkania, więc wiatraka tam już nigdzie nie wciśniesz. Ale już na takich terenach, na których od paru lat mieszkamy z Grzesiem, w podwarszawskiej miejscowości – miejsca jest sporo. Nic, tylko umilać nam życie! Oczywiście, posłowie KO rzucili się natychmiast atakować Karola Nawrockiego za wspomniane weto, jak to on nie spełnia obietnic, jaki jest głupi, wredny, zły i – oczywiście – prorosyjski! Bo tańsza energia dla nas jest nie na rękę Putinowi! Najmocniej odpalili się Myrcha, Brejza i Gasiuk-Pihowicz, bo oni akurat przerwę od X-a, biorą sobie chyba tylko do toalety. Szkoda tylko, że zapomnieli wspomnieć, że Karol Nawrocki nie zawetował samego pomysłu zamrożenia energii, które było rozpisane na 2 strony, tylko ponad 90 stron innych, które dokładnie określały, jak blisko ludzkich zabudowań można taki wiatrak wcisnąć. Zaproponował nawet, że z miłą chęcią podpisze te dwie strony, które odnoszą się tylko do mrożenia cen energii, ale ustawy w całości takiej, jakiej jest, nie może przyjąć. I że z miłą chęcią wyśle do nich poprawioną przez siebie propozycję i czeka na ich odzew. Oczywiście, wszyscy jak jeden mąż, zapomnieli wspomnieć, że tak naprawdę to całe zielone odklejeństwo jest po prostu kolejną metodą ruskiej propagandy, bo jak tylko to szaleństwo dotarło do Niemiec, ci zaczęli faktycznie stawiać na zieloną anergię i olewać tradycyjne źródła. Skończyło się tak, że Niemcy wracają już do wydobywania węgla, a Polakom chcą koniecznie opchnąć ten swój wiatrakowy szmelc od Siemensa. I rząd Polski w imieniu Polaków podjął decyzję, że my chcemy, koniecznie, cena nie gra roli, zagraniczny szmelc od Niemców zawsze na topie, a Karol Nawrocki pokręcił nosem i uznał, że on za nas wszystkich nie będzie decydował, więc te ponad 90% o wiatrakach trzeba poprawić. A najlepiej wywalić. I właśnie dlatego teraz możemy wyczytywać, że Nawrocki nie chce tańszych kosztów energii. Bo cała reszta w tej rzece kłamstwa i obślizgłej manipulacji topi się po prostu w jej nurcie.

