Connect with us

Nawiasem Pisząc

Francuzi mistrzami w szacunku i tolerancji!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Parę dni temu, kiedy pisałam o tym, że Francuzi do niesienia olimpijskiego znicza zaprosiła między innymi dwóch transseksualistów, wspominałam o tym, że te Igrzyska mogą być najbardziej kompromitujące w dziejach. No, może poza tymi, które odbyły się w latach 30-tych w stolicy III Rzeszy, ale w sumie nie jestem przekonana. Chodziło mi oczywiście o niezaspokojone tłumy lekarzy i inżynierów, którzy trochę już w tym Paryżu zdążyli nabroić, ale były to pojedyncze przypadki, które – zdaniem organizatorów – na pewno niczego nie dowodzą. Martwiłam się po prostu o bezpieczeństwo sportowców i kibiców. Cóż, mleko już się rozlało. Nawet jeśli, jakimś cudem, te Igrzyska będą najspokojniejsze ze wszystkich, zostaną one zapamiętane z innego powodu. I mam wrażenie, że nie do końca o taką pamięć zabiegali organizatorzy, chociaż zadaję sobie pytanie, jakim cudem mogli nie przewidzieć, że niektóre fragmenty piątkowej uroczystości wywołają takie, a nie inne reakcje? Chodzi oczywiście o obrzydliwą i obrazoburczą Ceremonię Otwarcia tych Igrzysk.

Równi i równiejsi

Zacznijmy może od kwestii mniej kontrowersyjnych, czyli prezentacji drużyn narodowych, które w ciągu najbliższych dwóch tygodni walczyć będą o medale. Pomysł niby oryginalny i nietuzinkowy, bo dlaczego by nie zrobić tak, że te reprezentacje będą przepływały na promach i machały do widzów, będzie szybciej, prościej, równiej (?) – bo tę ostatnią wartość organizatorzy najczęściej podkreślali w swojej „artystycznej” wizji. Wyszło tak sobie, bo w efekcie wszystkie reprezentacje wpłynęły tak jakby w tle… Szybko, niezbyt widowiskowo, stojąc w deszczu, poupychani jak konfitury w piwnicę i oddzieleni od następnej reprezentacji barierkami, bo przecież nie można było załatwić jednego promu dla jednej reprezentacji, wszak to miały być najtańsze Igrzyska w historii, więc gdzieś tę kasę należało przyoszczędzić. Okazało się, że na sportowcach najlepiej. Łajba z reprezentacją Polski ponoć nie miała nawet dostępu do toalety, o kartonowych wyrach nawet nie będę wspominała. Może o to chodziło z tą „równością”, żeby wybitni sportowcy spali dokładnie w takich samych warunkach, bo bezdomni inżynierzy i lekarze? Prawdopodobnie, bo w samych Igrzyskach za dużo tej równości nie było widać. Zacznę od tego, że już sama prezentacja drużyn wypadła według mnie bardzo rozczarowująco. Pamiętam, jak to się odbywało, w latach poprzednich i zazwyczaj te reprezentacje w kolejności alfabetycznej wchodziły na bieżnię stadionów narodowych. I, owszem, było widać, że niektóre są skromne, inne dużo liczniejsze, ale każda miała mniej więcej tyle samo czasu, każda mogła się zaprezentować jak chce, każda była widoczna i oklaskiwana, każda mogła chociażby zaprezentować swoje stroje. A teraz? Wspomnę jedynie, że reprezentantów Polski pokazywano z jednej kamery i nie zadbano nawet o to, żeby wytrzeć ją z kropel, bo w efekcie widzieliśmy, że coś czerwonego mignęło nam mignęło, jak się wytężyło wzrok, to nawet można było zauważyć małe biało-czerwone flagi, którymi nasi sportowcy machali do widzów. Ale dotrzeć poszczególne twarze, chociażby naszej chorążej Anity Włodarczyk, już nie było tak łatwo. Ot, tam sobie gdzieś przepłynęła pomiędzy setką takich samych reprezentacji. No, może jeszcze sportowcy z USA byli widoczni, bo oni tradycyjnie wysłali bardzo liczną ekipę, więc dało radę ich wszystkich upchnąć tylko na jednym promie. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób zaprezentowali tam tę całą równość. Na pewno starali się ją ubrać w łatki nijakości i przeciętności, ale wyjaśni mi ktoś w takim razie, czemu niektóre reprezentacje miały super wypasione promy (chociaż przy tej liczbie pasażerów pewnie nie robiło to wielkiego wrażenia, bo i tak ledwo co się tam dało ruszyć), inne wsadzano po kilka na jednej łódce, a te najmniejsze wpływały jakimiś kutrami rybackimi, bo się nie chciało Francuzom jakichś lepszych warunków im zapewnić. I pewnie tylko kompletnym przykładem reprezentacje, które zostały tak potraktowane pochodziły z jakichś najbiedniejszych, afrykańskich państw. To nie ma nic wspólnego z równością, za to z rasizmem, z którym tak walczycie, już jak najbardziej. A te barierki, którymi oddzieliliście jedne drużyny od innych kojarzył mi się już typowo z apartheidem. Brawo, Francja!

Wolność bez granic

Chciałam o tym napisać parę słów, bo uderzyło mnie to w oczy, kiedy oglądałam ceremonię otwarcia, chociaż nie ukrywam, że do tamtego momentu bardziej mnie śmieszył ten cały cyrk, niż irytował. Faktem jest, że byłam zawiedziona sposobem prezentacji poszczególnych zespołów, w tym przede wszystkim Polki, ale nie potrafiłam się nie uśmiechnąć, kiedy oczywiste różnice między poszczególnymi reprezentacjami widać było jak na dłoni, a organizatorzy uwidaczniali je jeszcze, inaczej traktując malutką reprezentację np. Czadu, a inaczej amerykańską potęgę. Ale niestety hasło „równość” nie była jedynym, jakie Francuzi postanowili wciągnąć na swoje sztandary. Jak wyglądała równość w ich wykonaniu, już Wam napisałam, a jak dumna Francja wyobraża sobie wolność? Na pewno nie tak, jak wyobraża ją sobie większość cywilizowanych osób. U nich wolność to po prostu zabawa, bez końca i bez poszanowania jakichkolwiek granic. Ich wolność była ważniejsza niż poszanowanie zasad olimpijskich, które powstały po to, aby Igrzyska Olimpijskie były tylko i aż świętem sportu, bez polityki, podziałów czy braku szacunku. Brakiem szacunku było wciskanie mniejszych, afrykańskich reprezentacji do jakichś starych kutrów pływackich. Brakiem szacunku było również to, co zrobiono z wiarą chrześcijańską, z „Ostatnią Wieczerzą” Leonarda da Vinci, która przedstawiała ważne dla wszystkich chrześcijan wydarzenie z życia Jezusa Chrystusa. I nie udawajmy, że oni nie chcieli zrobić tego, co zrobili; że nie spodziewali się reakcji; że to był tylko wyraz artystyczny, a chrześcijanie jak zwykle mają kija w tyłku i są za głupi, żeby zrozumieć „SZTUKĘ”. Nie wiem, być może efekt z nierównym traktowaniem różnych reprezentacji wyszedł im przez przypadek, bo nie przewidzieli, nieszczęśnicy, że mała pływacka łajba z kilkuosobową reprezentacją jakiegoś małego, afrykańskiego państwa popierdywała z całą mocą swojego zużytego silnika, byle tylko nie zostać zatopiona przez wielgachne promy niektórych innych reprezentacji, ale na pewno doskonale wiedzieli, co robią, kiedy na scenę wychodziła jakaś otyła niewiasta, która miała odgrywać Chrystusa. Doskonale wiedzieli, co robią, kiedy przed takim wizerunkiem Jezusa zaczął swój obsceniczny taniec gruby, nagi mężczyzna, pomalowany jedynie na niebiesko, który prawdopodobnie odgrywał Bachusa/Dionizosa. Z pełną premedytacją urządzono na stole, symbolizującym ten z Ostatniej Wieczerzy, jakiś pokaz mody społeczności LGBT i ogólnie festiwal rozwiązłości, za jaką zresztą niegdyś uchodziły bachusowe „dożynki”. Oni doskonale wiedzieli, że jest to połączenie odrzucające chrześcijan, przeciwko któremu chrześcijanie ostro się od wielu lat buntują. Z pełną premedytacją połączono obrzydliwą parodię chrześcijaństwa z rozwiązłym i obrzydliwym stylem życia. Z poczuciem satysfakcji reżyserowano sceny orgii na stole, z którego miał spożywać Jezus Chrystus. Oczywiście, teraz udają wielce zaskoczonych, bo przecież nie wiedzieli, że ich radosny performance może sprawić komuś przykrość. I puszczają w świat przekonanie, że jak zwykle tylko chrześcijanom się coś nie podoba, nikt inny nie ma pretensji. Patrzcie, tylko chrześcijanie burzą się, że mniejszości seksualne domagają się „swoich praw” i chcą kochać, tak jak czują, bla, bla, bla. Ale, przepraszam bardzo, o co mieli oburzać się żydzi i muzułmanie? W którym miejscu zrobiliście sobie jaja z Mahometa, tak jak zrobiliście to z Chrystusem? W którym momencie uderzaliście również w religię żydowską? Który z symbolów tych dwóch religii został podczas tego wielkiego, sportowego święta potraktowany tak, jak mająca olbrzymie znaczenie dla wiary chrześcijańskiej, Ostatniej Wieczerzy? Dziwnym trafem mi jakoś umknęły. Wcale mnie to nie dziwi, bo muzułmanie Was już wychowali po zamachach na redakcję czasopisma „Charlie Hebdo”, Izrael już od ładnych paru lat terroryzują cały świat oskarżeniami o antysemityzm, więc tutaj już odwagi zabrakło, ale uderzać w chrześcijan, czemu nie? Francja z „najstarszej córy Kościoła” przeobraziła się w „ostatnią kurtyzanę” – na własne życzenie i na naszych oczach. To, co widzieliśmy w piątkowy wieczór to nie tylko upadek obyczajów. To upadek cywilizacji. I nie dajcie się nabrać ich tłumaczeniami, że inspirowali się „Ucztą bogów” Belliniego, a katolicy są głupi i nie znają się na sztuce. Przede wszystkim Belliniego, nie Biljerta, jak usiłują teraz to wszystkim wmówić, bo sami są w temacie sztuki niesamowicie obeznani. Zrobili to tylko dlatego, że smród rozpętali większy, niż sami się spodziewali. Reżyserem tej ohydy jest wielki entuzjasta społeczności LGBT, a Barbara Butch, która w przedstawieniu wystąpiła w roli Chrystusa sama o sobie mówi, że jest „żydowską, queerową lesbijką” i „jest z tego dumna. Po ceremonii wrzuciła zresztą na swoim profilu zdjęcie „Ostatniej wieczerzy” da Vinciego, które podpisała: Oh yes! Oh yes! The new gay testament. To chyba wystarczy jako komentarz do ich stanowiska, że „katolicy jak zwykle nic nie zrozumieli”. Zrobili to z pełną świadomością.

Wolność słowa w nowej, niezależnej TVP

Na osobny komentarz zasługuje zawieszenie Przemysława Babiarza. Powodem była skandaliczna wypowiedź komentatora, której największym grzechem jest to, że okazała się ona prawdą. Babiarz krótko bowiem skomentował utwór „Imagine” Johna Lennona wizją komunizmu. Artysta sam powiedział, że ta jego piosenka to właściwie „manifest komunistyczny, chociaż nie jestem komunistą i nie należę do żadnego ruchu”. W którym więc momencie, pan Przemysław powiedział nieprawdę? Dlaczego te jego słowa tak bardzo uraziły obecne TVP, że od razu komentatora zawieszono, a pewnie niedługo zostanie mu dostarczone wypowiedzenie? „Wzajemne zrozumienie, tolerancja, pojednanie – to nie tylko podstawowe idee olimpijskie, to także fundament standardów, którymi kieruje się nowa Telewizja Polska. Nie ma zgody na ich łamanie. Informujemy, że po wczorajszych skandalicznych słowach Przemysława Babiarza, został on zawieszony w obowiązkach służbowych i nie będzie komentował zmagań podczas Igrzysk Olimpijskich” – czytamy w oświadczeniu. Chwilę wcześniej przytaczałam słowa samego Lennona, więc gdzie tu skandal, chciałam dopytać? Nowe władze TVP wiedzą lepiej, o czym było dane dzieło, niż jego autor? Czy może tak bardzo boją się, że iluś tam osobom otworzą się oczy, że rządzą nami postkomuniści, którzy znów próbują uleczyć świat swoją wizją, wykorzystując do tego młodych, zagubionych i zmanipulowanych ludzi? Innej możliwości nie widzę, a wiemy przecież, że nowe władze są zależne od przywódcy partii, która była zakładana przez komunistów i sporo w swoich szeregach ma entuzjastów tego reżimu. Ta sama partia szykuje nam ustawę, która kompletnie zamknie nas usta, a wszystko to ładnie opakują w szaty „walki z mową nienawiści”. Czyli, jak to u marksistów bywa, znowu gówno owinięte w ładny, kolorowy papierek. Czy Polacy są już zdolni do oczywistej, wydawało się, koncepcji, że gówno opakowane w ładny papierek nie stanie się nagle czekoladką pod wpływem pełnych tolerancji i miłości wypowiedzi dookoła niego. Wręcz przeciwnie, dalej pozostanie gównem, tylko że być może my już nie będziemy mogli tego powiedzieć. Będziemy musieli zajadać się ze smakiem. Zresztą, mówimy tu o partii, która – z polecenia swojego fuhrera – publicznie karze swoich posłów za to, że nie zagłosowali tak, jak sobie tego życzy fuhrer Tusk. Mowa oczywiście o tej śmiesznej uchwale legalizującej aborcję, którą to nasz Sejm dzięki Bogu uwalił, chociaż nie wiadomo na jak długo. Tusk darował tylko jednemu, który wtedy przebywał w szpitalu (ludzki pan!), pozostali zostali co najmniej zawieszeni, bo obecny premier Polski nigdy nie był politykiem, który szanowałby czyjeś poglądy. W jego partii poglądy każdy może mieć, jakie chce, tylko żeby za bardzo się z nimi nie obnażał. A w Sejmie mają głosować tylko tak, jak dyscyplina partyjna nakazuje. Tyle znaczy wolność słowa według partii Donalda Tuska. Bo prawo ma być takie, jak on sobie wyobraża, że jest. I to powinno nam wystarczy, żeby go przestrzegać. Z wielkim uśmiechem na twarzy, rzecz jasna.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.

Czysto suciektywnie…

Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!

I bardziej obiektywnie

No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.

Post Scriptum

Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.

I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę. 

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Tonący brzytwy się chwyta

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że to jest naprawdę niesamowite, jakich chwytów sięga się uśmiechnięta koalicja, żeby mimo wszystko ich było na wierzchu. Mieli rząd, mieli 2/3 mediów, mieli PKW, mieli praktycznie wszystkie służby, wsparcie Unii Europejskiej i jakieś tajemnicze finansowanie zza granicy. Mieli wymuskanego kandydata, które przez całe życie był przygotowywany do tego, żeby brylować na salonach. Okazało się jednak, że dyganie i bonżurowanie nie wystarczało choćby do tego, żeby dobrze wypaść na debatach i mimo tak olbrzymiej przewagi ich francuski pinczerek przerżnął wybory z kandydatem wspieranym przez partię, którą jego ugrupowanie bezprawnie pozbawiło subwencji. Taka porażka niewątpliwie zabolała, więc trzeba było się jakoś wytłumaczyć swoim wyborcom, którzy szli spać z otwartym szampanem, a nad ranem musieli go zakręcać. A najlepiej udawać, że to nie my skrewiliśmy (przyznawanie się do błędów to rzadko spotykana umiejętność u polityków), więc wymyślimy sobie, że wybory sfałszowano. Partia pozbawiona władzy i subwencji i jedna aplikacja Dariusza Mateckiego rozpierdzieliła całe wybory w Polsce. Nie przypominam sobie, żeby istniało inne państwo na świecie, w którym wybory fałszuje opozycja. Opozycja, która sama była w kryzysie i nie bardzo chyba miała pomysł, co ze sobą zrobić.

Mirek z Wykopu na tropie afery

Zaczęło się komicznie, bo od Mirka na Wykopie. Przeprowadził on tam jakieś swoje obliczenia i wyszło mu, że tak naprawdę powinien wygrać Trzaskowski, a nie Nawrocki. Jak się do tego wpisu dorwał Roman Giertych, to już nie było co zbierać. Natychmiast uruchomił wszystkie źrebięta ze swojej farmy, które w te pędy zaczęły rozgrzewać Twixa swoimi małymi kopytkami, że to fałszerstwo na skalę światową! Trzeba było stawiać na nogi ABW, CBA, CBŚ, PKW, a najlepiej jeszcze Mossad, FBI i Scotland Yard, bo w sumie czemu nie? Tymczasem następnego dnia zaspany Mirek włączył komputer i ze zdziwieniem stwierdził, że jego wczorajsze matematyczne rozkminy śmigają po wszystkich portalach jako dowód oszustwa. Napisał więc wyjaśnienia, że po pierwsze to było robione dla zgrywy, a po drugie on sam był nieźle zrobiony, kiedy to pisał i rano już w ogóle o tym nie pamiętał. Ale raz uruchomionej giertychowskiej machiny nie da się już zatrzymać! Obywatel miał wątpliwości, więc obowiązkiem Romana jest to sprawdzić. No i zaczął sprawdzać. W związku z tym szefowa sztabu Trzaskowskiego, Wiola Paprocka zaapelowała, żeby zgłaszać wszystkie nieprawidłowości wyborcze na stronie internetowej utworzonej specjalnie w tym celu – jeszcze przed wyborami. Widocznie już wcześniej szykowali sobie dupochron, bo nawet w szeregach KO istniały obawy co do skuteczności kampanii Rafała. Doliczono się ok. 130 komisji, w których kandydat Platformy miał mniej głosów w II turze, niż w I, a przecież powinno być na odwrót. Pod lupę wzięto nawet komisje, w których Rafał Trzaskowski dostał na przykład jeden albo dwa głosy mniej niż powinien (takich było najwięcej). Ba, niektórzy nie mogli uwierzyć, że w wielu komisjach znacząco powiększyła się liczba głosów nieważnych, co akurat dość prosto wyjaśnić. Wielu ludzi po prostu uznało, że w II turze nie mają już swojego kandydata, więc woleli oddać nieważny głos, ale tego już nie przetłumaczysz. Najwięcej wątpliwości budziła komisja nr 95 w Krakowie, w której Karol Nawrocki nie miał nawet swojego przedstawiciela. Ja przepraszam bardzo, ale jeśli KO, mając tak olbrzymią przewagę w służbach i mediach daje sobie fałszować wybory nawet w komisjach, w których kandydat wspierany przez PiS nie ma swojego przedstawiciela, to może najzwyczajniej w świecie polityka nie jest zajęciem dla nich i nie powinni się pchać na tak wysokie stanowiska? Zwolennicy i działacze KO, z Mazgułą i Giertychem na czele, grzmią, że to nie może być przypadek, bo komisje zawsze myliły się na korzyść jednego pana. Uspokajam więc obu – nie zawsze. Chyba w 114 komisjach to Nawrocki otrzymał mniej głosów niż się spodziewano. Z analizy Macieja Wilka wynika, że Rafał Trzaskowski otrzymał niecałe 500 głosów mniej, niż powinien, a Karol Nawrocki… o około 91 tysięcy. Być może dlatego Donald Tusk starał się tonować emocje, pisząc, że zakładanie z góry fałszerstwa wyborów nie służy państwu polskiemu. Bo on też zna te wyniki. Drugi raz facet powiedział prawdę i drugi raz wszyscy go olali. Przerąbane.

Młodzi, wykształceni, intelektualiści

Oczywiście dopatrzono się również drugiego powodu przegranej Rafała. I również tym razem nie jest to infantylna, nieprzemyślana, a czasem nawet kompromitująca kampania, festiwal pogardy wobec ludzi o innych poglądach czy wulgarne ataki na jego konkurenta. Nie są to ziemniaki w DPS-ie czy Murański jako autorytet. Otóż PKW faworyzowała Karola Nawrockiego, bo jego nazwisko widniało na karcie wyborczej jako pierwsze. Na X-ie pojawiły się pełne żalu i poczucia niesprawiedliwości pytania, czemu Nawrocki był pod jedynką, a nie pod dwójką. Wyobrażam sobie nasze elity intelektualne nerwowo kartkujące elementarz pierwszoklasisty, kiedy uzyskały odpowiedź, że tak wynika z alfabetu, bo „N” w polskim alfabecie jest przed „T”. Sprawdziły jeden raz, drugi, trzeci i wyszło im, że faktycznie. I okazało się, że nasze elity są tak bardzo intelektualne, że podobno wielu z nich odruchowo wstawiało krzyżyk przy nazwisku pana Karola. Poważnie, takie wyjaśnienia padały. Ten ciemny, zacofany, zapijaczony motłoch zrozumiał instrukcję na karcie wyborczej, a nasi najbardziej oświeceni obywatele nie. Okazało się, że odczytanie dwóch nazwisk z karty wyborczej i postawienie krzyżyka przy tym prawidłowym było ponad ich możliwości. Gdyby zamiast postawienia durnego krzyżyka kazano im napisać referat, dlaczego Trzaskowski jest świetny, a Nawrocki be, to byśmy inaczej rozmawiali i już oni by pokazali pisowskiemu motłochowi, gdzie jego miejsce, ale nie… Państwo zniża się do tej hołoty i każe stawiać krzyżyki. Po Internecie krąży zdjęcie karty wyborczej, na której jakiś oświecony obywatel (chociaż raczej obywatelka) postawił krzyżyk przy nazwisku Nawrockiego, obok jeszcze doprecyzowując: „To nie jest mój kandydat!” i ptaszka przy Rafale Trzaskowskim, dopisując, żeby nie było wątpliwości: „To jest mój kandydat!” ❤. Tak, z serduszkiem. I wiecie co, być może to fejk. A być może nie. Pamiętam, jak kiedyś ówczesna PO głośno domagała się powtórzenia wyborów, bo ich elity intelektualne zaznaczali właśnie ptaszki, a nie krzyżyki, bo PO miała wówczas logo z ptaszkiem i chyba nawet takie spoty wyborcze. Z kolei kolega, który kiedyś pracował w takich komisjach, opowiadał mi, że osobiście widział głos z zaznaczonym ptaszkiem przy nazwisku kandydata KO, ale że osoba, która tę kartę wypełniała była bardzo kreatywna, postanowiła narysować szanownej komisji, co sądzi o drugim kandydacie. I tak się nieszczęśliwie złożyło, że rysunek niezwykle – ekhm, ekhm – malowniczego penisa przekreślił się akurat przy nazwisku tego niedobrego. Jeśli dobrze pamiętam to były wybory samorządowe w Warszawie, wiec wydaje mi się, że ten penis miał symbolizować Patryka Jakiego. Ale pamiętajcie – to oni są światłością naszego narodu, naszymi wykształconymi elitami, naszym drogowskazem. A my, ciemny motłoch mamy za tym ich blaskiem podążać bez słowa sprzeciwu – ramię w ramię ku przepaści.

Jako reprezentantka tego niewykształconego, zacofanego motłochu napiszę tylko tyle – zagłosowanie na tego gorszego, niedemokratycznego (bo demokracja działa tylko wtedy, kiedy oni wygrywają, pamiętajcie) zajęło mi może z pół minuty od momentu odebrania karty, z czego zaledwie parę sekund poświęciłam na zorientowanie się, który kandydat znajduje się pod którym numerkiem.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Refleksje KO po porażce

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

No dobrze, to przejdźmy do krótkiego podsumowania wyniku wyborów. Spodziewałam się, że wyborcy Mentzena i Brauna w zdecydowanej większości oddadzą głos na Nawrockiego, jeśli oczywiście wybiorą się na wybory. Wygląda na to, że tak się stało, skoro Nawrockiemu udało się to zwycięstwo wyszarpać, mimo że faworytem nie był, a natężenie bezpardonowych i często zwyczajnie chamskich ataków w jego stronę było kolosalne. Karol Nawrocki to ustał. Ustał i wyprowadził cios. Naprawdę chciałabym zobaczyć minę Witolda Zembaczyńskiego, kiedy zorientował się, że to wcale nie jest wielkie zwycięstwo, a raczej sromotna porażka oraz prawdopodobny początek końca politycznej kariery Rafała Trzaskowskiego, Szymona Hołowni, a kto wie, czy nie samego Donalda Tuska.

Kaczyński nienawistnik

Wygląda jednak na to, że ani do posłów KO, ani do ich wyborców nie dotarło, jak to się stało, że oni ze swoją miłością, tolerancją i otwartością po raz kolejny przegrali. Donald Tusk wmówił im, że to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za ogromną polaryzację społeczeństwa, on i tylko on, nikt inny. A skoro Donald Tusk tak powiedział, to tak jest, nie może być inaczej. Otóż właśnie nie. Nie twierdzę, że Kaczyński jest absolutnie bez winy, ale ostatnia ta kampania pokazała, że partią, która najchętniej sieje ludziom w głowach nienawiść jest KO. Nie PiS, nie Jarosław Kaczyński i nie Karol Nawrocki, który tę waszą nawałnicę przetrwał. A na pewno nie było mu łatwo. Na platformie X widać wpisy tych otwartych i tolerancyjnych, którzy już sobie wyjaśnili tę porażkę. Powodem nie jest słaba kampania i słaby kandydat. Powodem nie jest niepohamowana agresja wobec kandydata wspieranego przez PiS. A przecież naturalnym odruchem człowieka jest, żeby wspierać tego słabszego i atakowanego. Po prostu przedobrzyli w tej swojej miłości. Ale nie, wyborcy Trzaskowskiego mają inną tezę na temat tej porażki.

Zaściankowy wschód

Powodem jest polska ciemnota. Polski motłoch. Polskie zacofanie i zaściankowość. Polskie niskie wykształcenie. Polscy rolnicy. Wszyscy, tylko nie ich wymuskany i chroniony ze wszystkich stron, ale tak naprawdę zwyczajnie słaby Rafał Trzaskowski. Pojawiły się dosłownie propozycje kolejnego rozbioru Polski. Ten wspaniały, oświecony zachód Polski trafi do Unii Europejskiej, ten brunatny i faszyzujący wschód – do Rosji i Białorusi. Bo zagłosował w większości na kandydata, który na terytorium Rosji ma zakaz wstępu ze względu na swoją nieustępliwość w walce o pamięć Polaków pomordowanych w Katyniu. I oni to proponują całkiem serio. Im ta nienawiść i jad zalała już resztę szarych komórek, ale pamiętajcie – to Jarosław Kaczyński dzieli. Donald Tusk łączy. Łączy też Bronisław Komorowski, jak przypuszczam, który bardzo dumny z siebie opowiadał o zestrzeleniu kaczorów. Ale wiecie co? My te ataki przetrwamy. Przyzwyczailiśmy się. Mnie, szczerze pisząc, to ich żałosne ujadanie najzwyczajniej w świecie śmieszy, bo jeśli ktoś przegrywa po raz kolejny (przypominam, że gdyby PiS nie zniechęcił do siebie wszystkich innych partii i miał zdolność koalicyjną, to 15 października nie byłby wielkim świętem „wolności i demokracji”, ale przedłużeniem jej agonii i cierpienia) i dalej nie wyciąga wniosków, to ja przepraszam bardzo, ale nie jest to wina ani moja, ani rolników, ani Karola Nawrockiego. Nawet nie Jarosława Kaczyńskiego. Jest to wina tylko tych, którzy nie potrafią łączyć podstawowych faktów – że jak człowiek jest notorycznie obrażany i mieszany z błotem, to nie lubi tego, który go obraża i miesza z błotem.

Postępowy zachód?

Nie wiem tylko, co mają w głowie ludzie, którzy w tej swojej nienawiści, postanowili atakować siedmioletnie dziecko. Nie jest to sytuacja całkowicie nowa, bo Marcie Kaczyńskiej też obrywa się za to, że jej ojcem był Lech Kaczyński, mimo że ona sama niespecjalnie nawet chce się w politykę angażować. Mimo wszystko od katastrofy smoleńskiej pojawiają się kolejne artykuły atakujące córkę byłego prezydenta. Ale Marta Kaczyńska jest dorosła. Siedmioletnia Kasia jest dzieckiem. Normalnym dzieckiem. I jest rzeczą całkowicie naturalne, że dziecko czasami lubi się popisywać. Zwłaszcza jeśli widzi na sobie wzrok dużej liczby ludzi. Zwłaszcza, kiedy jest w sytuacji całkowicie dla siebie nowej i niespotykanej, ale jest dzieckiem wesołym i ciekawym. Bo ja takie wrażenie odniosłam – że to po prostu wesoła dziewczynka. I naprawdę mam nadzieję, że te paskudne wpisy nigdzie się siedmiolatce nie wyświetliły. Tak im przeszkadza dziecko, które w ten sposób być może radziło sobie ze stresem? Z całkowicie niecodzienną dla innych dzieci sytuacją? Rzecz jasna, oberwało się również żonie nowego prezydenta Polski, bo ona z kolei podobno jest transem. Straszny brak tolerancji, więc dołożę jeszcze swoją cegiełkę – jakim cudem trans urodził troje dzieci? Właśnie dlatego przegrywacie. Ja też się naczytałam, bo jak tylko napiszę jakiś post krytykujący KO, otrzymuje po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt odpowiedzi, o tym jaka to ja głupia jestem. W ten sposób próbujecie przekonać innych? Serio uważacie, że jak przeczytam o sobie ileś tam razy, że jestem starą pisówą, ruską onucą i zwykłą idiotką, przekonacie mnie do Rafała Trzaskowskiego. No nie, bo nie chcę prezydenta, który reprezentuje takich ludzi.

Falstart Trzaskowskiego

I jeszcze na koniec. Ta porażka być może nie byłaby tak bolesna, gdybyście czasami się tych wstrętnych konserwatystów posłuchali. Bo to my mówiliśmy, że rywal kandydata KO jest zawsze przeszacowany. Przeszacowany był Komorowski w 2015 i przeszacowany był Trzaskowski w 2020 i teraz. Zdążyłam się zorientować, że wyborcy KO nie cierpią na przesadnie dobrą pamięć, ale sondażową wpadkę sprzed dwóch tygodni powinni chyba zapamiętać. Małgorzata Niemczyk na swoich socjalach trzaskała już zwycięstwo w I turze. Nie wzięli nawet pod uwagę błędu statystycznego. Nie wzięli pod uwagę, że spory odsetek osób odmówił odpowiedzi na pytanie, na kogo oddali swój głos. Nie dlatego, że się wstydzą, ale dlatego, że uważają main-streamowe media za, delikatnie mówiąc, nieprzychylne sobie środowisko, a sondaże robi się nie tylko dla partii, ale również dla tych mediów. A mimo tej minimalnej różnicy w wynikach exit poll, Trzaskowski od razu mianował siebie prezydentem, a swoją żonę pierwszą damą. Bez zastanowienia, bez choćby chwili refleksji. W całym obozie Platformy te niewiele ponad pół procenta przewagi było już powodem do celebracji i świętowania. Dostali jakiegoś kompletnego amoku i nic do nich nie docierało. Chyba tylko Roman Giertych nie był aż tak zachwycony, chociaż oczywiście uśmiechał się do złej gry. On musiał dojść do siebie, zanim wrócił na Twixa i – a jakże – rozpoczął ataki ze zdwojoną siłą. Pogardą i nienawiścią wyborów się nie wygrywa. Dlatego dzisiaj to my cieszymy się ze zwycięstwa, a wy, łykając łzy goryczy, dalej popełniacie te same błędy. Bo zamiast włączyć zdrowy rozsądek i chwilę pomyśleć, wolicie ślepo wierzyć w sondaże.

I dlatego Rafał Trzaskowski został prezydentem, który najkrócej sprawował swój urząd. Przynajmniej nie zdążył niczego spierdzielić, więc kto wie – może w historii Polski będzie to zarazem najlepsza prezydentura. Mnie w pamięci zapadł obrazek latający po mediach społecznościowych, na którym Rafał najpierw wchodzi do Pałacu Prezydenckiego, a potem z niego wychodzi. Ktoś podpisał go „Bonjour i bon voyage”. Szczerze mnie to rozbawiło. 🙂

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej