

Nawiasem Pisząc
Groźby zamiast wdzięczności
W tym wpisie chciałabym poruszyć temat, który opóźnił się ze względu na bieżące wydarzenia w Polsce. Niemniej uważam, że jest on jak najbardziej wart nagłośnienia. Ponieważ doczekaliśmy się czasów, w których Ukraińcy zaczynają nas szantażować i nikt z tym nic nie robi. Władze mają w głębokim poważaniu fakt, że Ukrainka żyjąca na terytorium Polski, stosuje jawne groźby wobec Polaków. A ważnym jest podkreślenie, że robi to, mimo olbrzymiej pomocy, jakiej udzielaliśmy i wciąż udzielamy Ukrainie od czasu rozpoczęcia wojny. I to nie tylko z powodu zwykłego pragmatyzmu, ale bardzo często ze zwykłej empatii. Ponieważ Polacy bezinteresownie udzielali Ukraińcom schronienia nad głową, dostarczali posiłki, leki, ubrania i zabawki dla dzieci na granicę. I mam wrażenie, że również w tym przypadku spełnia się przysłowie, że jak podarujesz palec, odgryzą Ci całą rękę.

Bo jeśli nie, to… co?
W tym wpisie chciałabym poruszyć temat, który opóźnił się ze względu na bieżące wydarzenia w Polsce. Niemniej uważam, że jest on jak najbardziej wart nagłośnienia. Ponieważ doczekaliśmy się czasów, w których Ukraińcy zaczynają nas szantażować i nikt z tym nic nie robi. Władze mają w głębokim poważaniu fakt, że Ukrainka żyjąca na terytorium Polski, stosuje jawne groźby wobec Polaków. A ważnym jest podkreślenie, że robi to, mimo olbrzymiej pomocy, jakiej udzielaliśmy i wciąż udzielamy Ukrainie od czasu rozpoczęcia wojny. I to nie tylko z powodu zwykłego pragmatyzmu, ale bardzo często ze zwykłej empatii. Ponieważ Polacy bezinteresownie udzielali Ukraińcom schronienia nad głową, dostarczali posiłki, leki, ubrania i zabawki dla dzieci na granicę. I mam wrażenie, że również w tym przypadku spełnia się przysłowie, że jak podarujesz palec, odgryzą Ci całą rękę.
Całkowite podporządkowanie
Wątpię, żeby ten wpis dotarł do pani Natalii, bo zasięgi mam, jakie mam, a dodatkowo odnoszę wrażenie, że pani Natalia ma słabe pojęcie, o tym co się dzieje, skoro wypowiada takie idiotyzmy, ale spróbuję. Po pierwsze, pani Natalio, żyje Pani w Polsce. Nic się tu Pani stało, jest Pani cała i zdrowa (przynajmniej fizycznie, bo nikt zdrowy na umyśle nie wypowiadałby czegoś takiego), nikt Pani nie atakuje, żadna krzywda się Pani nie dzieje. Mimo tego nie potrafi Pani okazać odrobiny wdzięczności. Zamiast tego stosuje groźby. Bo jeśli nie damy Ukraińcom tego, co oni chcą, to zaczną podpalać domy. Naprawdę? Naprawdę coś takiego wybrzmiało, a w Polsce nikt na to nie reaguje? Przede wszystkim należy tutaj podkreślić, że pomogliśmy Ukraińcom bardziej, niż mogliśmy, choćby w sprawach socjalnych. Coraz już częściej słyszy się głosy, że Ukraińcy rejestrują się w Polsce właśnie po różnego rodzaju zasiłki, osiemset plusy, emerytury, a potem wracają na Ukrainę, bo akurat na zachodzie tego kraju jest już umiarkowanie spokojnie. I kiedy zaczyna się podnosić sprzeciw, że może należałoby coś zrobić z tym, że oszuści wykorzystują ten nasz dziurawy i niedopracowany system pomocy dla Ukrainy, Pani Natalia (jak podejrzewam nieodosobniona) zaczyna nam grozić i szantażować nas, to chyba coś jest jednak nie tak.
Niewygodne upomnienie
Polska zrobiła wszystko, co mogła, a nawet więcej, żeby wspomóc Ukrainę w tej nierównej wojnie. Jedyne, czego oczekujemy, to odrobinę wdzięczności i szacunku. To wszystko. Ale widocznie i to jest za dużo. Widzi pani, Pani Natalio, właśnie to nas różni. Bo ja na początku wojny wspomagałam Ukrainę finansowo, na ile mogłam. Nawet nie rozdrapując ran Wołynia, bo po frajersku łudziłam się, że może takie nasze, zupełnie bezinteresowne przecież, wsparcie sprawi, że Ukraina podejdzie trochę inaczej do tych spraw, że może się przebudzi. Jakaż ja naiwna byłam. Jaką otrzymujemy, pani Natalio, wdzięczność od ukraińskiego narodu? Na początku wojny niektórzy z Ukraińców zaczęli porządkować te dawno zapomniane groby wołyńskie – i to akurat doceniam, bo była to oddolna inicjatywa niektórych (podkreślam: niektórych!) obywateli Ukrainy, którzy uznali, że w ten sposób odwdzięczą się za pomoc okazywaną ich rodakom przez Polskę. Drugim „wzniosłym” dowodem wdzięczności było odsłonięcie figur naszych polskich lwów przy cmentarzu Orląt Lwowskich, bo wcześniej Wam nie pasowały. Ale już bez haseł „Zawsze wierny” na jednym monumencie, a na drugim „Tobie Polsko”. A wie pani, pani Natalio, dlaczego to jest dla nas, Polaków, tak ważne? Bo to były nasze ziemie, zdradziecko nam odebrane. My za nią przelewaliśmy krew.
Bezkarność pani aktywistki
Ale teraz mówię dość – minęły już trzy lata od wojny, w której wspomagamy, pani Natalio, Twoją ojczyznę od samego początku, a Wy nie zdobyliście się nawet na to, żeby jakkolwiek ruszyć sprawę Wołynia. Faktem jest, że nasze władze były wobec ukraińskich żądań wiernopoddańcze, ale chociaż tak z poczucia wstydu, przyzwoitości, wdzięczności? Nic, a nic? To są ludzkie uczucia, nie powinny być wam obce… Nie zrobiliście nic, a teraz ośmielacie się nam jeszcze grozić, bo ktoś podnosi temat często bezczelnego nadużywania naszej naiwnej dobroczynności? Widzi Pani, ja niewiele mogę. Mogę jedynie napisać ten post, co też właśnie czynię. Uważam, że za tak jawne groźby powinna być Pani deportowana z powrotem na Ukrainę. Bez płaczu, że przecież tam trwa wojna i „jakże to biedną kobietę w sam środek wojny!?”. W Kijowie jest już w miarę spokojnie, więc nic się Pani nie powinno stać. A zresztą, czy powinno nas to, w obliczu takich gróźb, cokolwiek obchodzić? Gdybyśmy mieli normalną, propolską władzę, Pani by już dawno szukała sobie jakiegoś lokum na zachodniej części Ukrainy, tam gdzie nie ma wojny. Albo tam, gdzie jest, nas już to nic nie powinno interesować. Nie mamy, niestety, odpowiednich władz, żeby to wyegzekwować, ale zwykła ludzka przyzwoitość nakazuje nie grozić państwu, które okazało tak olbrzymią pomoc Pani ojczyźnie.
Nietrafieni bohaterowie
Zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby również zająć się w końcu sprawą ekshumacji ofiar Waszych zbrodniczych „bohaterów”. Jak do tej pory pozwoliliście na ekshumacje żołnierzy Wermachtu (z którymi zresztą kolaborowaliście), ale wobec zwykłych polskich cywili, nieuzbrojonych mężczyzn, matek i dzieci już Wam nie starczyło odwagi. Dlaczego? Przecież nie macie nic sobie do zarzucenia, prawda? Jeżeli nie macie tej resztki przyzwoitości, to może zacznijcie szukać schronienia w kraju, który będzie godził się na takie Wasze groźby? Wiem, że moje zdanie niewiele znaczy, dlatego odwołuję się tylko i wyłącznie do Waszych sumień. Bo chyba jesteście ludźmi i jakiekolwiek posiadacie? I na koniec jeszcze dopowiem – mogliście za bohaterów wziąć sobie tych Ukraińców, którzy usiłowali bronić swoich polskich sąsiadów przed bandytyzmem Waszych gierojów. W tej chwili na Ukrainie giną kolejni żołnierze ukraińscy, którzy naprawdę walczą za swoją ojczyznę. Wy jednak cały czas wolicie stawiać na zwykłych zbrodniarzy, którzy wsławili się tym, że nadziewali na pal malutkie dzieci albo zaszywali kobiecie w ciąży żywego kota w brzuchu. Zbyt brutalne opisy? Pani Natalio, ja czytałam o tym, co tam się działo i naprawdę wybrałam względnie łagodne fragmenty z tych wszystkich tortur, które stosowaliście na nieuzbrojonych Polakach (oraz Ukraińcach, którzy starali się im pomóc). A że nawet te są nieludzkie? Ja Wam „gierojów” nie wybierałam.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Podebatowego cyrku ciąg dalszy

Jeszcze kurz po dwóch pseudo-debatach nie opadł, a już widzimy, że wszystkie strony próbują z nich cokolwiek jeszcze wycisnąć. Ciekawe jest to, że twardy elektorat KO uparcie twierdzi, że zwycięzcą debaty został… Rafał Trzaskowski. Według mnie, największym sukcesem tego pana jest fakt, że nie rozpłakał się i nie wybiegł z hali, bo mam wrażenie, że mało już mu brakowało. Swoją drogą, zastanawiam się, kiedy te najtwardsze elektoraty dwóch największych partii w Polsce przekształciły się w aż taki beton, ale to pewnie efekt wielu lat tłoczenia kłamstw, manipulacji i zwykłej propagandy ludziom do głów. Mnie się kiedyś też wydawało, że Tusk jest naszą jedyną szansą i w ogóle zbawcą narodu, ale nawet ja, kiedy widziałam, jak zbierał niesamowite cięgi od Aleksandra Kwaśniewskiego w debacie przedwyborczej w 2007 roku, przecierałam oczy ze zdziwienia, jak następnego dnia przeczytałam, że zwycięzcą debaty był Donald Tusk, a na potwierdzenie dorzucili opinie „ekspertów”, żeby przekonać niedowiarków, że tak w rzeczywistości było, Tusk wygrał zdecydowanie, a to, co wczoraj państwo widzieli tak naprawdę się nie wydarzyło. Jakiś czas później zaczęłam omijać TVN szerokim łukiem, a ci co postanowili oglądać tę stację dalej, to ci sami, którzy dzisiaj twierdzą, że debatę wygrał Trzaskowski i nawet nie jest im głupio wypisywać takie bzdury.
Trzaskowski zwyciężył jeszcze przed debatą
Ale OK, do tego, że każda partia ogłasza swojego kandydata zdecydowanym zwycięzcą każdej możliwej debaty (czy choćby telewizyjnej pyskówki), zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Zazwyczaj tuż po jej zakończeniu na wszystkich mediach społecznościowych pojawiają nam się publikacje wszystkich partii, że to właśnie ich kandydat, i żaden inny, zaorał konkurencję i jest BEZAPELACYJNYM zwycięzcą. Do tej pory jednak starali się chociaż z tymi zapewnieniami zaczekać aż do końca debaty – parę dni temu zaś posłowie KO ogłosili Rafała zwycięzcą jeszcze przed zakończeniem debaty. Prawdopodobnie dlatego, że debata trochę się opóźniła, bo łaskawie dopuścili innych kandydatów do głosu, więc wypadałoby dać im dojechać. W związku z powyższym debata odpowiednio się przedłużyła, natomiast poszczególni posłowie KO prawdopodobnie napisali sobie te posty na kilka godzin przed debatą, a potem zaplanowali ich opublikowanie na odpowiednią godzinę (bo przecież nie mogą napisać, że ich kandydat zebrał manto, prawda?), więc jakoś na pół godziny przed jej zakończeniem pojawiały się posty, że oto Rafał Trzaskowski wymiótł konkurencję. Kurczę, może gdyby zaczekali odrobinę dłużej (o ile w ogóle chciało im się ten cyrk oglądać, skoro swój partyjny obowiązek spełnili), zdecydowaliby się odrobinę edytować swój wpis. Na przykład na taki: „Mimo agresywnej postawy konkurencji, Rafał odpowiedział na wszystkie pytania”. Nie jest to do końca prawda, bo Trzaskowski starał się unikać jednoznacznych odpowiedzi, raczej kluczył i zmieniał temat, ale jak jeden kandydat otworzył usta, żeby mu zadać pytanie, to on je otwierał, żeby coś tam sobie pogadać, więc wyrozumiale i z dużą dozą ostrożności możemy to uznać za odpowiedzi. Jednak pisanie o bezapelacyjnym zwycięstwie… Mnie by było trochę wstyd, nawet gdybym była zacietrzewionym wyborcą Platformy.
Później było gorzej… zwłaszcza za kulisami
Ale rzeczy oczywiste przesuńmy na bok, skupmy się na kulisach tego cyrku, bo jest o czym pisać. Przede wszystkim należałoby się zastanowić, kto był tak naprawdę organizatorem debaty Trzaskowskiego. Warto zauważyć, że już na samym wstępie jedna z pań, która zajmuje się dziennikarstucją, poinformowała, że to nie oni są organizatorami, oni tylko grzecznie umożliwiają sygnał, ale co złego to nie oni, tylko sztab Trzaskowskiego. Całkiem sprytnie, bo telewizja publiczna ma obowiązek na debatę (a podobno to miała być debata, a nie prywatny cyrk Trzaskowskiego) zaprosić wszystkich uczestników, nie tylko tych z największą ilością głosów, albo tych, których oni aktualnie lubią. Tylko że i tak szybko pojawiły się różne wątpliwości. Pierwsza – skoro to nie była debata, a organizatorami tego cyrku był sztab Pięknego – powinna być informacja o tym, że to materiał wyborczy sztabu KO. Tej, jak wiemy, zabrakło, ale to jeszcze nie wszystko, bo część kosztów produkcji poniesie TVP (wynajęcie hali plus emitowanie sygnału), a w takiej sytuacji wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z nielegalnym finansowaniem kampanii i to przez telewizje publiczną. Cóż, Platforma zawsze stała na straży praworządności, więc skoro tak chętnie uwaliła subwencję PiS-owi (a potem olała wyroki sądu, bo im nie pasowały do narracji o złym i złodziejskim PiS-ie), to na pewno przyjrzy się tym wątpliwościom i je sprawiedliwie oceni, prawda? W każdym razie długo do zorganizowania debaty nikt się nie chciał przyznać i przerzucali to sobie jak kukułcze jajo, jednak oficjalnie w końcu sztab wyborczy prezydenta Warszawy potwierdził, że w sumie to oni. Ale kiedy Rymanowski w swoim programie zapytał Mariusza Witczaka, kto pokryje koszty jej organizacji, ten odpowiedział, że powinni to zrobić wszyscy kandydaci i uczestnicy. Więc jeśli ktoś chce, to chyba może się dorzucić, nie wiem. Jak można było się spodziewać, wpłynęły już powiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury. Z tego, co wiem, na taki ruch zdecydowała się na razie Konfederacja, słyszałam również, że szef sztabu Karola Nawrockiego również ma podjąć albo podjął podobne działania.
Sądy i sprawiedliwość po naszej stronie
Po ostatniej decyzji sądu a propos Szymona Hołowni i uśmiechniętych, nielegalnych imigrantów ze wspólnego zdjęcia, nie mamy chyba złudzeń, że te powiadomienia szybko uwalą. Swoją drogą, ciekawe było tłumaczenie sądu w tej sprawie, bo według jego opinii ci ludzie istotnie nielegalnie przekroczyli granice, ale to nie znaczy, że są nielegalnymi imigrantami. To, przepraszam bardzo, kim są? Czy jeśli ja zdecyduję się zamordować sąsiada, to morderczynią będę tylko w czasie dokonywania zbrodni, a później już nie? Tak to teraz działa w praworządnym państwie? Co prawda, nie jestem Jurkiem Owsiakiem, ale mój sąsiad też nie jest, dlatego zastanawiam się, jakby to rozpatrzyli. Nie będę jednak mordowała sąsiada, żeby się przekonać, więc przejdźmy do dalszej części – otóż sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego też zdecydował się poskarżyć prokuraturze. Bo jak oni, to i my. Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Na wszelki wypadek jednak te sądy sobie kupiliśmy, więc o wyrok możemy być spokojni. A co się nie spodobało sztabowi Trzaskowskiego? Jak możemy przeczytać we wpisie szefowej sztabu Wioletty Paprockiej: Agresja nie przejdzie! Kierujemy zawiadomienie do prokuratury w związku z wydarzeniami, do których doszło w Końskich przed rozpoczęciem debaty prezydenckiej. Mówimy o zniszczeniu hali, próbach siłowego wtargnięcia do środka mimo jasnych wezwań o zaprzestanie natarcia, a także o awanturach i aktach agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika, którzy działali ramię w ramię. W państwie prawa takie działania muszą spotkać się z jednoznaczną i stanowczą reakcją – zarówno prawną, jak i społeczną. Agresja, zastraszanie i prowokacje nie mogą być akceptowane jako element życia publicznego. Demokracja wymaga szacunku, uczciwości i zasad – a nie przemocy i politycznego teatru. Polki i Polacy oczekują debaty, ale prowadzonej z klasą, bez atmosfery nagonki i chaosu. Czyli wiadomo – nielegalne próby zakłócenia DEMOKRATYCZNEGO wydarzenia. Znamy to już.
Siłowe wdarcie zaproszonych gości
I wiecie co, ja chyba rzeczywiście głupia jestem. Nic nie wiem, co prawda, o zniszczeniu hali, ale tu mogę się podpisać, że zniszczenie hali jest bardzo niefajne. Ale o jakich „siłowych wtargnięciach” mówimy, skoro sami zdecydowaliście się jednak dopuścić pozostałych kandydatów do dyskusji? I to bardzo niechętnie, bo widocznie przygotowali Rafałka tylko do dyskusji z Nawrockim, a i to, jak mogliśmy się przekonać, niezbyt skutecznie. Skoro sztab Trzaskowskiego ostatecznie zgodził się na udział innych kandydatów, to dlaczego musieli oni siłowo się wdzierać, skoro wystarczyłoby ich wpuścić? Skoro udało im się wygospodarować skądś nagle ileś tam dodatkowych mównic dla kandydatów, to chyba otwarcie im drzwi do hali nie stanowiło jakiegoś niesamowitego problemu? Chyba że było tak, że drzwi przed nimi otworzono, czerwony dywan rozłożono, a oni i tak postanowili się siłowo wdzierać, bo to zwykły plebs jest? Ja widziałam tylko, jak wdzierał się Stanowski. Zapukał, otworzyli mu, wszedł. Potem, co prawda, dziennikarze z jego „Kanału Zero” mieli problem, żeby się tam dostać, więc może to jest to siłowe wdarcie? Że w ogóle ośmielili się próbować? Albo że im się w ogóle udało, bo to przecież jeszcze gorzej? Nie wiem też, o jakim zniszczeniu hali, mówi pani Paprocka, bo nie mogę znaleźć żadnych informacji na ten temat. Wiem tylko, że ona mówi, że została zniszczona, ale jak już wielokrotnie pisałam – do polityków oraz ich współpracowników stosuję zasadę ograniczonego zaufania. Ale jeśli ktoś z Was mieszka albo odwiedza Końskie i faktycznie doszło tam do zniszczenia hali, to chętnie poczytam, bo nie mogę dotrzeć do takich informacji. A wiecie, jak to jest, uwierzysz komuś na słowo, że gdzieś tam rozdaje się rowery, a potem szybko się okazuje, że nie rozdaje, tylko kradnie. I nie rowery, a samochody.
M.
Nawiasem Pisząc
A miało być tak pięknie

Byliśmy świadkami dwóch debat prezydenckich jednego dnia i naprawdę można powiedzieć – sporo się działo. Większość kandydatów wypadła na plus. Sporo zyskał w moich oczach Karol Nawrocki, który nie dawał się wyprowadzić z równowagi (może na krótką chwilę w drugiej debacie), ale też celnie i twardo punktował niekonsekwencję polityczną Rafała Trzaskowskiego. Joanny Senyszyn dałam radę wysłuchać w pierwszej debacie, w drugiej już byłam nią zmęczona, zwłaszcza kiedy weszła w swój mocno antyklerykalny tryb. Krzysztof Stanowski bardzo fajnie wyśmiewał obłudę i hipokryzję niektórych kandydatów. Szymon Hołownia odważył się wystąpić w nieprzyjaznym dla siebie środowisku – gadał głupoty, ale trzeba to docenić. Ogólnie po tej debacie nie miałam wrażenia, że Szymon naprawdę może być jeszcze głupszy, a ostatnio zdarzało się to bardzo często. Ale chyba nikt, poza Koalicją Obywatelska, która tradycyjnie ogłosiła swojego kandydata zwycięzcą debaty, nie może w pełni świadomie i z czystym sumieniem powiedzieć, że cała ta szopka nie zaszkodziła Rafałowi Trzaskowskiemu.
Podwójny nokaut
Ale nie, po tym co się potem stało, czuję, że jednak decyzja pozostałych kandydatów była dobra. Widocznie wszyscy mieli ochotę parę rzeczy prezydentowi Warszawy wypomnieć. No i trzeba powiedzieć, że Nawrocki z Biejat pięknie w dosyć niespodziewanym duecie dwukrotnie powalili na deski Pięknego Rafała. Najpierw wspierany przez PiS Karol Nawrocki wypomniał mu jego brak konsekwencji i stałe zmienianie zdania w kluczowych dla Polski sprawach, na co Trzaskowski zaczął bredzić coś o tym, kto się boi gejów i dlaczego. Potem prezes IPN-u wręczył mu tęczową flagę, wypominając mu, że przecież od zawsze był tęczowym Rafałem, więc co mu się tak nagle odmieniło. Kandydat z ramienia KO kompletnie stracił nerwy i kłopotliwy podarunek schował, co natychmiast zauważyła Magdalena Biejat, wykorzystała okazję i wyprowadziła cios, prosząc go o oddanie jej flagi, bo ona się jej nie wstydzi. Olbrzymią przyjemność zrobiła mi tym zachowaniem Magdalena Biejat. Wiecie, to jest takie uczucie, jakby mój kot wziął mi się, zsikał, zesrał, a na końcu na to wszystko zwymiotował w pokoju. I w tej sytuacji wchodzi Biejat i ten cały syf wyciera. Twarzą Rafała Trzaskowskiego. Tego rodzaju to była przyjemność. Myślę, że kandydatka lewicy spokojnie odebrała tym wystąpieniem ileś głosów Rafałowi – chodzi mi oczywiście o te najbardziej skrajne i tęczowe środowiska. I może to zaważyć na jego prezydenturze. Tak zapunktowała tym u mnie dziewczyna, że musiałam sobie przypomnieć, że chciała odwołać Dzień Żołnierzy Wyklętych, a w jego miejsce ustanowić Dzień Ofiar Żołnierzy Wykletych, żeby mi się przypomniało, że w sumie to za nią nie przepadam. Ale tak przywalić też trzeba umieć.
Niechciany kandydat
Drugim dużym przegranym był Sławomir Mentzen. On oczywiście pisze, że nie będzie tańczył, jak mu zagrają, nie będzie brał udziału w tej szopce i nie będzie odwoływał w ostatniej chwili wizyty w tych miejscowościach, do których akurat jechał. Słyszałam jednak wersję, że jego sztabowcom bardzo zależało na udziale Mentzena w tej debacie, bo była to doskonała szansa, żeby dotrzeć do większej liczby potencjalnych wyborców. Podobno mieli coś kombinować nawet z helikopterem, ale nie było żadnych dostępnych, a podróż samochodem wiązałaby się ze złamaniem olbrzymiej liczby przepisów drogowych, a nawet ryzykiem wypadku, więc ostatecznie uznano, że nie ma sensu. Napiszę szczerze, że miałam wręcz wrażenie, że była to ustawka, żeby kandydat Konfederacji nie miał szansy się stawić, bo mógłby w niej naprawdę dużo zyskać. Stracić również, ale gra była chyba warta świeczki. Wystarczy spojrzeć, że wizerunkowo sporo zyskali na niej Karol Nawrocki, który udowodnił, że wcale nie jest sztywny i nudny czy Szymon Hołownia, korzystający ze swojego medialnego doświadczenia. Dużym zaskoczeniem okazał się Maciej Maciak – w sumie zabawnie wyglądało, kiedy kolejni kandydaci docierali na miejsce i udawali, że wcale nie są zaskoczeni na widok kompletnie obcego kolesia. Dopiero Stanowski przestał udawać i zapytał się go: „Kim ty, kurde, człowieku jesteś?”. Doczytałam sobie, że prowadzi jakiś kanał na YT, ma 70 tysięcy subskrybentów (wcale niemało, pytanie tylko, jakim cudem udało mu się zebrać ok. 130 tysięcy podpisów), jest antyukraiński, prorosyjski oraz uważa, że nie ma sensu finansować wojska, bo jak będzie za duże, to będziemy prowokować. Zwłaszcza ten ostatni pogląd jest dla mnie niepokojący, dlatego cieszę się, że ten pan też nie wypadł w tej debacie najlepiej. Ale nikogo chyba wczorajszy wieczór w Końskich nie zabolał tak jak Rafała Trzaskowskiego. Co tam Schetyna kiedyś mówił? Że wybory wygrywa się w Końskich? Mam nadzieję, że również w Końskich się je przegrywa. I że świadkiem tej porażki byliśmy wczoraj.
M.
Nawiasem Pisząc
Ciąg dalszy kabaretu w polskim Sejmie

Nie wiem, które wydarzenie z tych, do których ostatnio doszło na naszej rodzimej scenie polityczne powinno zyskać miano najbardziej żenującego, ale było ich sporo. Rafał Trzaskowski zdecydował się zrobić konferencję dla wszystkich dziennikarzy i odpowiedzieć na wszystkie pytania, a nie tak jak do tej pory zapraszać tylko tych zaprzyjaźnionych z sympatycznymi pytaniami. Roman Giertych z Jarosławem Kaczyńskim prawie wzięli się za łby w Sejmie – później do tego swoistego freak-fightu włączyli się posłowie PiS, chcąc wesprzeć prezesa. A Szymon Hołownia chwali się, że wygrał pozew przeciwko Sławomirowi Mentzenowi, bo on wcale, nigdy nie zapraszał do Sejmu żadnych uchodźców.
Nieszczęśliwa konferencja Trzaskowskiego
Trzeba przyznać, że otwarta konferencja dla wszystkich dziennikarzy była odważnym pomysłem sztabu Rafała Trzaskowskiego. Widocznie uznali, że nie wypada śmiać się z Mentzena, że uciekał na hulajnodze przed dziennikarzami, skoro samemu konsekwentnie odmawia się udziału w debatach w mediach, których się nie lubi. Odważnym, ale chyba kompletnie nieprzemyślanym, bo Trzaskowski wypadł tragicznie. Jego odpowiedzi na niewygodne pytania to albo wymuszony śmiech, albo sugerowanie, że dziennikarze robią sobie z niego żarty na Prima Aprilis, albo kłamstwa, albo zarzuty, że pytania są niemerytoryczne, a on właśnie chciałby merytorycznie, tak jak nigdy wcześniej. Tego się naprawdę nie dało oglądać. Próbowałam obejrzeć całość, naprawdę, ale to było niewykonalne. Zaczęłam się przede wszystkim zastanawiać, czy może cała taktyka sztabu Trzaskowskiego nie polegała przypadkiem na tym, żeby zorganizować ją właśnie 1 kwietnia, a kandydat KO na prezydenta, gdyby nie wiedział, co ma powiedzieć, będzie się powoływał właśnie na tę datę, że heheszki i on dziękuje za poprawę humoru. Ale za to dowiedzieliśmy się, że jesteśmy światową potęgą w ogórkach i Prince Polo – trzeba przyznać, że Rafał dość ciekawie wymawia nazwę batonika jak na takiego poliglotę. A ogórki produkowane były w Niemczech. Chociaż nie jestem pewna, czy to akurat na tej konferencji, bo on te ogórki ze sobą już chyba wszędzie wozi.
Pyskówki na poziomie w mównicy sejmowej
O kłótni prezesa PiS-u i mecenasa Giertycha nie będę się przesadnie rozpisywała, bo według mnie to taki trochę teatrzyk dla fanatyków jednej i drugiej strony, żeby mieli się czym zajmować przez następny tydzień. Wizerunkowo nie wyszedł na tym dobrze żaden z dwóch panów i chyba nawet KO spodziewała się czegoś więcej po swoim czarnym koniu, bo tak naprawdę po wszystkim ograniczyli się tylko i wyłącznie do… komentowania różnicy wzrostu. Serio. Nie wzięli oczywiście pod uwagę, że Giertych stał już w tamtym momencie na podwyższeniu przy mównicy, a Kaczyński niżej – ważne, żeby było śmiesznie, ważne, że Kaczor jest niski. Do samej kłótni odnosili się już mało chętnie, bo nie dość, że nie stała ona na najwyższym poziomie, to Romek ją przegrał. Sam się podłożył, kiedy zaczął gadać o wujach. Wydawałoby się to niemożliwe, ale to Kaczyński usiłował zniżać się do poziomu Giertycha, a nie odwrotnie. I chyba mu się to nie udało, bo o ile Qń faktycznie działa mu na nerwy, o tyle wciąganie się w dyskusję o wujach uznał za poniżej swojej godności. Mecenas musiał więc zostać sam ze swoim wujem i liczę na to, że nowe przezwisko przylgnie do Romana, tak jak Naleśnik i Pan Członek do Zembaczyńskiego.
Kiepska pamięć Szymona Holowni
Szymon Hołownia napisał na swoim Twixie: „Mentzen jest kłamcą – tak właśnie orzekł sąd. 3:0, jest kolejne zwycięstwo i obiecany hattrick. Gramy dalej, Panie Sławku?”. Jest to oczywiście świętowanie wygranej sprawy sądowej. Marszałek zapomniał niestety, że jego zdjęcie z nielegalnymi migrantami od paru lat już śmiga po necie. Internauci na szczęście szybko mu przypomnieli, ale spójrzcie sami, jak działają polskie sądy, skoro ignorują wpis Fundacji Ocalenie, który wyraźnie mówił, że ci ludzie zostali do Sejmu zaproszeni. Zacytowano nawet kobietę, która pozowała z panem Szymonem na wspomnianym zdjęciu: „W życiu bym nie pomyślała, będąc w lesie na granicy białorusko-polskiej, że któregoś dnia zostanę zaproszona do polskiego Sejmu. Że znajdę się w gronie osób specjalnie zaproszonych. Taka myśl, nie przeszłaby mi nawet wtedy przez głowę”. Cóż, gości do Sejmu zaprasza… marszałek Sejmu. Nie wiem, czy Mentzen będzie się od wyroku odwoływał, bo nie bardzo ma chyba teraz czas na takie szarpanie się z kolesiem, do którego jeszcze nie dociera, że jest politycznym trupem, przepraszam za dosadność. Wrzucił tylko wspomniane zdjęcie i skomentował to: „Sąd uznał, że Hołownia nie zapraszał do Sejmu nielegalnych imigrantów i nie wrzucał sobie z nimi zdjęć „.

M.