Weto z którym się zgadzamy, ale się nie zgadzamy

Druga zawetowana ustawa jest jeszcze lepsza. „Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy” – w tej sprawie również, obecni koalicjanci, wzorem PiS-u z ostatniej kadencji, podrzucili prezydentowi ustawę, że dalej Polacy będą płacić kupę kasy za pomoc dla Ukraińców. Ale pan Nawrocki nigdy nie powiedział, że jest „sługą Ukrainy”, więc jak sługa Ukrainy się nie zachowuje. Tupnął więc nogą i odpowiedział, że znowu tak, ale nie do końca. Że oczywiście możemy dalej pomagać, ale nie w takiej formie i nie na taką skalę, jak do tej pory. Dlatego nie zgadza się na jakiekolwiek świadczenia dla niepracujących w Polsce Ukraińców. I znowu mamy w odpowiedzi ściek bzdur i manipulacji, że znowu Putin się cieszy, bo Nawrocki wetuje. Tylko że ta sprawa jest chyba jeszcze śmieszniejsza niż poprzednie weto, bo wtedy KO po prostu udawało, że znowu jest zdziwione, że ich koszmarna dla Polaków, ale bardzo opłacalna dla niemieckiej gospodarki, ustawa nie przejdzie. Bo tym razem najbardziej zaangażowana bojówka KO (znowu na czele Myrcha, Brejza i Myszka Agresorka) całkowicie postanowiła pominąć fakt, że to był pomysł… ich kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. I że Donald Tusk poparł ten pomysł na swoich kontach społecznościowych: „Jestem za”. Ale jak wiemy, „czasy się zmieniają” i teraz już łożyć na niepracujących Ukraińców można, a nawet trzeba. Niesamowici są ci ludzie. Piszą też o tanim populizmie, a w tym samym poście wypisują, jak to nie mamy serc dla samotnych matek uciekających z Ukrainy. W jednym, k-wa, wpisie. Tylko że tutaj już Karol Nawrocki miał trochę więcej zastrzeżeń i zapowiedział, że do Sejmu przekaże poprawioną ustawę – właśnie o brak świadczeń socjalnych dla Ukraińców, którzy nie zarabiają, a często nawet na stałe nie mieszkają w ogóle w Polsce. Poza tym wspomniał również o zasadach przydzielania obywatelstwa – według niego powinien to być proces. który trwa 10 lat, a nie już do dwóch albo trzech lat, jak było do tej pory. Według mnie – dobry pomysł, bo osobiście denerwują mnie obcokrajowcy, którzy mieszkają u nas już ładnych parę lat, ale nie za bardzo chce im się polskiego uczyć, a czasami zdarza się, że z polskim prawem też im nie po drodze. No i najważniejsze – surowsze kary za próbę nielegalnego przekroczenia granicy oraz stosowne kary za propagowanie banderyzmu w Polsce. Tutaj już bojówki KO nie miały się o co doczepić, widocznie w ich małych rozumkach zaświeciła myśl, że to może i dobry pomysł (albo że rozsądny sondażowo), ale że nie ich, to lepiej udawać, że go nie ma. Zamiast tego mamy więc nachalną propagandę o biednych ukraińskich matkach i ich biednych dzieciach, które zamiast jeść chleb, muszą jeść ściany.

Dwa weta, o których jest ciszej

Pan Karol miał również zawetować ustawę o obniżeniu kar za przestępstwa skarbowe. O tym silniczki trochę próbowały warczeć, że przecież obiecywał niższe i prostsze podatki, a tu znowu weto, z czystej złośliwości. Chyba nawet oni się jednak zreflektowali, że wykrzykiwanie na temat tej ustawy tuż po wtopie z KPO jest słabym pomysłem. Że trochę to wygląda, jakby szykowali miękkie lądowanie pod te swoje zabawy z pieniędzmi obywateli. Podobno ofiarą niedziałającego długopisu pana Nawrockiego miała paść również ustawa dotycząca deregulacji energetyki, która – mam wrażenie – była chyba próbą obejścia tej wiatrakowej, ponieważ zezwalała na budowę instalacji odnawialnych źródeł energii o mocy do 5 MW bez konieczności koncesji oraz zwiększała próg mocy fotowoltaicznych (do 500 kW) zwolnionych z pozwolenia na budowę. Nie wiem, czy tylko mnie się wydaje, że tą ustawą rząd mówi mi: „Słuchaj, misiu, nie możemy walnąć ci pierdyliarda wiatraków pod twoim domem, ale może znajdzie się sąsiad, który potrzebuje i chociaż w kilku procentach zrobi to za nas”? Karol Nawrocki nie zgodził się na jej podpisanie, argumentując, że według niego będzie to prowadziło do nadmiernej samowolki budowlanej. W tym przypadku jednak, zdaje się, nie zaproponował kolejnej ustawy, w której pomógłby ministrom w ich pracy. I słusznie, bo według mnie ta ustawa jest po prostu próbą obejścia poprzedniej, byleśmy tylko te wiatraki kupili. I wyraźnie widać po niej, co jest ważniejsze dla rządzącej Koalicji. Ale to pewnie ja jestem niesprawiedliwa, bo przecież prezydent powiedział im, że im tamtą ustawę poprawi, żeby sami mogli sobie przegłosować. Tak sobie myślę, że w związku z tą ustawą (i pewnie wieloma kolejnymi) robi nam się już taki wiatrak w Sejmie, że nie potrzebujemy na razie tych niemieckich.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Nic nowego o nas… bez nas?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nikt nas nie będzie szanował, jeśli sami o to nie zadbamy. Do tego stopnia, że nikt nawet nie pomyślał, żeby zaprosić przedstawiciela Polski, mimo że graniczymy bezpośrednio z Ukrainą, wysłaliśmy tam niezliczoną ilość pomocy i nam też jest na rękę zakończenie tego konfliktu – głównie dlatego, że będzie można zacząć odsyłać obywateli Ukrainy z powrotem do siebie. I skończyć ten cały cyrk z finansowaniem ich na niemal każdym kroku. Na spotkaniu z USA i innymi krajami europejskimi nie dotarł ani premier, ani prezydent Polski. Zamiast zastanowić się, jakim cudem doszło do takiej sytuacji obaj panowie postanowili negocjować, który się bardziej zbłaźnił. A może inaczej – środowisko Donalda Tuska przekonuje, że skompromitował się tylko i wyłącznie Karol Nawrocki. Prezydent na razie nie zabrał chyba głosu w tym temacie, przynajmniej nie mogę znaleźć jego stanowiska.

Pyrrusowe zwycięstwo Tuska

Troszkę śmieszne jest tłumaczenie polityków Platformy, zwłaszcza że to ich prezes strofował niedawno nowego prezydenta, że on jest od wyglądania, a rząd od rządzenia i prowadzeniu rozmów międzynarodowych. Argumentują jednak, że premier miał wziąć udział w dzisiejszym spotkaniu „koalicji chętnych”. Nie widać jednak, żeby się szczególnie chętnie chwalił wynikami tych rozmów, więc zgaduję, że być może sam tam robił tylko za ozdobę albo zdążył jedynie powiedzieć, że stanowisko Polski w tej sprawie jest takie samo, jak Ursuli von der Leyen, co by mnie wcale nie zaskoczyło. Trudno więc uznać to chyba za wielki sukces premiera, ale – jak to się mówi – na bezrybiu i rak ryba i w obliczu tylu czarnych chmur, które ostatnio zaczęły się zbierać nad głową szefa naszego rządu, nie dziwię się, że chwyta się czegokolwiek. Brak naszego przedstawiciela w dalszym ciągu jest jednak delikatnym nieporozumieniem, bo Polska też powinna być zaproszona do dyskusji, która mogła zdecydować, czy będą jakieś zmiany przy naszej granicy. Jest to dla nas dość ważna kwestia. Na razie jednak wiadomo, że rozmowy pokojowe niczego nie rozstrzygnęła, bo Ukraina nie zgodziła się na warunki terytorialne Rosji, co było do przewidzenia. Są dwie plotki, według których Polska nie wzięła udziału w rozmowach. Pierwsza jest taka, że Nawrocki podobno nie chciał rozmawiać z Zełeńskim, ale średnio mi się chce w to wierzyć. Prezydent Polski jest już dużym chłopcem i chyba doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ciężko rozmawiać o pokoju na Ukrainie bez udziału przywódcy Ukrainy. Poza tym jednak stosunki dyplomatyczne powinniśmy utrzymywać – chciałabym tylko, żeby Nawrocki nauczył w nich trochę szacunku do Polski… Drugim – że na nasze uczestnictwo nie zgodziła się Rosja ze względu na naszą rusofobię. Jaką rusofobię w kraju, w którym co drugi jest nazywany ruską onucą? 😉 A tak poważnie, to kochać się nie musimy, ale to Rosja najechała na kraj, z którymi sąsiadujemy i ta wojna realnie ma wpływ na polską gospodarkę chociażby. Nieporównywalnie większy niż taka Finlandia, której reprezentant akurat wziął udział w tych rozmowach.

Osobiste spotkanie prezydenta Polski z Donaldem Trumpem

Ale plotki plotkami – ja uważam, że polska reprezentacja powinna się tam znaleźć. Pojawiła się już w sieci informacja, według której Karol Nawrocki ma spotkać się z Donaldem Trumpem osobiście 3 września. Na pewno będzie to okazja, żeby przedstawić, jakie jest polskie stanowisko w sprawie pokoju na Ukrainie i będzie ona chyba lepsza, niż w gronie gadających, mądrych głów. Wiadomo jednak, że poza przedstawieniem swojego stanowiska, które w przypadku naszego prezydenta może nie być tak zbieżne z interesami Niemiec, niczego więcej się w tej sprawie nie ugra. Ukraina się na pokój nie zgodzi, jeśli będzie się to wiązało z jakąkolwiek utratą przez nich swojego terytorium i w sumie wcale im się nie dziwię. Szczerze wątpię, żeby po takiej rozmowie Trump zadzwonił do Zełeńskiego, że ma się zgodzić na przejęcie Donbasu przez Rosję, bo Polska ma świetny pomysł. Spodziewam się raczej, że polityka Nawrockiego w stronę Zełeńskiego nie będzie już opierała się na dobrej woli tylko jednej ze stron. Zamiast tego spodziewam się, że będzie naciskał w temacie Wołynia, bo nie dalej niż dwa dni temu zamieścił na swoim oficjalnym profilu na X-ie, że naszym prawem i obowiązkiem jest pielęgnowanie pamięci o tym odrażającym ludobójstwie i jego ofiarach. Podejrzewam, że raczej będzie naciskał na ekshumację pomordowanych Polaków, tym bardziej, że nic się w tej sprawie nie dzieje, a przecież parę miesięcy temu Donald Tusk odtrąbił sukces, że ekshumacje będą, bo on się dogadał. Tak sprawę załatwił, że zgoda podobno jest, ale ekshumacji nie ma. O jakiejkolwiek dalszej współpracy i pomocy Ukrainie powinniśmy więc rozmawiać z Zełeńskim – z tą odmianą, że teraz to niech on sobie poklęczy. Z naszych dwóch krajów, w dalszym ciągu to jego ojczyzna potrzebuje coraz więcej pomocy i miło, żeby zaczął się tak zachowywać. Jeśli woli stawiać na Niemcy i ich wsparcie, mimo że tuż po wybuchu wojny stwierdzono tam, że za trzy dni Ukrainy już nie będzie, ale jeśli tak bardzo chcą, to mogą im wysłać zużyte hełmy, to jego decyzja i jego ryzyko. To on się na tej współpracy przejedzie, nie my. My nic nikomu nie jesteśmy winni.

M.

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Medialny kocioł, czyli poseł Łącki mówi prawdę?!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jeśli chodzi o wywiady udzielane mediom, które na zawołanie nie uwielbiają Tuska i jego rządu, podejrzewam, że pan Artur Łącki jest prekursorem. Prekursorem, bo tak naprawdę nie wiadomo, czy brać z niego, kiedy mówi prawdę prosto z mostu, kto dał, kto zabrał i dlaczego tak; a kiedy kłamkoli tak, że sam się w tym swoim kłamkoleniu gubi. Mnie się wydaje, że członkowie Platformy oglądają sobie ten film jako instruktaż, czego nie robić w mediach, których jeszcze sobie nie kupiliśmy. Bo pan Łącki bardzo chciał wypaść jak najlepiej i bardzo chciał nie wtopić ani sam siebie, ani swojej Platformy. Wyszło tak, że wtopił wszystkich, bo chłopina zwyczajnie nie wiedział, co, kiedy i jak miał mówić. W efekcie czego w tonie tego obłudnego, obrzydliwego kłamstwa KO, mogliśmy wyłowić parę perełek.

Spokojnie, aż tak to nie…

Pierwsze, co rzuciło mi się w uszy… ,”Nie mam zamiaru, nie będę przepraszać za nic, nic złego nie zrobiłem. Nie będę mówił o tym, czy tam zgodnie z prawem czy nie z prawem – to jest mało ważne” – tak, dobrze czytacie. To jest w sumie mało ważne, czy zgodne z prawem, czy nie. Im wolno, co innego Tobie, zwykły obywatelu. Tobie wypada zawsze wiedzieć, jak stanowi prawo, ale nie możemy Ci dać gwarancji, że to cokolwiek pomoże, bo wiecie, rozumiecie, prawo teraz obowiązuje tak, jak oni to rozumieją. I to nie jest czas, żeby ściśle przestrzegać litery prawa. Ale jak już trzeba, to wymyślimy podstawy prawne, spokojna głowa. Osobiście, bardzo dziękuję panu Łąckiemu za tę wypowiedź, bo do tej pory łudziło mi się, że nikt w Polsce nie jest ponad prawem (później, w praktyce, wiele razy przeszło mi przełknąć gorzki smak… demokracji). A tu jednak okazuje się, że są panowie i możni tego świata, którzy robią za nasze i tak naprawdę uja robią, ale za to kupili jacht, więc kasa z KPO się zgadza. Ale to nie było jedyne kłamstwo, z którym tak łatwo poradził sobie pan Łącki. Ich było dużo więcej.

A nawet jeśli, to co z tego…?

I teraz uważajcie, bo tutaj się linia narracyjna trochę kruszy. Oficjalna linia mówi w tej chwili, że PiS to wszystko zablokował, a oni mieli za mało czasu, żeby to dokładnie sprawdzić, więc przyznawali komu się dało, a że wśród potrzebujących było sporo działaczy KO i przybudówek, to już trudno. Wyszło jak wyszło; wyszło jak wyjść musiało. A co konkretnie się kruszy? Ich wspólna wersja, którą jeszcze do niedawna słyszeliśmy (i, zdaje się, słyszymy dalej), że to PiS zablokował wypłatę KPO, bo tak. Czemu im na tym tak zależało – nie wiadomo, ale wiadomo, że zablokowali. I tam już pal sześć, że PiS wręcz stawał na rzęsach, żeby te kamienie milowe powoli spełniać, bo dla nich najważniejszym kamieniem milowym był wybór Donalda Tuska. O czym wspominał chyba wcześniej już Bronisław Komorowski, albo jakiś inny matoł. Być może w innych mediach nie zabrzmiało to tak, jak miało to wybrzmieć: Tak, to politycy KO blokowali kasę na KPO (która była potrzebna jak przeznaczonej na owcy rzeź odrobina kropel z kranu, bo osobiście tak to postrzegam: „Macie, jeszcze nie zdychajcie. Jeszcze nam się przydacie. No pijcie, pijcie”), czym się zresztą wielokrotnie chwalili, choćby ustami Rafała Trzaskowskiego. A teraz Artura Łąckiego. Tyle tylko, że ten drugi powiedział to chyba odrobinę za późno. Kiepski przepływ informacji macie tam w KO, swoją drogą.

Brnąc w bagno… głębiej i konsekwentniej

Jeszcze później – tutaj nie wiem, czy to wynik tej niekontrolowanej szczerości, czy już główka była mniej sprawna pod wpływem nie do końca świadomej służalczej postawy. A może w pełni świadomiej, bo do tego środowiska podchodzę mocno nieufnie. Ale poseł Łącki był łaskaw powiedzieć, że Polska w sumie to tonę hajsu Szwabom wisi. Ponieważ, my im, drodzy Państwo, powinniśmy wypłacać jakąś tam kwotę za to, że oni całe to barbarzyństwo przyjęli do siebie. I tam już uj z tym, że między innymi Polska ostrzegała, że to droga bez powrotu, że to niszczenie życia zwykłym Europejczykom, że to kopanie sobie w kolano. I że to kopnięte kolano lubi się po jakimś czasie o siebie upomnieć. A kiedy już się upomina, to nagle okazuje się, że całe ciało się na tym cholernym kolanie utrzymywało, a teraz to ono ma w dupie, ale takiej tony głupoty to ono nie wytrzyma, co to, to nie. I tak właśnie wyglądają w tej chwili kolana Niemców. Oni już widzą, że ta część ciała odmówiła im posłuszeństwa, więc chcą nam bezinteresownie podarować iluś tam chirurgów i inżynierów. A żeby się zorientować, że to nie żadni chirurdzy czy inżynierowie, tylko najzwyklejsza swołocz, nie trzeba być chyba Einstainem. Bo wszystkim, zdrowo myślącym, przyszło do głowy, że oni chcą nam tu importować największy ludzki odpad. Polacy nigdy nie wyrażali na to zgody, więc może niech pan Łącki (albo jego żona) przyjmie ich do siebie. Kasę mają. I dodatkowo ponad bańkę przytulili. Ich stać, mnie nie, więc tak po obywatelsku proszę – weźcie ich na siebie, żeby Polacy mogli się rozwijać. Przecież tylko o to wam chodzi, tak od zawsze mówicie.

Czysta woda prosto z kranu…

Później pan Łącki wpadł w sprawie dotyczącej TVP-O. Bo wiecie, to było obiecywane, że oni odpisiowią tę telewizję. I odpisiowili. Tyle że teraz, kiedy dziennikarz zadaje Ci niewygodne pytanie, z którego jasno wynika, że to nie jest czysta woda, tylko zwykły ściek, to już nie wiesz, co odpowiedzieć, bo… nie oglądasz. Jakże to wygodne. Odpartyjniśmy TVP, nie ma tam pół śmierdzącego gówna po PiS-ie. I co? I nic, dalej jest nieważne, bo pan Łącki nie oglądał. Polscy memiarze rozkładają ręce, bo nie wiedzą, czy da się bardziej zmemowić Artura Łąckiego, niż on sam to sobie zrobił. Czysta woda, jak wiadomo, była potrzebna i pan Łącki byłby gotów zakopać za to sąsiada pod kwiatkami w swoim ogródku, ale jak mu podać przykład tej „czystej wody”, nagle więdnie. Bo on nie słyszał, on nie oglądał telewizji. Ciekawa jestem, czy dzisiaj, uzbrojony w wiedzę, że KO robi dokładnie taką samą sieczkę z TVP, jak wcześniej robiło PIS, w równie zaangażowany sposób starałby się zlikwidować TVP? Ale nie, teraz już nie, bo dostał sygnał, że TVP przejęta i można akcję zawijać. On swoją robotę zrobił, a co tam dalej puszczali…? Nieważne, on nie ogląda.

Polityczne rebusy pana Łąckiego

I tyle byłoby z prawdy pana Łąckiego. Bo już, przy okazji pytania o TVP, widać było, że facet nie do końca wie, gdzie jest i co się dzieje. Dlatego, kiedy padło pytanie o jego podejście do uchodźców, wił się już dosłownie jak piskorz. Widać było na jego czole ten wysiłek intelektualny – cały czerwony się facet zrobił. Widocznie jego zwoje mózgowe nie były przygotowane, na aż taki ściek kłamstw i propagandy, bo w końcu wydusił z siebie, że jak ktoś na wschodniej granicy uniemożliwiał wejście nielegalnemu migrantowi kiedyś było bardzo niefajne. Tak bardzo, że aż jego koledzy z partii musieli wyrazić swoje oburzenie Straży Granicznej, utrudniając im przy okazji wykonywanie swojej pracy. Ale teraz już nie wolno, bo wiecie Państwo – czasy się zmieniły. Bo wtedy na granicy były tylko kobiety z dziećmi, a teraz, nagle, tuż po tym jak Tusk został premierem, wszystko się zmieniło. Kobiet z dziećmi ani widu, ani słychu. Same młode byczki się nagle narodziły. Wcześniej tego, rzecz jasna, nie było. Tak więc poseł Łącki pozostał do końca wierny swoim przekonaniom – on by tych wszystkich biednych uchodźców przyjmował. Ale tylko takich potrzebujących, a że teraz AKURAT, takich nie ma, trudno. On chciał. Ale się, k-wa, nagle skończyli.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej