Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dramat małego Kamila – bezsilność państwa czy odwracanie wzroku?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jestem Wam winna parę słów wyjaśnień odnośnie mojego ostatniego wpisu na temat tragicznej śmierci 8-letniego Kamila na FB. Skupiłam się tam tylko na jednym problemie, czyli przyznaniu na siłę opieki nad dzieckiem patologicznej matce, która wiąże się z tak samo patologicznym facetem, czego efektem jest cierpienie dzieci. Użyłam tam zwrotu, parafrazuję: „Jeżeli faktycznie szkoła nic nie widziała…”. Nie chodziło mi oczywiście o to, że wierzę w nieświadomość nauczycieli, bo niestety tego typu przypadki są zazwyczaj smutną konsekwencją wielomiesięcznych zaniechań, odwracania oczu i milczenia. I tłumaczyć mogą się teraz wszyscy, a tak naprawdę wytłumaczenia nie ma i nie powinno być. Bo o ile po matce i ojczymie tego biednego chłopca nie można się było spodziewać niczego innego, o tyle od instytucji, które istnieją m.in. po to, aby dbać o bezpieczeństwo dzieci należy wymagać, żeby o to bezpieczeństwo zadbały. Do postu podeszłam bardzo emocjonalnie, bo naprawdę trzepnęła mną ta sprawa i cały czas chodzę wściekła i rozczarowana. Jednak to mnie w żaden sposób nie tłumaczy, bo przecież sama wielokrotnie krytykowałam np. lewicę, że do wielu problemów podchodzą TYLKO I WYŁĄCZNIE emocjonalnie, a tutaj sama zrobiłam dokładnie to samo i nie dałam rady zebrać po kolei faktów i wszystkie, jak należy, opisać. Teraz jednak naprawię swój błąd, chociaż na pewno przy pisaniu tego tekstu parę razy zaleję mnie krew.

Matka jest zawsze lepszym rodzicem?

Najpierw zajmijmy się problemem, który już podejmowałam w poprzednim wpisie, czyli właśnie faworyzowaniu matki w sądach rodzinnych, mimo że istnieje aż nazbyt wiele argumentów, żeby tego nie robić. Po pierwsze to był wręcz modelowy przykład pary, która te dzieci traktuje jako maszynkę do „zarabiania” pieniędzy, bo ani matka (nie wiem, czy ta kobieta jest w ogóle godna tego określenia), ani jej partner nie mieli żadnego stałego źródła dochodu, więc utrzymywali siebie i dzieci (na pewno było dwóch chłopców, ale niektóre źródła piszą, że mieszkało tam jeszcze najmłodsze niemowlę) z zasiłków i alimentów plus tego, co ewentualnie nakradł ten gnojek. Warunki, w których żyli, były tak urągające i tak odbiegające od ludzkich, że w niektórych przypadkach nawet TOZ nawet psa by stamtąd zabrało, ale dzieci – jak najbardziej można, lepiej im tam będzie niż przy ojcu, prawda? A trzeba pamiętać, że mieszkała tam jeszcze siostra tej kobiety z partnerem, którym najwyraźniej nie przeszkadzało maltretowanie dzieci. Oboje odpowiedzą za brak udzielenia pomocy i grożą im… trzy lata więzienia. Zwierzę, które skatowało chłopca (chociaż tutaj mam wątpliwości, czy nie obrażam przypadkiem zwierząt) dostanie prawdopodobnie dożywocie (w ciepłej celi na oddziale chronionym), ale obawiam się – znowu! – że matka zostanie potraktowana łagodniej, bo przecież to nie ona biła, a w sądzie opowie pewnie łzawą historyjkę, jak to ona sama była maltretowana i zastraszana. Mam nadzieję, że sędzia nie da wiary takim zeznaniom, bo kryła ona potwora, który znęcał się nad jej synem i bagatelizowała jego kolejne obrażenia. Drugim argumentem, żeby nie oddawać dzieci tym psychopatom, był fakt, że oboje mieli problem z alkoholem. Czyli środki, które otrzymywali od państwa za OPIEKĘ nad dziećmi przeznaczali na popijawy, nie na potrzeby tych dzieci. To jest wręcz klasyczny przykład konsekwencji stosowania rozdawnictwa dla takich patologicznych rodzin. Utrzymywaliśmy te ludzkie śmieci wtedy i będziemy utrzymywać dalej, kiedy już trafią za kratki. Trzecią nawet nie lampką, ale NEONEM ostrzegawczym była przeszłość mężczyzny, pod którego opiekę zdecydowali się oddać dziecko. Facet wielokrotnie miał problemy z prawem, napady, rozboje i pobicia były jego ulubioną rozrywką, dopóki nie dorwał się do biednego ośmiolatka. A wyszło jeszcze na jaw, że w wieku siedmiu lat ten psychopata zepchnął siostrę do stawu, w efekcie czego dziewięciolatka utonęła. Zostało to potraktowane jako wypadek (no bo ciężko stosować wobec siedmiolatka odpowiedzialność karną), ale prawdopodobnie wtedy już ktoś powinien zareagować i przekazać chłopaka na przykład pod nadzór psychiatry i psychologa? Wtedy jednak też nie zrobiono zupełnie nic. Jeżeli te powody nie były wystarczające, żeby jednak zaryzykować i sprawdzić, czy malcom nie będzie lepiej z tatą, to ja naprawdę nie wiem, co jeszcze musi zrobić matka, żeby przegrać w sądzie z byłym partnerem. Pewnie tylko wstać i strzelić sędziemu w twarz.

Wiele wcześniejszych sygnałów

Drugą kwestią jest totalna bezsilność, a raczej zwyczajny brak działania odpowiednich instytucji. Ojciec, podobnie jak MOPS, wielokrotnie zgłaszali kuratorowi i sądowi, że ci „ludzie” znęcają się nad dziećmi. Żadne z nich nie uznało za stosowne, żeby może sprawdzić, czy nic nie jest na rzeczy. Przecież to popracować by trzeba było, pewnie się tam przejechać, zarządzić kolejne rozprawy, przesłuchać świadków. Na co to komu, przecież to tylko dzieciaki, prawda? A jeszcze fatygować policję… Policjantów fatygowali za to opiekunowie Kamila i jego młodszego brata, bo starszy z chłopców wielokrotnie uciekał z domu. Uciekał, tak jak był ubrany, bez niczego, bo widocznie przeczuwał, że skoro „nowy tatuś” zagląda znowu do butelki, to za chwilę zgotuje mu piekło na ziemi. W listopadzie ubiegłego roku chłopczyk trafił do szpitala po tym, jak po raz kolejny uciekł z domu. Znaleziono go siedzącego w samej piżamce na przystanku autobusowym – po tym wydarzeniu Kamil trafił do szpitala z powodu wychłodzenia organizmu. Funkcjonariusze odwozili chłopca do domu za każdym razem, a tam słyszeli pewnie, jaki to kochany nicpoń, urwis nasz najsłodszy, przecudowne dziecko, panie mundurowy, tylko upilnować się go nie da. Przepraszam, ale jeśli uciekanie z domu i marznięcie na dworze w samej piżamce nie jest niemym krzykiem o pomoc, to co nim jest? To dziecko błagało o ratunek za każdym razem, kiedy uciekało z domu, bo wolało błąkać się po ulicy na mrozie, niż godzić się na to, co wyprawiali z nim jego prawni opiekunowie. I za każdym razem nie można było zrobić NIC?! To co, kurwa, można zrobić i w jakiej sytuacji?! Teraz dopiero można było w końcu zareagować!? To chyba coś jest nie w porządku? Przepraszam Was bardzo, wiem, że zarzekałam się, że nie będę tutaj przeklinać, ale jestem naprawdę wściekła i nie będę się bawić w głupie kropkowanie.

Co może nauczyciel…

Jest jeszcze jedna instytucja, która według mnie nie dopełniła obowiązków, chociaż minister Czarnek twierdzi, że nie ma jej nic do zarzucenia (ale o tym za chwilę) – SZKOŁA. Nauczyciele podobno zgłaszali swój niepokój przynajmniej trzy razy, ale zgłaszali go matce, która każdego razu częstowała ich nową historyjką. Za pierwszym razem zadzwoniono do niej, bo chłopczyk miał rozbitą wargę, sińce na całej twarzy i zgłaszał ból ręki. Kobieta przyjechała, wyjaśniła, że chłopczyk po prostu się potknął. Tyle wystarczyło. Przyznacie chyba, że to skrajnie niewiarygodne wytłumaczenie i naprawdę ciężko w nie uwierzyć, prawda? Kolejna sytuacja, w której powinno się zareagować bardziej zdecydowanie zdarzyła się już następnego dnia, bo Kamil znów narzekał na ból ręki. Wychowawczyni po raz kolejny wezwała matkę i poleciła jej zabrać dziecko do szpitala. Następnego dnia ośmiolatek przyszedł z ręką w gipsie. To dziecko przez ponad dobę chodziło ze złamaniem kości, a mamusia nawet nie pofatygowała się z nim do szpitala! I znowu nic się nie zapaliło? Znowu nikt nie zadał sobie pytanie, co to za kochana mamusia, która ignoruje złamanie kości własnego syna? Czy ktoś tam w ogóle w tej szkole orientuje się, jak to boli? I nikomu nie przyszło do głowy, czemu malec nie płacze, tylko znosi ten ból? Nikt nie zastanowił się, że może coś jest nie tak, skoro dziecko woli powiedzieć o tym nauczycielce, a nie mamie? Nikt, w ogóle? A według medialnych doniesień szkoła wiedziała o jeszcze jednym incydencie, kiedy to chłopczyk przyszedł do szkoły z oparzeniami na twarzy. Okazało się, że… poparzył się herbatą. Tak, na pewno tak było, szanowni nauczyciele – sam na siebie wylał herbatę. Głupi jesteście, czy tylko takich udajecie? Ale według ministra Czarnka placówka zachowała się „w porządku” i „według procedur”. Przepraszam bardzo, ale jeśli „w porządku” i „według procedur” okazuje się za mało, żeby uratować życie maltretowanego chłopca, to może procedury nie wystarczą? Jeśli nauczyciele – według procedur – muszą wierzyć w wyjaśnienia opiekunki, nawet najbardziej niedorzeczne i jedyne, co mogą zrobić to kolejne telefony, przy których wysłuchują następnych bredni, to tak naprawdę znaczy, że mają związane ręce. Znowu okazuje się, że wszyscy zareagowali, jak powinni, ale NIE DAŁO TO NIC. Rzecznik prasowy sądu twierdził, że „sąd nie miał możliwości tego przewidzieć”, szkoła działała według procedur, a ośmioletnie dziecko i tak trafia na OIOM z potwornymi obrażeniami, gdzie ostatecznie umiera po ponad miesięcznej, heroicznej walce. I jak zwykle nie ma winnego, poza tymi najbardziej oczywistymi. Jeżeli to nie jest dla pana ministra sygnał, że ten system nie działa i w żaden sposób nie chroni tych najbardziej potrzebujących, to naprawdę trzeba poważnie zastanowić się, czy to jest właściwy człowiek na to stanowisko. Oczywiście premier Morawiecki jest głęboko poruszony tą tragedią i już OBIECAŁ, że zrobią wszystko, żeby taka tragedia się nie powtórzyła. Kurwa, ile razy ja to słyszałam? Za każdym razem, kiedy skatowane zostało kolejne dziecko przez jakiegoś sukinsyna, któremu sąd powierzył nad nim opiekę. Zawsze są te same zapewnienia, ale nie zrobiono z tym nic. Ani za Platformy, ani za PiS-u, a każdy rząd miał na to osiem lat. To za mało czasu, czy może za dużo zachodu? Ah, byłabym zapomniała – pan Przemysław oburzał się też, że wszyscy atakują szkołę, a nie imbecyla, który to zrobił. Panie Ministrze – tak jak pisałam, po skurwysynu, który katuje dzieci nie spodziewam się niczego innego, bo jest po prostu skurwysynem. Ale po instytucjach, które zostały do tego powołane spodziewam się, że będą REAGOWAŁY, kiedy dziecku dzieje się krzywda. Zabójcę małego Kamila najchętniej widziałabym na szafocie, osoby, które mogły, ale nie zrobiły nic zwolniłabym dyscyplinarnie, a majątki, które zgromadziły, zbijając bąki, przekazałabym na pomoc małoletnim ofiarom przemocy domowej. Chyba że oni faktycznie zrobili WSZYSTKO, co mogli. W takim wypadku zrobiłabym to z Panem i innymi ministrami odpowiedzialnymi za dane służby.

