Nawiasem Pisząc
Francuzi mistrzami w szacunku i tolerancji!
Parę dni temu, kiedy pisałam o tym, że Francuzi do niesienia olimpijskiego znicza zaprosiła między innymi dwóch transseksualistów, wspominałam o tym, że te Igrzyska mogą być najbardziej kompromitujące w dziejach. No, może poza tymi, które odbyły się w latach 30-tych w stolicy III Rzeszy, ale w sumie nie jestem przekonana. Chodziło mi oczywiście o niezaspokojone tłumy lekarzy i inżynierów, którzy trochę już w tym Paryżu zdążyli nabroić, ale były to pojedyncze przypadki, które – zdaniem organizatorów – na pewno niczego nie dowodzą. Martwiłam się po prostu o bezpieczeństwo sportowców i kibiców. Cóż, mleko już się rozlało. Nawet jeśli, jakimś cudem, te Igrzyska będą najspokojniejsze ze wszystkich, zostaną one zapamiętane z innego powodu. I mam wrażenie, że nie do końca o taką pamięć zabiegali organizatorzy, chociaż zadaję sobie pytanie, jakim cudem mogli nie przewidzieć, że niektóre fragmenty piątkowej uroczystości wywołają takie, a nie inne reakcje? Chodzi oczywiście o obrzydliwą i obrazoburczą Ceremonię Otwarcia tych Igrzysk.
Równi i równiejsi
Zacznijmy może od kwestii mniej kontrowersyjnych, czyli prezentacji drużyn narodowych, które w ciągu najbliższych dwóch tygodni walczyć będą o medale. Pomysł niby oryginalny i nietuzinkowy, bo dlaczego by nie zrobić tak, że te reprezentacje będą przepływały na promach i machały do widzów, będzie szybciej, prościej, równiej (?) – bo tę ostatnią wartość organizatorzy najczęściej podkreślali w swojej „artystycznej” wizji. Wyszło tak sobie, bo w efekcie wszystkie reprezentacje wpłynęły tak jakby w tle… Szybko, niezbyt widowiskowo, stojąc w deszczu, poupychani jak konfitury w piwnicę i oddzieleni od następnej reprezentacji barierkami, bo przecież nie można było załatwić jednego promu dla jednej reprezentacji, wszak to miały być najtańsze Igrzyska w historii, więc gdzieś tę kasę należało przyoszczędzić. Okazało się, że na sportowcach najlepiej. Łajba z reprezentacją Polski ponoć nie miała nawet dostępu do toalety, o kartonowych wyrach nawet nie będę wspominała. Może o to chodziło z tą „równością”, żeby wybitni sportowcy spali dokładnie w takich samych warunkach, bo bezdomni inżynierzy i lekarze? Prawdopodobnie, bo w samych Igrzyskach za dużo tej równości nie było widać. Zacznę od tego, że już sama prezentacja drużyn wypadła według mnie bardzo rozczarowująco. Pamiętam, jak to się odbywało, w latach poprzednich i zazwyczaj te reprezentacje w kolejności alfabetycznej wchodziły na bieżnię stadionów narodowych. I, owszem, było widać, że niektóre są skromne, inne dużo liczniejsze, ale każda miała mniej więcej tyle samo czasu, każda mogła się zaprezentować jak chce, każda była widoczna i oklaskiwana, każda mogła chociażby zaprezentować swoje stroje. A teraz? Wspomnę jedynie, że reprezentantów Polski pokazywano z jednej kamery i nie zadbano nawet o to, żeby wytrzeć ją z kropel, bo w efekcie widzieliśmy, że coś czerwonego mignęło nam mignęło, jak się wytężyło wzrok, to nawet można było zauważyć małe biało-czerwone flagi, którymi nasi sportowcy machali do widzów. Ale dotrzeć poszczególne twarze, chociażby naszej chorążej Anity Włodarczyk, już nie było tak łatwo. Ot, tam sobie gdzieś przepłynęła pomiędzy setką takich samych reprezentacji. No, może jeszcze sportowcy z USA byli widoczni, bo oni tradycyjnie wysłali bardzo liczną ekipę, więc dało radę ich wszystkich upchnąć tylko na jednym promie. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób zaprezentowali tam tę całą równość. Na pewno starali się ją ubrać w łatki nijakości i przeciętności, ale wyjaśni mi ktoś w takim razie, czemu niektóre reprezentacje miały super wypasione promy (chociaż przy tej liczbie pasażerów pewnie nie robiło to wielkiego wrażenia, bo i tak ledwo co się tam dało ruszyć), inne wsadzano po kilka na jednej łódce, a te najmniejsze wpływały jakimiś kutrami rybackimi, bo się nie chciało Francuzom jakichś lepszych warunków im zapewnić. I pewnie tylko kompletnym przykładem reprezentacje, które zostały tak potraktowane pochodziły z jakichś najbiedniejszych, afrykańskich państw. To nie ma nic wspólnego z równością, za to z rasizmem, z którym tak walczycie, już jak najbardziej. A te barierki, którymi oddzieliliście jedne drużyny od innych kojarzył mi się już typowo z apartheidem. Brawo, Francja!
Wolność bez granic
Chciałam o tym napisać parę słów, bo uderzyło mnie to w oczy, kiedy oglądałam ceremonię otwarcia, chociaż nie ukrywam, że do tamtego momentu bardziej mnie śmieszył ten cały cyrk, niż irytował. Faktem jest, że byłam zawiedziona sposobem prezentacji poszczególnych zespołów, w tym przede wszystkim Polki, ale nie potrafiłam się nie uśmiechnąć, kiedy oczywiste różnice między poszczególnymi reprezentacjami widać było jak na dłoni, a organizatorzy uwidaczniali je jeszcze, inaczej traktując malutką reprezentację np. Czadu, a inaczej amerykańską potęgę. Ale niestety hasło „równość” nie była jedynym, jakie Francuzi postanowili wciągnąć na swoje sztandary. Jak wyglądała równość w ich wykonaniu, już Wam napisałam, a jak dumna Francja wyobraża sobie wolność? Na pewno nie tak, jak wyobraża ją sobie większość cywilizowanych osób. U nich wolność to po prostu zabawa, bez końca i bez poszanowania jakichkolwiek granic. Ich wolność była ważniejsza niż poszanowanie zasad olimpijskich, które powstały po to, aby Igrzyska Olimpijskie były tylko i aż świętem sportu, bez polityki, podziałów czy braku szacunku. Brakiem szacunku było wciskanie mniejszych, afrykańskich reprezentacji do jakichś starych kutrów pływackich. Brakiem szacunku było również to, co zrobiono z wiarą chrześcijańską, z „Ostatnią Wieczerzą” Leonarda da Vinci, która przedstawiała ważne dla wszystkich chrześcijan wydarzenie z życia Jezusa Chrystusa. I nie udawajmy, że oni nie chcieli zrobić tego, co zrobili; że nie spodziewali się reakcji; że to był tylko wyraz artystyczny, a chrześcijanie jak zwykle mają kija w tyłku i są za głupi, żeby zrozumieć „SZTUKĘ”. Nie wiem, być może efekt z nierównym traktowaniem różnych reprezentacji wyszedł im przez przypadek, bo nie przewidzieli, nieszczęśnicy, że mała pływacka łajba z kilkuosobową reprezentacją jakiegoś małego, afrykańskiego państwa popierdywała z całą mocą swojego zużytego silnika, byle tylko nie zostać zatopiona przez wielgachne promy niektórych innych reprezentacji, ale na pewno doskonale wiedzieli, co robią, kiedy na scenę wychodziła jakaś otyła niewiasta, która miała odgrywać Chrystusa. Doskonale wiedzieli, co robią, kiedy przed takim wizerunkiem Jezusa zaczął swój obsceniczny taniec gruby, nagi mężczyzna, pomalowany jedynie na niebiesko, który prawdopodobnie odgrywał Bachusa/Dionizosa. Z pełną premedytacją urządzono na stole, symbolizującym ten z Ostatniej Wieczerzy, jakiś pokaz mody społeczności LGBT i ogólnie festiwal rozwiązłości, za jaką zresztą niegdyś uchodziły bachusowe „dożynki”. Oni doskonale wiedzieli, że jest to połączenie odrzucające chrześcijan, przeciwko któremu chrześcijanie ostro się od wielu lat buntują. Z pełną premedytacją połączono obrzydliwą parodię chrześcijaństwa z rozwiązłym i obrzydliwym stylem życia. Z poczuciem satysfakcji reżyserowano sceny orgii na stole, z którego miał spożywać Jezus Chrystus. Oczywiście, teraz udają wielce zaskoczonych, bo przecież nie wiedzieli, że ich radosny performance może sprawić komuś przykrość. I puszczają w świat przekonanie, że jak zwykle tylko chrześcijanom się coś nie podoba, nikt inny nie ma pretensji. Patrzcie, tylko chrześcijanie burzą się, że mniejszości seksualne domagają się „swoich praw” i chcą kochać, tak jak czują, bla, bla, bla. Ale, przepraszam bardzo, o co mieli oburzać się żydzi i muzułmanie? W którym miejscu zrobiliście sobie jaja z Mahometa, tak jak zrobiliście to z Chrystusem? W którym momencie uderzaliście również w religię żydowską? Który z symbolów tych dwóch religii został podczas tego wielkiego, sportowego święta potraktowany tak, jak mająca olbrzymie znaczenie dla wiary chrześcijańskiej, Ostatniej Wieczerzy? Dziwnym trafem mi jakoś umknęły. Wcale mnie to nie dziwi, bo muzułmanie Was już wychowali po zamachach na redakcję czasopisma „Charlie Hebdo”, Izrael już od ładnych paru lat terroryzują cały świat oskarżeniami o antysemityzm, więc tutaj już odwagi zabrakło, ale uderzać w chrześcijan, czemu nie? Francja z „najstarszej córy Kościoła” przeobraziła się w „ostatnią kurtyzanę” – na własne życzenie i na naszych oczach. To, co widzieliśmy w piątkowy wieczór to nie tylko upadek obyczajów. To upadek cywilizacji. I nie dajcie się nabrać ich tłumaczeniami, że inspirowali się „Ucztą bogów” Belliniego, a katolicy są głupi i nie znają się na sztuce. Przede wszystkim Belliniego, nie Biljerta, jak usiłują teraz to wszystkim wmówić, bo sami są w temacie sztuki niesamowicie obeznani. Zrobili to tylko dlatego, że smród rozpętali większy, niż sami się spodziewali. Reżyserem tej ohydy jest wielki entuzjasta społeczności LGBT, a Barbara Butch, która w przedstawieniu wystąpiła w roli Chrystusa sama o sobie mówi, że jest „żydowską, queerową lesbijką” i „jest z tego dumna. Po ceremonii wrzuciła zresztą na swoim profilu zdjęcie „Ostatniej wieczerzy” da Vinciego, które podpisała: Oh yes! Oh yes! The new gay testament. To chyba wystarczy jako komentarz do ich stanowiska, że „katolicy jak zwykle nic nie zrozumieli”. Zrobili to z pełną świadomością.
Wolność słowa w nowej, niezależnej TVP
Na osobny komentarz zasługuje zawieszenie Przemysława Babiarza. Powodem była skandaliczna wypowiedź komentatora, której największym grzechem jest to, że okazała się ona prawdą. Babiarz krótko bowiem skomentował utwór „Imagine” Johna Lennona wizją komunizmu. Artysta sam powiedział, że ta jego piosenka to właściwie „manifest komunistyczny, chociaż nie jestem komunistą i nie należę do żadnego ruchu”. W którym więc momencie, pan Przemysław powiedział nieprawdę? Dlaczego te jego słowa tak bardzo uraziły obecne TVP, że od razu komentatora zawieszono, a pewnie niedługo zostanie mu dostarczone wypowiedzenie? „Wzajemne zrozumienie, tolerancja, pojednanie – to nie tylko podstawowe idee olimpijskie, to także fundament standardów, którymi kieruje się nowa Telewizja Polska. Nie ma zgody na ich łamanie. Informujemy, że po wczorajszych skandalicznych słowach Przemysława Babiarza, został on zawieszony w obowiązkach służbowych i nie będzie komentował zmagań podczas Igrzysk Olimpijskich” – czytamy w oświadczeniu. Chwilę wcześniej przytaczałam słowa samego Lennona, więc gdzie tu skandal, chciałam dopytać? Nowe władze TVP wiedzą lepiej, o czym było dane dzieło, niż jego autor? Czy może tak bardzo boją się, że iluś tam osobom otworzą się oczy, że rządzą nami postkomuniści, którzy znów próbują uleczyć świat swoją wizją, wykorzystując do tego młodych, zagubionych i zmanipulowanych ludzi? Innej możliwości nie widzę, a wiemy przecież, że nowe władze są zależne od przywódcy partii, która była zakładana przez komunistów i sporo w swoich szeregach ma entuzjastów tego reżimu. Ta sama partia szykuje nam ustawę, która kompletnie zamknie nas usta, a wszystko to ładnie opakują w szaty „walki z mową nienawiści”. Czyli, jak to u marksistów bywa, znowu gówno owinięte w ładny, kolorowy papierek. Czy Polacy są już zdolni do oczywistej, wydawało się, koncepcji, że gówno opakowane w ładny papierek nie stanie się nagle czekoladką pod wpływem pełnych tolerancji i miłości wypowiedzi dookoła niego. Wręcz przeciwnie, dalej pozostanie gównem, tylko że być może my już nie będziemy mogli tego powiedzieć. Będziemy musieli zajadać się ze smakiem. Zresztą, mówimy tu o partii, która – z polecenia swojego fuhrera – publicznie karze swoich posłów za to, że nie zagłosowali tak, jak sobie tego życzy fuhrer Tusk. Mowa oczywiście o tej śmiesznej uchwale legalizującej aborcję, którą to nasz Sejm dzięki Bogu uwalił, chociaż nie wiadomo na jak długo. Tusk darował tylko jednemu, który wtedy przebywał w szpitalu (ludzki pan!), pozostali zostali co najmniej zawieszeni, bo obecny premier Polski nigdy nie był politykiem, który szanowałby czyjeś poglądy. W jego partii poglądy każdy może mieć, jakie chce, tylko żeby za bardzo się z nimi nie obnażał. A w Sejmie mają głosować tylko tak, jak dyscyplina partyjna nakazuje. Tyle znaczy wolność słowa według partii Donalda Tuska. Bo prawo ma być takie, jak on sobie wyobraża, że jest. I to powinno nam wystarczy, żeby go przestrzegać. Z wielkim uśmiechem na twarzy, rzecz jasna.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Wszystkie siły w Nawrockiego
Ja nie wiem, czy są jakieś granice, których miłościwie nam panujący nie przekroczą, byle tylko zapewnić swojemu uroczemu chłoptasiowi prezydenturę. Nie wiem też, czy jest jakaś granica, po której przekroczeniu wielbicielom KO zaświeci się jakaś mała lampka i pomyślą, że nie no, moment, panowie, teraz to już troszeńkę przesadzacie. Widać, że uwiera to całe środowisko Karol Nawrocki. I to chyba dość mocno uwiera, bo do tak niskich sposobów nie uciekali się, ani kiedy kandydował Lech Kaczyński, ani kiedy robił to Jarosław Kaczyński, chyba nawet nie wrzucali tyle gówna w wentylator, kiedy w wyborach do swojej drugiej kadencji startował Andrzej Duda – bo przy pierwszej go nie doceniali, wszak mieli wiele mówiące sondaże, które wyraźnie wskazywały, że Bronisław Komorowski musiałby po pijaku potrącić zakonnicę w ciąży, która na dodatek porusza się na wózku. Wielki szacunek dla tej anonimowej kobiety za jej olbrzymie poświęcenie! W każdym razie mocno ich chyba zdenerwowała ta kandydatura, skoro próbują drugi raz nabrać swój najtwardszy elektorat na ten sam numer.
Nawrocki obraża staruszków!
No bo, na zdrowy, chłopski rozum – co takiego musiał powiedzieć kandydat popierany przez PiS, że aż tak naraził się emerytom? Nikt nie odbierał immunitetu Januszowi Korwin-Mikkemu za jego wypowiedzi o kobietach czy ****filii, nikt nie próbował go odebrać Jarosławowi Kaczyńskiemu za gorszy sort i dawanie sobie w szyję, więc co takiego strasznego powiedział Nawrocki, że miarka się przebrała i trzeba mu uwalić immunitet, najlepiej jeszcze przed wyborami? Nie widzę Waszych twarzy, kiedy czytacie ten tekst, więc moje zdolności czytania w myślach są mocno ograniczone, ale jestem pewna, że większość z Was dobrze zgadła: W Polsce trwa powolny, ukryty proces reubekizacji, przywracania przywilejów emerytalnych ludziom, którzy inwigilowali, ludziom, którzy wsadzali do ośrodków internowania, którzy więzili, rozbijali rodziny, zmuszali do emigracji – miał powiedzieć Nawrocki na jednym ze spotkań z wyborcami. Kogo mogły urazić te słowa? Podejrzewam, że nie starszych ludzi, którzy całe życie uczciwie pracowali, ale właśnie byłych przedstawicieli UB i SB. Zresztą wniosek o uchylenie immunitetu złożyło stowarzyszenie emerytów mundurowych, więc mamy jakieś tam potwierdzenie. Po zmianie władzy byłe służby komunistyczne szykowały się już na powrót wysokich emerytur (nawet nie wiem, czy to już nie przeszło), pewnie zacierali też łapki w nadziei, że Rafał Trzaskowski podaruje im jeszcze więcej pieniędzy, tak jak w Warszawie hojnie obdarował Jolantę Lange, która była przecież tajną funkcjonariuszką SB. Wygrana Nawrockiego mogłaby im mocno te nadzieje zepsuć, więc postanowili znowu zacząć się buntować, być może znowu uda im się pociągnąć za sobą fanatyków herr Donalda i znowu będzie można robić burdel na ulicach, bo przecież sam fakt kandydowania w tych wyborach kogoś innego, niż przystojny Rafał jest świadectwem upadku demokracji. W wyborach powinien startować zawsze tylko jeden kandydat, żeby się ludziom krateczki nie pomyliły i żeby ich głowa nie rozbolała. I te krateczki to już panie w urzędzie za obywateli powypełniają, bo na cholerę ludzi fatygować. Ich udział będzie już zupełnie niepotrzebny.
Przykład Rumunii
Wtedy by było praworządnie i Unia Europejska nie miałaby w ogóle powodów, żeby nas w czymkolwiek pouczać. Zresztą władze unijne są bardzo zadowolone z zeszłorocznych wyborów, bo wreszcie nikt im nie będzie przeszkadzał wprowadzać na terenie Polski korzystnych dla siebie rozwiązań. Bez wielkich przeszkód doprowadzają do ruiny polskie rolnictwo i ogólnie całą gospodarkę, ale niestety nie mogą tylko stać i z dumą obserwować, jak to wszystko trafia szlag, bo teraz się Rumuni słuchać przestają. Unia więc robi, co może, aby nie dopuścić Georgescu do władzy w kolejnych wyborach po unieważnieniu poprzednich. Jak wylicza poseł Włodzimierz Skalik, Georgescu stracił już ogrzewanie i Internet we własnym mieszkaniu, w planach mają również zakazanie TikToka oraz nałożenie surowych ograniczeń na platformę X, bo wiadomo, że tego się już tak ładnie nie upilnuje i jeszcze rumuńscy obywatele dotrą do jakichś niewygodnych dla nich treści; podobno zaprzestano również nadawania kanału Realitatea TV, który jako jedyna, większa telewizja krytykowała decyzję o odwołaniu wyborów prezydenckich. Proszę, jak się źle w Rumunii dzieje, nie to co u nas, bo tutaj to się telewizje na listę spółek strategicznych wpisuje. Logiczne, skoro pracuje tam Monika Olejnik, córka majora Służby BEZPIECZEŃSTWA, to przecież wszystko się zgadza. Tatuś dbał o bezpieczeństwo naszych ojców i dziadków, Moniczka dba o nasze. A tak zupełnie na poważnie – jestem pewna, że jeśli Karolowi Nawrockiemu uda się wygrać walkę o fotel prezydencki, to szanowne KO go tak łatwo do władzy nie dopuści. Na pewno w ruch pójdzie tradycyjne „nie uznajemy wyroku Sądu Najwyższego o ważności tych akurat wyborów, w ogóle nie uznajemy żadnych wyroków tej instytucji, poza tym o ważności ostatnich wyborów parlamentarnych – ten jeden tak, ale to w drodze wyjątku”. Być może Donald Tusk jeszcze przed wyborami, weźmie i je unieważni, bo jemu przecież wolno wszystko. Już teraz pewnie kombinują, jaką świnię mu w razie czego podłożyć, bo Nawrocki jako prezes IPN-u ma dużo większe szanse zgarnąć w drugiej turze elektorat Konfederacji, niż ten śmieszny Trzaskowski.
Wszystkie środki dozwolone
Na razie próbują w Nawrockiego uderzać medialnie, bo najpierw im się przypadkowo wkleiło zdjęcie hailującego gościa jako ilustracja do tekstu o życiorysie niewygodnego kandydata, później odkryli, że jego największy fan-page służył kiedyś do siania rosyjskiej dezinformacji (odkrycia dokonał OKO.press, więc można sobie ocenić na ile to wiarygodne źródło), ale że nie był to jego oficjalny fan-page to łaskawie dodali, że jest to olbrzymia wtopa sztabu Nawrockiego, nawet jeśli nie mają z tym nic wspólnego. Teraz zaś usiłują wmówić ludziom, że prezes IPN-u bardzo mocno czymś obraził biednych emerytów, bo przecież wiadomo, że większość ludzi całego tekstu nie przeczyta. Wystarczy wiedzieć, że Nawrocki jest zły, bo obraża starszych ludzi i dlatego właśnie należy odebrać mu immunitet. Widzę też, że uruchomiły się sondażownie, które martwią się, co prawda, że potrzebna będzie druga tura, ale Trzaskowski ma taką przewagę, że musiałby potrącić po pijaku na pasach ciężarną zakonnicę, która na dodatek poruszałaby się na wózku, żeby ją roztrwonić, więc na spokojnie. Wykończą te zakonnice niedługo. Jeżeli jednak media nie poratują, to już oni coś wymyślą, żeby tego biednego Karola do fotela prezydenckiego nie dopuścić. Na razie jeszcze szukają podstaw prawnych, ale prawo przecież mamy już takie, jakim Tusk je rozumie, więc nie powinno być problemu. A żeby pokazać Wam na przykładzie, że oni już teraz w nosie mają, jak to prawo wygląda – NFZ ukarał Instytut Zdrowia Matki Polki grzywną w wysokości 352 tysięcy złotych za odmowę wykonania aborcji w sytuacji, które nie stwarzały zagrożenia dla życia ani zdrowia kobiet. I tam, pal sześć Trybunał Konstytucyjny, pal sześć, że tej żałosnej ustawy o depenalizacji aborcji nie udało im się przepchnąć, ale i tak będą robić, co nam im żywnie podoba. Jest to drugi łódzki szpital, który otrzymał podobną karę – wcześniej ukarany został szpital bodajże w Pabianicach, który zresztą złożył sprawę do sądu. Ale tu też nie ma powodów do obaw, przecież nawet jeśli pabianicki szpital wygra, najwyżej nie uzna się wyroku sądu.
M.
Nawiasem Pisząc
TVN-u bronić murem
Jakiś czas temu na Twixie gruchnęła wiadomość, że TVN ma zostać sprzedane węgierskiemu funduszowi, powiązanemu z Viktorem Orbanem. Informacja była jednak niepotwierdzona, a że ja nie lubię cieszyć się zbyt wcześnie, to spokojnie czekałam na rozwój. Nie da się jednak ukryć, że taka transakcja bardzo ucieszyłaby tę bardziej prawicową część naszego społeczeństwa, bo TVN całkiem słusznie kojarzy im się z typową, tuskową propagandą – zwłaszcza że ich dziennikarze byli wielokrotnie łapani na kłamstwach i manipulacjach, do czego nigdy nie potrafili się przyznać. Jeśli opublikowali jakąś nieprawdziwą informację, to ona już zostawała, bo na cholerę prostować? Nie ukrywam, że i mnie sprawiłoby to dużą satysfakcję, bo oczami wyobraźni widziałam już Monikę Olejnik, rozpoczynającą swój program od słów: „Monika Olejnik, Kropka nad i, witam w zniewolonej przez Węgrów telewizji. Drodzy widzowie, proszę zwrócić uwagę, mrugnę teraz oczami dwa razy, wiecie, co to oznacza”. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że do takiej sytuacji by nie doszło, bo na pewno wszyscy pracujący tam dziennikarze zawinęliby żagle i przeszli siać propagandę gdzie indziej.
Ulubiona telewizja premiera
W każdym razie wychodzi na to, że w tych plotkach było sporo prawdy, bo nagle rząd ogłosił, że Polsat i TVN trafiają na listę firm podlegających „ochronie przed niebezpiecznym z punktu widzenia interesów państwa polskiego przejęciem”, co oznacza, że nie będą mogły zostać sprzedane bez zgody rządu. Ośmielę się nie zgodzić, że zakończenie działalności TVN w takim kształcie, w jakim wygląda ona obecnie, w jakikolwiek sposób szkodziłoby państwu polskiemu. Jestem wręcz zdania, że byłoby dokładnie na odwrót, bo w końcu przestaliby zatruwać ludziom głowy. Inna sprawa, że ci ludzie prawdopodobnie „przełączyliby się” na TVP, tak jak wyborcy prawicy po niezbyt legalnym przejęciu polskich mediów publicznych przeszli do TV Republika. Chociaż faktem jest, że parę razy włączyłam sobie neo-TVP z ciekawości i propaganda jest tam tak siermiężna, że naprawdę ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek daje się na to nabrać. W TVN są jednak bardziej doświadczeni pod tym względem. Ale do brzegu – oczywiście wszyscy zdajemy sobie sprawę, skąd taka, a nie inna decyzja, prawda? Donald Tusk nie chce stracić swojego ulubionego medium. To tam może mówić, co chce i kiedy chce z absolutną pewnością, że w żaden sposób nie wyjdzie mu to na szkodę, bo dziennikarze TVN staną na głowie, żeby największą bzdurę, którą wypowiedział przedstawić jako wielkie myśli rodem z książek Paulo Coelho. Tak było choćby z jego słowami, które prawdopodobnie miały paść „off the record”, że czuje się wręcz chory, kiedy myśli o tym, że musi wracać na Wiejską, bo mu się nie chce. Jak to zostało przedstawione? Że Tusk jest wielkim bohaterem, który taaaaaak baaaaaaardzo poświęca się dla Polski. Wam też już rośnie kaktus pod powieką? On marzył o tym, żeby znaleźć się znowu w tym miejscu, w którym się znalazł.
Największe narodowe dobro
Jest zatem niemal pewne, że TVN w węgierskie łapy nie trafi, bo widocznie jest dobrem narodowym. Wiadomo – stocznie, kopalnie, huty, banki, przedsiębiorstwa komunikacyjne, zbrojeniownie nie mają charakteru strategicznego. Je można sprzedawać za bezcen, doprowadzać do bankructwa, zamykać w trosce o klimat. Kogo to interesuje w ogóle? Niech się pracownicy tych spółek uśmiechają, bo przecież w końcu mamy upragnione osiem gwiazdek. Resztę niedogodności takich jak notoryczne łamanie prawa, wyższe ceny za energię czy właśnie kolejne upadki polskich firm możemy przeboleć. Bardzo spodobał mi się komentarz naszego dobrego kolegi z Lemingopedia 3.0: „Z tym wrogim przejęciem TVN-u, o którym mówi Tusk, to akurat jest prawda. Telewizja tworzona przez WSI każde przejęcie pozamoskiewskie traktuje jako wrogie. Pan premier jest zwyczajnie konsekwentny. Przywraca emerytury UB-ekom, to chyba oczywiste, że zabezpieczył też ich telewizję. Czytelniej się nie da. Pora na wnioski”. Cóż, przynajmniej w tej jednej kwestii Tusk jest konsekwentny, bo w każdej innej zmienia zdanie nawet co kilka dni – w zależności od tego, co mu sondaże podpowiedzą. Natomiast najważniejsze jest to, co twórca Lemingopedii napisał na końcu – pora na wnioski. Bo bardziej jawnie ustawiać sobie cały kraj po kątach, tak jak robi to teraz Tusk, już się nie da. On głupi nie jest i doskonale wie, że TVP ze swoją siermiężną propagandą nie da mu tyle korzyści, co TVN, gdzie pracują ludzie tak doświadczeni w manipulacji, że spokojnie są w stanie przekabacić swoich odbiorców tak, że ci automatycznie przestają myśleć, przyjmując wszystkie ich informacje za pewnik. Widzieliście kiedyś widza TVN-u, który po obejrzanych „Faktach” dodatkowo weryfikuje sobie to, o czym usłyszał? Ja też nie. Tymczasem według sondażu IBRIS sprzed około roku widzowie TVP i wyborcy PiS-u (a nie oszukujmy się, to jest po prostu ta sama grupa) chętniej i częściej weryfikowali wiadomości podawane przez TVP w innych stacjach, czyli w Polsacie i TVN.
A podobno to oni są zaślepieni, ogłuszeni i ogłupieni. Tylko oni, bo w żadnym wypadku nie można powiedzieć tak o odbiorcy TVN-u. Ci są młodzi, wykształceni i z wielkich miast, a nie jakiegoś tam Podkarpacia…
M.
Nawiasem Pisząc
Polowanie
Wygląda na to, że Tuskowi znudziło się już łowienie płotek i poluje na grube ryby. Trudno się dziwić, bo jak na razie to całe rozliczanie PiS-u wychodzi im trochę jak krew z nosa. Zamykają w aresztach kogo popadnie, potem dopiero szukają podstaw prawnych, a jak nie znajdują, to trzymają w areszcie mimo wszystko, bo może akurat ktoś „pęknie”. Na nic się to jednak nie zdało, bo albo interweniowała Unia Europejska, albo za aresztowanych zostały wpłacone poręczenia majątkowe. Wyborcy KO na początku z entuzjazmem przyjmowali kolejne przykłady łamania prawa w słusznym celu ośmiogwiazdkowania PiS-u, ale został on już chyba trochę przygaszony, bo do tej pory nie udało się wsadzić za kratki największych „złoli” Prawa i Sprawiedliwości, czyli Kaczyńskiego i Ziobry. A przecież zaczyna się kampania prezydencka, trzeba wspierać Trzaskowskiego, bo nowy rząd przebiera aż nogami z niecierpliwości, żeby przejąć pełnię władzy.
Po co komu dowody?
Dlatego też rząd zdecydował się odebrać immunitet jednemu i drugiemu. I obie te sprawy wyglądają… bardzo wątpliwie. Zacznijmy od Zbigniewa Ziobry. Trochę się za tym człowiekiem ciągnie i wcale nie wykluczam, że coś może być na rzeczy i być może były minister sprawiedliwości faktycznie powinien zostać ukarany. Zastanawia mnie inna sprawa, bo z tego co pamiętam, ta śmieszna komisja śledcza ds. Pegasusa niczego mu nie udowodniła. Ogólnie mam wrażenie, że posłowie PiS przychodzą na te komisje głównie dla beki, bo członkowie tych komisji są absolutnie nieprzygotowani – i tutaj mam na myśli absolutnie każdą komisję, bo każda okazywała się potem komedią omyłek. Tak między innymi KO zagospodarowało nasze pieniądze, a trzeba przyznać, że gospodarują nimi na potężną skalę, bo przecież niedawno uchwalili budżet z rekordowym, bo prawie 300 miliardowym zadłużeniem. Już się jednak zdążyliśmy dowiedzieć, że to nie ich wina, tylko PiS (tak zresztą tłumaczą każde swoje niepowodzenie), więc tematu, jak rozumiem, nie ma. Wracając jednak do sprawy Ziobry, to pamiętamy wszyscy, że ABW przeszukało mu mieszkanie, wypatrując jakichś tam brudów. Nie wiem, czy i co znaleźli, ale mam poważne wątpliwości co do legalności tego rodzaju przeszukiwań, ponieważ Zbigniewa Ziobry nie było nawet na miejscu. Nie jestem prawnikiem, nie znam się, ale i tak się wypowiem ( 😉 ). Na zdrowy, chłopski rozum wydaje mi się, że właściciel przeszukiwanego domu powinien być na miejscu, bo przecież istnieje możliwość podrzucenia mu czegoś podczas jego nieobecności. Znalazłam nawet potwierdzenie moich domniemywań, bo jest jasno wskazane, że nawet jeśli właściciel z różnych względów nie może uczestniczyć w przeszukiwaniu należy przywołać przynajmniej jednego dorosłego domownika lub sąsiada. Z tego co pamiętam, nic takiego nie miało miejsca, a zatem całe to przeszukanie należałoby uznać za nielegalne, obojętnie czego by tam nie znaleźli. Pomijam już tutaj, oczywiście, jakiekolwiek poczucie przyzwoitości, bo pamiętamy chyba, czym była spowodowana nieobecność Zbigniewa Ziobry na przesłuchaniach komisji oraz podczas przeszukiwania.
Terminator Kaczyński?
Odnoszę jednak wrażenie, że sprawa z Jarosławem Kaczyńskim to jeszcze większa hucpa – na siłę rozdmuchiwana. Prezes PiS-u w każdy miesiąc, dziesiątego, przychodzi złożyć wieniec pod pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. I za każdym razem przychodzi tam grupa obłąkanych nienawistników (przepraszam, ale nie znajduję słów, żeby tych ludzi inaczej nazwać), którzy mu w tym przeszkadzają. Jednym z nich jest Zbigniew Komosa, który złożył pod pomnikiem wieniec z napisem sugerującym, że ś.p. Lech Kaczyński jest winny spowodowania śmierci wszystkich pasażerów oraz załogi Tupolewa. Dokładna treść tego wpisu brzmi: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”, a pod spodem zamieszczono również dopisek: „Stop kreowaniu fałszywych bohaterów” (Nie mogę wyjść z podziwu, jak tacy ludzie potrafią tak łatwo narzucić swoje zdanie innym – mieliśmy „Marsz kobiet”, mimo że nie wszystkie kobiety go popierały; teraz mamy „Naród Polski”, do którego, zdaje się, należę, a jednak nie po drodze mi z taką treścią). Trudno zatem się dziwić reakcji jego brata, który zdecydował się tabliczkę z niesprawiedliwym, w jego opinii, napisem usunąć. Później pojawiła się informacja, że Jarosław Kaczyński miał uderzyć Komosę za obrażanie pamięci jego brata. Na początku nie dowierzałam, że coś takiego mogło mieć miejsce, bo jednak antypisowski aktywista (cały jego aktywizm w zasadzie ogranicza się do nie lubienia PiS-u) jest od niego sporo wyższy. Wychodziłam z niesłusznego, jak się okazało, założenia, że KO wziął za pewnik zeznania człowieka, który słynie z nienawiści do prezesa PiS-u (na swoje usprawiedliwienie dodam, że to do nich bardzo podobne), a który, nie wiedzieć czemu, zdecydował się opowiedzieć o tym dopiero niedawno. Nie chciało mi się wierzyć, żeby ten facet czekał tak długo, skoro trafiła mu się taka okazja, żeby jeszcze bardziej w Kaczyńskiego uderzyć. Nie mogła się wręcz zmarnować. W dalszym ciągu zastanawiam się, dlaczego ta sprawa wyciekła dopiero teraz, ale trafiłam już na nagranie pokazujące całe zajście. Cała sytuacja wyglądała tak, że Zbigniew Komosa stał z mikrofonem w ręku i domagał się przeprosin; Kaczyński próbował mu ten mikrofon zabrać, ale ze względu na grupę obrońców pana Komosy nie udało mu się to. I wtedy faktycznie się na pana Komosę zamachnął, jednak mam spore wątpliwości, czy w ogóle go trafił – jeżeli tak, to ledwie go dotknął. Nie mam co do tego całkowitej pewności, bo nagranie jest w słabej jakości, ale dla KO był to wystarczający powód, żeby odebrać prezesowi immunitet poselski. Naprawdę, podziwiam spostrzegawczość.
„W ryj dać, mogę dać”
Oczywiście KO postanowiło przekuć całą tę sytuację w swój wyborczy „argument”. Prezes Kaczyński stosuje przemoc! Prezes Kaczyński uderzył polskiego obywatela! Prezes Kaczyński przejawia agresję wobec zwykłych ludzi, którzy się z nim nie zgadzają! Prezes Kaczyński tłumi protesty! On sam, jeden! Troszkę mi się to kłóci z wizerunkiem polityka, który do tej pory budowały media. Bo przecież to taki nieporadny, zagubiony dziadzio jest. Nic nie zrobi bez ochrony. Nie ma rodziny, konta w banku, ani prawa jazdy. I jak taki człowiek ma rządzić całym krajem, przecież on sam sobie zakupów zrobić nie potrafi! Ale już zostawmy ten brak konsekwencji, bo akurat w ekipie Donalda Tuska nie jest to nic nowego, bo chciałabym podejść do tego tematu z ludzkiego punktu widzenia. Szczerze pisząc, gdyby ktoś starał się na każdym kroku obrazić nieżyjącego członka mojej rodziny, to też bym się zdenerwowała. Mocno bym się zdenerwowała, bo pewnych rzeczy przyzwoici ludzie po prostu nie robią. Widocznie pan Komosa do nich nie należy. Nie wiem, czy uciekałabym się aż do próby uderzenia mężczyzny dużo wyższego ode mnie (zwłaszcza że ze względu na dystrofię mięśniową do najsilniejszych kobiet świata zdecydowanie nie należę), ale na pewno bym zareagowała. I, jasna sprawa, komu jak komu, ale posłowi Sejmu RP bardzo mocno nie wypada w taki sposób reagować, mimo wszystko. W dużym jednak stopniu rozumiem jego reakcję, bo jego nieżyjący brat nie może się już obronić, a ilość godzących w jego imię artykułów, która wylała się po 10 kwietnia 2010 roku jest przeogromna. Warto wspomnieć, że obrywa się też córce byłego prezydenta Polski, Marcie Kaczyńskiej, która przecież nie angażuje się politycznie, ale obrywa rykoszetem. Doskonale zdaję sobie sprawę, czego konkretnie czepiają się przeciwnicy PiS-u, ale jednak należy pamiętać chyba o tym, że to jest jej życie, jej sprawa i jej wybory. Ta kobieta nie biega teraz po mediach i nie opowiada, że rodzina i wierność jest najważniejsza, tak jak Dominika Chorosińska. Dlatego nie do końca jest dla mnie zrozumiały fakt, że córce Lecha i Marii Kaczyńskich obrywa się tak bardzo, skoro ani nie moralizuje, ani nie politykuje. W każdym razie w związku z tą sytuacją oberwało się również Sławomirowi Mentzenowi, który ze stoickim spokojem stwierdził, że „mężczyzna musi czasem dać w mordę”. Ponieważ OFICJALNIE POPIERA PRZEMOC. Cóż, ja się z nim zgadzam. Ogólnie, owszem, nie popieram przemocy i uważam, że zdecydowanie większość spraw da radę rozwiązać bez rękoczynów, ale czasami trzeba po prostu stanąć w obronie rodziny. Pisałam zresztą już podobny tekst po tym, jak Will Smith uderzył Chrisa Rocka, bo ten ośmielił się na niestosowne żarty wobec jego partnerki.
M.