…a co ojciec?

Ostatnią kwestią jest ojciec dziecka, co do którego nie mam wątpliwości, że byłby lepszym opiekunem dla swoich synów, niż ta patologia, do której mieli nieszczęście trafić, nie mam żadnych złudzeń, że jego rozpacz była prawdziwa, ale… Podobno miał on kontakt z dziećmi, chociaż dość mocno ograniczony. Nie wierzę, że nie widział sińców ani śladów po gaszeniu papierosów. Owszem, zgłaszał sprawę do kuratora wielokrotnie, ale po którymś razem musiało do niego dotrzeć, że ten ma sprawę głęboko w pompie i nie będzie sobie zawracał głowy. Czy nie mógł zatem zabrać tych malców do szpitala na obdukcję, która być może byłaby przekonującym dowodem dla sądu, że popełnili błąd? Zgłosić tego na policję? Nawet zawieźć dziecko do kuratora, pokazać mu obrażenia i zapytać, czy na pewno dalej jest przekonany, że nic się nie dzieje? Być może wtedy kogoś ruszyłoby sumienie? Czy naprawdę wykorzystał wszystkie legalne metody? Zresztą, pal sześć legalne, jeżeli nie da się inaczej, a widział, że coś się dzieje, to nie wiem, czy najlepszym pomysłem nie byłoby zabrać synów do samochodu i spieprzać nawet za granicę. On jest na pewno ostatnią osobą, do której ktokolwiek powinien mieć pretensje, bo był zupełnie bezsilny wobec sądu i kuratorium, zapłacił za ich głupi upór najwyższą cenę, jaką może zapłacić rodzic i serce mi się krajało, kiedy słuchałam, jak z płaczem opowiadał, że czuwał przy łóżku swojego skatowanego syna i cicho mu powtarzał, żeby nie odchodził, że on na niego czeka, brat na niego czeka, że wszystko będzie dobrze… Zastanawiam się jednak, czy ojciec naprawdę – nawet w takiej sytuacji – ma aż tak związane ręce? Bo to jest aż przerażające.

Na koniec tylko krótka, chociaż niezbyt zaskakująca, informacja – po tragedii Kamila, tak jak po wielu podobnych w Polsce, uaktywniły się ruchy proaborcyjne. Nie napiszę nawet, kim trzeba być, żeby wykorzystywać śmierć dziecka do własnej demagogii. Ich argumenty są tak irracjonalne, że chyba nie ma potrzeby ich komentować. Zamiast tego zadam pytanie, bo panie wspierające usuwanie ciąży zastanawiają się, gdzie byli proliferzy i całe ich środowisko. A gdzie mieli być? To nie oni są odpowiedzialni za ten dramat, to nie oni kierują instytucjami, które powinny tutaj zareagować. Mogłabym się zapytać: „A gdzie byliście wy?” i miałoby to dokładnie tyle samo sensu.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

W nowym rządzie szambo wybiło

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja rozumiem, że można nie lubić jakiegoś polityka, sama zresztą za większością nie przepadam, ale to, co dzieje się w sprawie Zbigniewa Ziobry jest naprawdę obrzydliwe. I nie chodzi mi o to, że trzeba było wysłać ABW do jego domu koniecznie teraz, kiedy on sam jest na terapii za granicą, zresztą – jeśli faktycznie były tam jakieś niejasności czy możliwość popełnienia przestępstwa, to należy sprawę zbadać. Wypadałoby jednak przy tym zachować chociaż minimum przyzwoitości.

Łaska Elizy

Pierwsza była Eliza Michalik, która sugerowała, że były minister sprawiedliwości jedynie symuluje chorobę, a jeśli nie, to może albo umrzeć, albo nagrywać swoje prywatne chwile z rodziną, a ona wtedy łaskawie przeprosi. Polityk nie zrobił ani jednego, ani drugiego, ale za to udostępnił swoje zdjęcie po operacji, którą przeszedł, wypowiedział się także jego lekarz, który potwierdził, że tak, pan Zbigniew naprawdę jest chory. Ale Elizka dała przecież jasne wytyczne, być może fotografia i zapewnienie lekarza nie są dla niej wystarczającymi dowodami, więc, rzecz jasna, nie przeprosiła. Mało tego, napisała, że ona nie widzi ku temu powodów, bo ludzie mają prawo mieć wątpliwości, zwłaszcza że pan Ziobro nie słynął wcześniej z prawdomówności. Dobrze, że ona z tego słynie. Oraz jej guru, Donald Tusk. Żeby to tylko Michalik była taka mądra na Twixie, to wypadałoby tylko machnąć ręką, bo wszyscy chyba zgodzimy się, że były to słowa poniżej wszelkiego poziomu i nie ma sensu się w tym babrać. Gdyby coś takiego powiedział poseł PiS-u albo Konfederacji w stronę jakiegoś swojego ciężko chorego konkurenta, to skandal byłby niewyobrażalny. Wystarczy przypomnieć sobie, jak zareagowała lewa strona sceny politycznej, po tym jak Rafał Ziemkiewicz w programie Krzysztofa Stanowskiego nazwał Magdalenę Filiks – patusiarą. Ostro, faktycznie, ale warto też dodać, że pani poseł uwielbiała brać udział w tych wszystkich marszach wściekłych macic i – mówiąc delikatnie – nie używała tam słownictwa akademickiego czy filozoficznego, ale właśnie typowo rynsztokowego.

Dowcipny Romek

Okazało się jednak, że Platforma wyhodowała sobie całe stado ludzi obłąkanych, chorych z nienawiści i – najzwyczajniej w świecie – obrzydliwych, bo ścieku na pana Ziobro wylało się ostatnio naprawdę dużo. Nie będę tutaj przytaczała słów jakichś anonimowych hejterów, ale do tego festiwalu nienawiści i bluzgów włączyli się nawet przedstawiciele i zwolennicy Platformy. Zacznijmy od wpisu najdelikatniejszego, ale zwyczajnie bezczelnego, patrząc na to, kto jest jego autorem.

Witaj Zbyszku! Dobrze cię widzieć w kraju. Mam nadzieję, że pojawisz się w Sejmie za dwa tygodnie. Niewykluczone, że jeden punkt porządku obrad może cię bardzo zainteresować…

Być może się domyśliliście – tak, taki tekst pojawił się na oficjalnym profilu Romana Giertycha. Łapy opadają na taką arogancję, prawda? Bo zdaje się, że to Romek najpierw zemdlał, a potem zwiał za granicę, a do kraju wrócił dopiero po tym, jak udało mu się zdobyć immunitet. A pamiętajmy, że walczył o tym zaciekle – na przykład namawiając ludzi na tzw. „turystykę wyborczą”. A oni go, kurczę, posłuchali i to jest niesamowite. Zbigniew Ziobro, mimo że jest chory, zdecydował się przerwać terapię i wrócić do kraju, Romuś udawał, że nie istnieje gdzieś we Włoszech i ignorował każde wezwanie do prokuratury. Zachowałby ODROBINĘ godności i po prostu nic nie pisał, bo to jest zwyczajnie żenujące. Dalej – Zbigniew Ziobro przebywa za granicą, ponieważ przechodzi kurację. Nie dlatego, że zwiał jak Giertych, albo poleciał sobie na wakacje, jak Tusk. I – to jest chyba szok dla zwolenników KO – on też ma prawo walczyć o życie, jak każdy człowiek. Więc wypadałoby opanować te swoje zapędy, bo przypominam, że kiedy chciano w Polsce rozliczyć Wojciecha Jaruzelskiego czy Czesława Kiszczaka, to dzisiejszy obóz rządzący lamentował, że to przecież starzy, schorowani ludzie i jak tak można, nie godzi się! A teraz wyczerpanego chorobą, operacją i pobytem w szpitalu człowieka będą targać w tę i z powrotem, bo jego wolno. On nie jest komunistą, więc do niego żadnych ciepłych emocji nie żywimy. Właśnie dlatego sporą część polityków Koalicji Obywatelskich uważam za obrzydliwych. Bo to, co teraz robią, zwyczajnie jest obrzydliwe i naprawdę nie znajduję na to innych słów. Przejdźmy do kolejnego wpisu.

Język pełen miłości

Ziobro w Polsce chce brać opinię publiczną na litość.

To zdanie napisała na swoim profilu Katarzyna Kierzek-Koterska. Zamieściła również zdjęcie z konferencji prasowej pana Ziobry po tym, jak przyjechał na miejsce, na którym widać, że ten człowiek naprawdę przeszedł ciężką i wyczerpującą chorobę, a to przecież jeszcze nie koniec. Kim jest pani Katarzyna? A, posłanką. Zgadnijcie z jakiej partii. Oczywiście, macie rację, z tej najlepszej na świecie. Wcześniej, w latach 2018-2020 pełniła funkcję wiceprezydent miasta Poznania, jednego z najbardziej przeżartego lewactwem miast w Polsce. To tam, prezydent Jacek Jaśkowiak konsekwentnie odmawiał udziału w Marszu Powstania Wielkopolskiego, ale na tęczowe parady był pierwszy. Odpowiednik warszawskiego Rafałka. I takie hasła wypisuje pani poseł, elita narodu, która ma decydować o losie kraju. Swoją drogą, całkiem niedawno Ziobro miał symulować. Teraz wykorzystuje chorobę do wzbudzania litości. Co jeszcze wymyślicie, bo Wam się narracja nie klei?

Tym bardziej, że chyba do tej pory nie uzgodnili wspólnej wersji, bo największy chlew na Twixie w związku z sytuacją Zbigniewa Ziobry robi Wojciech Szczurek. Facet należy do organizacji Lotnej Brygady Opozycji i Obywateli RP (Ubywateli PRL). Pierwsza robi co jakiś czas jakieś idiotyczne cyrki pod domem Jarosława Kaczyńskiego, drugą chyba pamiętamy z różnych prowokacji na trasach Marszu Niepodległości czy Powstania Warszawskiego. Szczurek (nazwisko chyba adekwatne, chociaż zdrobnienie nie pasuje) wylewa na Twixie naprawdę obrzydliwe kalumnie na temat polityka Suwerennej Polski, przytoczę ten, w którym naprawdę przekroczył wszelkie granice:

Jak interpretujecie tę szopkę zdrowiutkiego Ziobry (po tym jak się zapomniał i rozgadał) przed swoim domem? Przyjechał pokazać się swojej mafii, że żyje, walczy i że ma papiery?

Zastanawiam się, skąd ten wniosek o zdrowiutkim Ziobrze, bo na ostatnich zdjęciach wygląda przecież jak cień człowieka (i celowo wzbudza litość, pamiętajmy), ale szybko doczytałam, że to dlatego, że „zbyt szybkim krokiem udał się potem do samochodu”. Ci ludzie już naprawdę wstydu nie mają. Kiedy Ziobro leżał w szpitalu i nie publikował niczego w swoich mediach społecznościowych to ukrywał się i symulował. Kiedy wyszedł, bo mu chatę przetrzepywali – zrobił to celowo, żeby wzbudzać litość. Ale i tak go przejrzeli, bo zbyt raźnym krokiem wrócił do samochodu, a powinien słaniać się na nogach, zwymiotować sobie na buty, trząść się, nie mieć siły wypowiedzieć słowa, a na końcu ostatecznie wyzionąć ducha. I wtedy fajnopolacy byliby usatysfakcjonowani. I być może nawet by mu uwierzyli? Może nawet Eliza by opublikowała przeprosiny. A może nie.

Paradoksy współczesnej polityki

Nie wiem, czy Ziobro jest winny czy nie, bo – tak jak w przypadku Adama Glapińskiego – oni wszyscy są pewni, odgrażają się i pociągają do odpowiedzialności, ale na dobrą sprawę nie potrafią powiedzieć za co. Prezesa NBP czepiali się, że banknoty nie były identyczne i dlatego trzeba go postawić przed Trybunał Stanu. Nie mam więc wątpliwości, że śledztwo w sprawie Ziobry nie będzie sprawiedliwe, a proces i wyrok – jeśli oczywiście do nich dojdzie – będą polityczne. Koalicja okazała się kompletnie nieskuteczna, jeśli chodzi o realizowanie konkretów, ba, głosowanie nad kwotą wolną od podatku udowodniło chyba wszystkim, że Tusk zwyczajnie kłamał, kiedy składał te swoje obietnice. Tu nawet nie chodzi o to, że nie dał rady ich zrealizować – od początku wiedział, że tego nie zrobi, ale wyborców wyhodował sobie tak skutecznie, że i tak mu uwierzyli. Dlatego próbują zyskiwać punkty nawalaniem w PiS ku chorej uciesze swoich fanatyków. Nie przeglądałam wpisów wszystkich posłów Koalicji 13 Grudnia, innych równie obrzydliwych na szczęście nie znalazłam, ale na taka Klaudia Jachira na przykład wykazuje bardzo niezdrowe podniecenie całą tą sytuacją. W każdym razie Rafał Ziemkiewicz zwrócił uwagę na ciekawą rzecz – otóż okazuje się, że pan Ziobro, jak na polityka, który przez ostatnie osiem lat nic nie robił, tylko kradł, ma wyjątkowo skromny domek. Krystalicznie uczciwy Roman Giertych pierdzielnął sobie pałac.

Ot, paradoksy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Kiepskie dni na Czerskiej

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pisałam już o aferze ze Stanowskim na moim FB kilka dni temu, ale muszę jeszcze do tego nawiązać, bo inba się z tego zrobiła niesamowita. Normalnie Wybiórcza-Gate. O samym zarzewiu konfliktu nie będę się zatem wielce rozpisywała – przypomnę jedynie, że redakcja szmatławca z Czerskiej wyjątkowo nie lubi Krzysztofa Stanowskiego i postanowiła napisać o nim tekst, w którym zawarto co najwyżej półprawdy, w większości jednak manipulacje i kłamstwa. Twórca Kanału Zero postanowił więc wziąć odwet, bo z jakichś przyczyn nie spodobało mu się nazywanie go seksistą. I trzeba powiedzieć, że wyjątkowo celnie ich wypunktował. Mówiąc kolokwialnie – nie było potem co zbierać.

Maryśka nie czai bazy

Zanim jednak przejdę do meritum, wspomnę, że w swojej odpowiedzi Krzysztof Stanowski opowiedział również o innej pani dziennikarce, Marii Korcz, która rozpoczęła atak w jego stronę kilka miesięcy wcześniej – mianowicie, że śmieci w lesie i nazywa ekologów nazistami. Znowu – nie chcę się rozpisywać – napiszę jedynie, że naprawdę trzeba mieć umysł wyjątkowo niskich lotów, żeby nie załapać, że wpisy, do których odnosiła się pani Maria były ironią. I to naprawdę oczywistą. Gazeta Wybiórcza postanowiła jednak wypuścić jej odpowiedź i… cóż mogę powiedzieć… strzeliła sobie w kolano. Korcz mówiła w niej bowiem, że setki razy już słyszała, że po prostu nie zrozumiała żartu, sugerując oczywiście, że po pierwsze Stanowski ani chybi jest seksistą, bo ją bardzo nieładnie potraktował z góry, a po drugie, że zawsze jak ktoś palnie coś chamskiego i kontrowersyjnego, to potem się tłumaczy, że to był żart, ale ona, stara wyga, nigdy nie daje się nabrać i pan Krzysztof też jej nie oszuka, nie z nią takie numery. Jak mogę to skomentować? Jeśli dziewczę nie dostrzegło bijącego aż po oczach sarkazmu we wpisach Stanowskiego, to jestem skłonna uwierzyć, że faktycznie setki razy słyszała już od kogoś, że czegoś nie rozumie. Podejrzewam, że za każdym razem, kiedy otwiera usta, żeby zabrać głos w jakiejś sprawie, w odpowiedzi słyszy: „Maryśka, jak ty nic nie kumasz!”. Poza tym – jeśli ktoś Ci powtórzy coś jeden raz, to możesz uznać, że się czepia, po kilku razach powinieneś zacząć się martwić, ale jeśli stu ludzi mówi Ci to samo, to już naprawdę coś jest nie tak.

Ofiara, którą gotowi jesteśmy ponieść

Było to tak niesamowicie lekkomyślne, naiwne i zwyczajnie w świecie głupie, że aż nie do wyobrażenia. Dlatego mało kto uwierzył, że młoda przecież pismaczka zdecydowała się to zrobić z własnej nieprzymuszonej woli. Zwłaszcza że to przecież nie ona była główną bohaterką ostatniego „Dziennikarskiego Zera”. W komentarzach pojawiły się słynne, żartobliwe komentarze: „Mrugnij dwa razy”. Może się mylę, ale według mnie dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co po filmie Stanowskiego dzieje się w Internecie i jakie są ogólne nastroje, więc szczerze wątpię, żeby ładowała się na taką minę. Który młody, niedoświadczony dziennikarz chciałby, żeby na początku jego kariery śmiało się z niego pół polskiego Twixa? Dlatego podejrzewam, że Korcz została wypchnięta przez szefów (Michnik jest przecież cynicznym manipulantem, zresztą nie on jeden w tej redakcji) i myślę, że wiem w jakim celu. Poświęcono ją w imię wyższych celów i została rzucona dziennikarzowi na pożarcie. Pewnie gdyby chwycił przynętę, redakcja podsuwałaby mu kolejne, niedoświadczone i głupiutkie autoreczki, żeby je po kolei rozjeżdżał. Po którymś razie można by było napisać obszerny tekst, jakim to Stanowski jest seksistą, że tak się znęca nad swoimi młodszymi koleżankami po fachu. I że oni ostrzegali. Publicysta nie dał się jednak nabrać i odpowiedział jedynie: Szanowna Redakcjo. Jeśli macie u siebie słabsze jednostki, powinniście je chronić, zamiast wystawiać na publiczny osąd. Na tym polega odpowiedzialność za pracowników. Fakt, troszkę to było złośliwe, ale ten facet potrafi przecież ostrzej. Internauci nie byli jednak tak wyrozumiali i na najbliższe 24 godziny (jeśli nie dłużej) pani Maria stała się pośmiewiskiem Twixa. Nie wiem, czy pracodawcy się nad nią zlitowali i pozwolili w końcu schować się w domu i pochlipać w poduszkę, czy dziewczyna sama stwierdziła, że wszystko lepsze niż to – w każdym razie od czasu tej swojej wypowiedzi milczy.

Wyborcza nigdy się nie poddaje

Tam na Czerskiej mają jednak wyjątkowo mało rozwinięty instynkt samozachowawczy, bo następnie odpalił się Piotr Głuchowski, a redakcja znowu – z tylko sobie znanych powodów – postanowiła to przepuścić. To był moment, w którym Gazeta Wybiórcza strzeliła sobie w drugie kolano. Teraz pozostało im tylko czołgać się do drzwi z napisem: 'Ewakuacja”. Autor kłamliwego artykułu o Stanowskim tłumaczył, że w swoim artykule napisał wyraźnie: „Oto fragmenty tekstów” i je zacytował, „nie wchodząc w detale kto o kim i dlaczego”. I już. Tyle według niego wystarczyło. On nie widzi nic złego, że „nie wchodząc w detale” wprost zasugerował czytelnikom, że to Krzysztof Stanowski wypisywał te wszystkie wulgaryzmy, nie wydaje mu się też istotne, żeby kontekst miał jakiekolwiek znaczenie. Cała odpowiedź pana Piotra jest, rzecz jasna, ukryta za pay-wallem. Twórca Kanału Zero udostępniał na swoim Twixie fragmenty tej odpowiedzi, ale szczerze pisząc nie wiem, czy będzie chciał się jeszcze do tej sprawy odnosić. Niby znowu mogłoby być śmiesznie, niby znowu osiągnąłby świetne zasięgi, ale ile razy można się schylać? Poza tym inna mądra na Twixie (Maja Herman) zarzuciła mu ableizm (ja nie wiedziałam co to za cholera, ale podobno jest to wrogość do osób niepełnosprawnych), więc po co miałby dostarczać jej argumenty pod tę tezę? W każdym razie w Wybiórczej zadbano o to, żeby ogólnodostępny nie był ani jeden punkt (tytuł tekstu to: „Kłamstwa i manipulacje Krzysztofa Stanowskiego w 10 punktach) z… ekhm, ekhm… riposty pana Głuchowskiego. Moim zdaniem to też nie jest przypadek i nie wynika to tylko z tego, że od paru lat wszystkie ich teksty są płatne. Oni doskonale zdają sobie sprawę, że się zblaźnili, mleko się rozlało i niewiele da się już zrobić. Pozostaje im najtwardszy, żelazny elektorat, dlatego należy przekonać tych ludzi, że z tym Krzyśkiem to wcale nie tak, a inaczej; ewentualnie dostarczyć argumentów, żeby wiedzieli co mówić, gdyby któryś z nich był aż tak zdesperowany, żeby bronić ich „dobrego” imienia. W razie czego to oni zrobią z siebie idiotów, panowie dziennikarze wysłali już jedną ofiarę na stracenie i w tej chwili wystarczy. Bo jaki inny cel miałoby publikowanie niedostępnego tekstu, skoro znajduje się w nim odpowiedź na materiał, który po pierwsze był puszczony na portalu ogólnodostępnym, a po drugie obejrzało go około miliona ludzi, a pewnie drugie tyle trafiło na najbardziej kąśliwe fragmenty, które latają po Internecie. Jaki inny jest w tym sens? Ja szczerze mówiąc nie znajduję.

Mimo wszystko ta afera raczej nie wyjdzie Wybiórczej na dobre. Tekst Głuchowskiego co prawda jest zablokowany, ale komentarze można poczytać. I owszem jest parę takich, których autorzy stają po stronie pana Piotra (to ten najtwardszy, rzetelny elektorat), ale pojawiło się sporo takich, w których ludzie piszą, że taki poziom żenady i kompromitacji to za wiele nawet dla nich, więc im jest bardzo przykro, ale rezygnują z subskrypcji. <3

Gdyby ktoś nie widział, a chciałby:

Link do filmu Stanowskiego:

Link do odpowiedzi Marii Korcz:

https://twitter.com/gazeta_wyborcza/status/1770161399232135573

Link do mojego tekstu na FB:

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=831512845656809&set=pb.100063943033540.-2207520000&type=3

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Polska scena polityczna, taka piękna

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Tyle się działo przez ostatni weekend w polityce, że nawet nie wiem, od czego zacząć. Mieliśmy spektakularne kompromitacje, wspaniałe ozdrowienie i drobiazgowe śledztwo. Oczywiście, wszystko to w naszej wspaniałej, demokratycznej, uśmiechniętej Polsce. No OK, może nie wszystko rzeczywiście spełniało wymogi demokratycznych standardów, ale za to człowiekowi w wielu przypadkach faktycznie ciężko było powstrzymać się od uśmiechu.

Spektakularne kompromitacje

Najpierw weźmy komisję śledczą ds. Pegasusa. Temat bardzo ważny, bo mówimy tu o rzekomej inwigilacji posłów na Sejm, więc sprawę jak najbardziej powinno się zbadać, ale umówmy się – powołani do tego ludzie kompletnie się do tego nie nadają. Postanowiono na przesłuchanie wezwać Jarosława Kaczyńskiego. Podejrzewam, że członkowie (hehe) Koalicji 13 Grudnia dali się nabrać na ten obraz prezesa PiS, który sami starali się wykreować w mediach – jako niedołężnego, zagubionego starszego pana, który nic nie jest w stanie ogarnąć bez pomocy. I pewnie mieli nadzieję to wykorzystać, żeby móc sobie zapisać w pamiętniczkach, że zaorali człowieka, którego szczerze nienawidzą, co zresztą było widać – zwłaszcza po panu Zembaczyńskim. Niestety dla nich, okazało się, że Kaczyński wciąż jest wystarczająco sprawny intelektualnie, żeby ich tam wszystkich rozjechać bez znieczulenia. Niektórzy znieśli to bardzo słabo – na przykład wspomniany poseł KO, który już chyba do końca życia będzie nazywany członkiem. Dość powiedzieć, że jedna z naleśnikarni postanowiła zmienić nazwę na „Naleśnikarnia u członka”, ale nie wiem czy to ta sama, którą pan Witold kiedyś sprzedał. Starając się na wszelka cenę w jakiś sposób zrobić na złość przywódcy partii opozycyjnej, komisja postanowiła skierować do sądu wniosek o ukaranie go za nie złożenie przysięgi w całości. I nawet do głów im nie przyszło, że po pierwsze tłumaczenie Kaczyńskiego było więcej niż logiczne – nie ma zgody na zdradę tajemnicy państwowej, więc nie może powiedzieć wszystkiego. Tym bardziej, że przesłuchanie było otwarte dla mediów. Widocznie w nowej koalicji traktuje się tajemnicę państwową w bardzo dowolny sposób. Niby nie można, chyba że my chcemy. Albo nam się wymsknie. Po drugie, że tak naprawdę sami tutaj sprawę kompletnie zawalili. Od tego momentu przesłuchanie nie szło już po ich myśli, co najbardziej było widać po pośle Zembaczyńskim, który robił się coraz bardziej czerwony i w pewnym momencie uciekał się tylko do żartów na poziomie gimbazy w stylu: „Jaśnie panie Kaczyński” czy „Ja nie wiem, co pan ma z tymi członkami”. Jarosław pewnie nic, to Ty sam mu, Witek, wlazłeś pod walec. Przewodnicząca Magdalena Sroka kompletnie nie potrafiła nad nią zapanować i widać było, że tak sobie ogarnia zasady, jakimi powinno się kierować podczas pracy takiej komisji. Nie radziła sobie wybitnie. Inna sprawa, że dwóch posłów PiS-u, Mariusz Gosek i Jacek Ozdoba, postawili sobie za punkt honoru bronienie prezesa przed złem wszelakim i reagowali oburzeniem za każdym razem, kiedy wydawało im się, że krzywda mu się dzieje. Zupełnie niepotrzebnie, bo faktycznie mocno przeszkadzali, a Kaczyński żadnej pomocy nie potrzebował – sam rozwalał ich wszystkich spokojem i merytoryką. Zobaczymy, jak pójdzie na kolejnym przesłuchaniu, to może być prawdziwa uczta.

Cudowne ozdrowienie

Pamiętacie, jak uzdrawiał Łukasz Mejza? Nie dość, że to było zwyczajnie obrzydliwe, to jeszcze mało skuteczne, bo facet, który przyszedł z nim na pamiętną konferencję niedawno zmarł. Ale wiemy, jakie wtedy gromy na niego ciskali. „Największy atak polityczny od 1989 roku” – zapewniał polityk Prawa i Sprawiedliwości, uznając, że sobie samemu nie ma nic do zarzucenia. I jak to zwykle bywa między KO, a PiS – tym razem partia rządząca pokazała byłej władzy, jak to się robi. Marcin Kierwiński okazał się prawdziwym cudotwórcą. Powołał na stanowisko nowego komendanta głównego policji Michała Domaradzkiego. Każdy powie, że w sumie słusznie, bo pewnie ten nowy nie będzie odpalał granatników w komendzie, ale jest pewien mały problem. Domaradzki przeszedł na emeryturę w 2016 roku, miał również otrzymywać dodatek inwalidzki, bo stwierdzono u niego trwały uszczerbek na zdrowiu. Łącznie otrzymywał 18 000 zł, ale nie to jest najważniejsze. Wydawało mi się, że trwały uszczerbek na zdrowiu jest… jakby to napisać?… nieprzemijalny. A tutaj nagle, w lutym komisja uznała, że jednak jest zdrowy. Inwalidztwo minęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – być może to ta, na którą powoływała się Izabela Leszczyna, kiedy w trakcie kampanii obiecywała, że będzie lepiej niemalże od razu, a po wyborach uznała, że nie, jednak nie. Widocznie ową różdżkę pożyczył od niej nowy minister spraw wewnętrznych i administracji, żeby dokonać cudu uzdrowienia. No i jednak był skuteczniejszy od Mejzy, bo Domaradzki nie dość, że ozdrowiał, to jeszcze jest w stanie wrócić do służby. Z policji odszedł w 2016 roku. Trzy miesiące temu Kierwiński zażyczył sobie, żeby wrócił, ale wtedy nie dość, że był inwalidą, to jeszcze miał zarzuty prokuratorskie. Coś co było wtedy przeszkodą, dzisiaj nie ma już znaczenia. Podobnie chyba z prokuraturą na głowie (były policjant miał nakłaniać prokurator Ewę Wrzosek do przekazania mu informacji ze śledztwa dotyczącego dwóch wypadków autobusów miejskich w Warszawie). Co się stało z zarzutami w sumie nie wiadomo, bo MSWiA odmawia komentarza w tej sprawie, ale widocznie moc Kierwińskiego nie zna granic.

Drobiazgowe śledztwo

Na koniec nie mogło zabraknąć Adama Bodnara. Trzeba przyznać, że jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny ma dość osobliwe podejście do prawa. Najpierw zadowolił Polaków stwierdzeniem, że zamierza wypuścić z więzień 20 tysięcy osadzonych, bo podobno są przeludnione, a szkoda, żeby się przestępcy męczyli, prawda? W uśmiechniętej Polsce nikt się nie będzie męczył. Zabawne, że tak się cała KO niedawno upierała, żeby do tych przeludnionych więzień wsadzić jeszcze Kamińskiego i Wąsika, ale w sumie dwóch chłopa za 20 tysięcy innych? Nie da się ukryć, że się trochę przerzedzi. Zastanawiam się, czy powodem takiej decyzji nie jest przypadkiem fakt, że największe poparcie Platforma uzyskuje w więzieniach właśnie? Może to taka forma wdzięczności? W każdym razie Bodnar uznał także, że nie tylko więźniowie nie będą się męczyć, ale też prokuratura, która wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, w tym właśnie pana ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, poprzez podjęcie bezprawnych działań zmierzających do odwołania Dariusza Barskiego z funkcji prokuratora krajowego. Jak widać śledztwo dotyczyło również pana Adama, można wręcz nawet powiedzieć, że należał on do tych funkcjonariuszy publicznych, którzy przekroczyli swoje kompetencje najbardziej. Ale po cóż się organy ścigania mają babrać w takiej mało znaczącej sprawie, prawda? W ogóle nie ma sensu, jest tyle istotniejszych kwestii (na przykład ściganie Kamińskiego i Wąsika za… przekroczenie swoich kompetencji, prawda?), więc najlepiej niech sobie z tym dadzą spokój. Jak odpuszczą będą mieli więcej czasu na uśmiechanie się, a to jest celem numer jeden obecnego rządu. Dlatego minister sprawiedliwości zabrał akta sprawy o możliwości popełnienia przez siebie przestępstwa. Po prostu je sobie wziął. Bo czemu nie, wolno mu przecież. Nikomu to do szczęścia potrzebne nie jest, a on doskonale wie, co z tym zrobić. Może odnajdą się za kilka lat w szafie jakiegoś prominentnego polityka Platformy. A może nie odnajdą się nigdy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej