Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dramat małego Kamila – bezsilność państwa czy odwracanie wzroku?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jestem Wam winna parę słów wyjaśnień odnośnie mojego ostatniego wpisu na temat tragicznej śmierci 8-letniego Kamila na FB. Skupiłam się tam tylko na jednym problemie, czyli przyznaniu na siłę opieki nad dzieckiem patologicznej matce, która wiąże się z tak samo patologicznym facetem, czego efektem jest cierpienie dzieci. Użyłam tam zwrotu, parafrazuję: „Jeżeli faktycznie szkoła nic nie widziała…”. Nie chodziło mi oczywiście o to, że wierzę w nieświadomość nauczycieli, bo niestety tego typu przypadki są zazwyczaj smutną konsekwencją wielomiesięcznych zaniechań, odwracania oczu i milczenia. I tłumaczyć mogą się teraz wszyscy, a tak naprawdę wytłumaczenia nie ma i nie powinno być. Bo o ile po matce i ojczymie tego biednego chłopca nie można się było spodziewać niczego innego, o tyle od instytucji, które istnieją m.in. po to, aby dbać o bezpieczeństwo dzieci należy wymagać, żeby o to bezpieczeństwo zadbały. Do postu podeszłam bardzo emocjonalnie, bo naprawdę trzepnęła mną ta sprawa i cały czas chodzę wściekła i rozczarowana. Jednak to mnie w żaden sposób nie tłumaczy, bo przecież sama wielokrotnie krytykowałam np. lewicę, że do wielu problemów podchodzą TYLKO I WYŁĄCZNIE emocjonalnie, a tutaj sama zrobiłam dokładnie to samo i nie dałam rady zebrać po kolei faktów i wszystkie, jak należy, opisać. Teraz jednak naprawię swój błąd, chociaż na pewno przy pisaniu tego tekstu parę razy zaleję mnie krew.

Matka jest zawsze lepszym rodzicem?

Najpierw zajmijmy się problemem, który już podejmowałam w poprzednim wpisie, czyli właśnie faworyzowaniu matki w sądach rodzinnych, mimo że istnieje aż nazbyt wiele argumentów, żeby tego nie robić. Po pierwsze to był wręcz modelowy przykład pary, która te dzieci traktuje jako maszynkę do „zarabiania” pieniędzy, bo ani matka (nie wiem, czy ta kobieta jest w ogóle godna tego określenia), ani jej partner nie mieli żadnego stałego źródła dochodu, więc utrzymywali siebie i dzieci (na pewno było dwóch chłopców, ale niektóre źródła piszą, że mieszkało tam jeszcze najmłodsze niemowlę) z zasiłków i alimentów plus tego, co ewentualnie nakradł ten gnojek. Warunki, w których żyli, były tak urągające i tak odbiegające od ludzkich, że w niektórych przypadkach nawet TOZ nawet psa by stamtąd zabrało, ale dzieci – jak najbardziej można, lepiej im tam będzie niż przy ojcu, prawda? A trzeba pamiętać, że mieszkała tam jeszcze siostra tej kobiety z partnerem, którym najwyraźniej nie przeszkadzało maltretowanie dzieci. Oboje odpowiedzą za brak udzielenia pomocy i grożą im… trzy lata więzienia. Zwierzę, które skatowało chłopca (chociaż tutaj mam wątpliwości, czy nie obrażam przypadkiem zwierząt) dostanie prawdopodobnie dożywocie (w ciepłej celi na oddziale chronionym), ale obawiam się – znowu! – że matka zostanie potraktowana łagodniej, bo przecież to nie ona biła, a w sądzie opowie pewnie łzawą historyjkę, jak to ona sama była maltretowana i zastraszana. Mam nadzieję, że sędzia nie da wiary takim zeznaniom, bo kryła ona potwora, który znęcał się nad jej synem i bagatelizowała jego kolejne obrażenia. Drugim argumentem, żeby nie oddawać dzieci tym psychopatom, był fakt, że oboje mieli problem z alkoholem. Czyli środki, które otrzymywali od państwa za OPIEKĘ nad dziećmi przeznaczali na popijawy, nie na potrzeby tych dzieci. To jest wręcz klasyczny przykład konsekwencji stosowania rozdawnictwa dla takich patologicznych rodzin. Utrzymywaliśmy te ludzkie śmieci wtedy i będziemy utrzymywać dalej, kiedy już trafią za kratki. Trzecią nawet nie lampką, ale NEONEM ostrzegawczym była przeszłość mężczyzny, pod którego opiekę zdecydowali się oddać dziecko. Facet wielokrotnie miał problemy z prawem, napady, rozboje i pobicia były jego ulubioną rozrywką, dopóki nie dorwał się do biednego ośmiolatka. A wyszło jeszcze na jaw, że w wieku siedmiu lat ten psychopata zepchnął siostrę do stawu, w efekcie czego dziewięciolatka utonęła. Zostało to potraktowane jako wypadek (no bo ciężko stosować wobec siedmiolatka odpowiedzialność karną), ale prawdopodobnie wtedy już ktoś powinien zareagować i przekazać chłopaka na przykład pod nadzór psychiatry i psychologa? Wtedy jednak też nie zrobiono zupełnie nic. Jeżeli te powody nie były wystarczające, żeby jednak zaryzykować i sprawdzić, czy malcom nie będzie lepiej z tatą, to ja naprawdę nie wiem, co jeszcze musi zrobić matka, żeby przegrać w sądzie z byłym partnerem. Pewnie tylko wstać i strzelić sędziemu w twarz.

Wiele wcześniejszych sygnałów

Drugą kwestią jest totalna bezsilność, a raczej zwyczajny brak działania odpowiednich instytucji. Ojciec, podobnie jak MOPS, wielokrotnie zgłaszali kuratorowi i sądowi, że ci „ludzie” znęcają się nad dziećmi. Żadne z nich nie uznało za stosowne, żeby może sprawdzić, czy nic nie jest na rzeczy. Przecież to popracować by trzeba było, pewnie się tam przejechać, zarządzić kolejne rozprawy, przesłuchać świadków. Na co to komu, przecież to tylko dzieciaki, prawda? A jeszcze fatygować policję… Policjantów fatygowali za to opiekunowie Kamila i jego młodszego brata, bo starszy z chłopców wielokrotnie uciekał z domu. Uciekał, tak jak był ubrany, bez niczego, bo widocznie przeczuwał, że skoro „nowy tatuś” zagląda znowu do butelki, to za chwilę zgotuje mu piekło na ziemi. W listopadzie ubiegłego roku chłopczyk trafił do szpitala po tym, jak po raz kolejny uciekł z domu. Znaleziono go siedzącego w samej piżamce na przystanku autobusowym – po tym wydarzeniu Kamil trafił do szpitala z powodu wychłodzenia organizmu. Funkcjonariusze odwozili chłopca do domu za każdym razem, a tam słyszeli pewnie, jaki to kochany nicpoń, urwis nasz najsłodszy, przecudowne dziecko, panie mundurowy, tylko upilnować się go nie da. Przepraszam, ale jeśli uciekanie z domu i marznięcie na dworze w samej piżamce nie jest niemym krzykiem o pomoc, to co nim jest? To dziecko błagało o ratunek za każdym razem, kiedy uciekało z domu, bo wolało błąkać się po ulicy na mrozie, niż godzić się na to, co wyprawiali z nim jego prawni opiekunowie. I za każdym razem nie można było zrobić NIC?! To co, kurwa, można zrobić i w jakiej sytuacji?! Teraz dopiero można było w końcu zareagować!? To chyba coś jest nie w porządku? Przepraszam Was bardzo, wiem, że zarzekałam się, że nie będę tutaj przeklinać, ale jestem naprawdę wściekła i nie będę się bawić w głupie kropkowanie.

Co może nauczyciel…

Jest jeszcze jedna instytucja, która według mnie nie dopełniła obowiązków, chociaż minister Czarnek twierdzi, że nie ma jej nic do zarzucenia (ale o tym za chwilę) – SZKOŁA. Nauczyciele podobno zgłaszali swój niepokój przynajmniej trzy razy, ale zgłaszali go matce, która każdego razu częstowała ich nową historyjką. Za pierwszym razem zadzwoniono do niej, bo chłopczyk miał rozbitą wargę, sińce na całej twarzy i zgłaszał ból ręki. Kobieta przyjechała, wyjaśniła, że chłopczyk po prostu się potknął. Tyle wystarczyło. Przyznacie chyba, że to skrajnie niewiarygodne wytłumaczenie i naprawdę ciężko w nie uwierzyć, prawda? Kolejna sytuacja, w której powinno się zareagować bardziej zdecydowanie zdarzyła się już następnego dnia, bo Kamil znów narzekał na ból ręki. Wychowawczyni po raz kolejny wezwała matkę i poleciła jej zabrać dziecko do szpitala. Następnego dnia ośmiolatek przyszedł z ręką w gipsie. To dziecko przez ponad dobę chodziło ze złamaniem kości, a mamusia nawet nie pofatygowała się z nim do szpitala! I znowu nic się nie zapaliło? Znowu nikt nie zadał sobie pytanie, co to za kochana mamusia, która ignoruje złamanie kości własnego syna? Czy ktoś tam w ogóle w tej szkole orientuje się, jak to boli? I nikomu nie przyszło do głowy, czemu malec nie płacze, tylko znosi ten ból? Nikt nie zastanowił się, że może coś jest nie tak, skoro dziecko woli powiedzieć o tym nauczycielce, a nie mamie? Nikt, w ogóle? A według medialnych doniesień szkoła wiedziała o jeszcze jednym incydencie, kiedy to chłopczyk przyszedł do szkoły z oparzeniami na twarzy. Okazało się, że… poparzył się herbatą. Tak, na pewno tak było, szanowni nauczyciele – sam na siebie wylał herbatę. Głupi jesteście, czy tylko takich udajecie? Ale według ministra Czarnka placówka zachowała się „w porządku” i „według procedur”. Przepraszam bardzo, ale jeśli „w porządku” i „według procedur” okazuje się za mało, żeby uratować życie maltretowanego chłopca, to może procedury nie wystarczą? Jeśli nauczyciele – według procedur – muszą wierzyć w wyjaśnienia opiekunki, nawet najbardziej niedorzeczne i jedyne, co mogą zrobić to kolejne telefony, przy których wysłuchują następnych bredni, to tak naprawdę znaczy, że mają związane ręce. Znowu okazuje się, że wszyscy zareagowali, jak powinni, ale NIE DAŁO TO NIC. Rzecznik prasowy sądu twierdził, że „sąd nie miał możliwości tego przewidzieć”, szkoła działała według procedur, a ośmioletnie dziecko i tak trafia na OIOM z potwornymi obrażeniami, gdzie ostatecznie umiera po ponad miesięcznej, heroicznej walce. I jak zwykle nie ma winnego, poza tymi najbardziej oczywistymi. Jeżeli to nie jest dla pana ministra sygnał, że ten system nie działa i w żaden sposób nie chroni tych najbardziej potrzebujących, to naprawdę trzeba poważnie zastanowić się, czy to jest właściwy człowiek na to stanowisko. Oczywiście premier Morawiecki jest głęboko poruszony tą tragedią i już OBIECAŁ, że zrobią wszystko, żeby taka tragedia się nie powtórzyła. Kurwa, ile razy ja to słyszałam? Za każdym razem, kiedy skatowane zostało kolejne dziecko przez jakiegoś sukinsyna, któremu sąd powierzył nad nim opiekę. Zawsze są te same zapewnienia, ale nie zrobiono z tym nic. Ani za Platformy, ani za PiS-u, a każdy rząd miał na to osiem lat. To za mało czasu, czy może za dużo zachodu? Ah, byłabym zapomniała – pan Przemysław oburzał się też, że wszyscy atakują szkołę, a nie imbecyla, który to zrobił. Panie Ministrze – tak jak pisałam, po skurwysynu, który katuje dzieci nie spodziewam się niczego innego, bo jest po prostu skurwysynem. Ale po instytucjach, które zostały do tego powołane spodziewam się, że będą REAGOWAŁY, kiedy dziecku dzieje się krzywda. Zabójcę małego Kamila najchętniej widziałabym na szafocie, osoby, które mogły, ale nie zrobiły nic zwolniłabym dyscyplinarnie, a majątki, które zgromadziły, zbijając bąki, przekazałabym na pomoc małoletnim ofiarom przemocy domowej. Chyba że oni faktycznie zrobili WSZYSTKO, co mogli. W takim wypadku zrobiłabym to z Panem i innymi ministrami odpowiedzialnymi za dane służby.

…a co ojciec?

Ostatnią kwestią jest ojciec dziecka, co do którego nie mam wątpliwości, że byłby lepszym opiekunem dla swoich synów, niż ta patologia, do której mieli nieszczęście trafić, nie mam żadnych złudzeń, że jego rozpacz była prawdziwa, ale… Podobno miał on kontakt z dziećmi, chociaż dość mocno ograniczony. Nie wierzę, że nie widział sińców ani śladów po gaszeniu papierosów. Owszem, zgłaszał sprawę do kuratora wielokrotnie, ale po którymś razem musiało do niego dotrzeć, że ten ma sprawę głęboko w pompie i nie będzie sobie zawracał głowy. Czy nie mógł zatem zabrać tych malców do szpitala na obdukcję, która być może byłaby przekonującym dowodem dla sądu, że popełnili błąd? Zgłosić tego na policję? Nawet zawieźć dziecko do kuratora, pokazać mu obrażenia i zapytać, czy na pewno dalej jest przekonany, że nic się nie dzieje? Być może wtedy kogoś ruszyłoby sumienie? Czy naprawdę wykorzystał wszystkie legalne metody? Zresztą, pal sześć legalne, jeżeli nie da się inaczej, a widział, że coś się dzieje, to nie wiem, czy najlepszym pomysłem nie byłoby zabrać synów do samochodu i spieprzać nawet za granicę. On jest na pewno ostatnią osobą, do której ktokolwiek powinien mieć pretensje, bo był zupełnie bezsilny wobec sądu i kuratorium, zapłacił za ich głupi upór najwyższą cenę, jaką może zapłacić rodzic i serce mi się krajało, kiedy słuchałam, jak z płaczem opowiadał, że czuwał przy łóżku swojego skatowanego syna i cicho mu powtarzał, żeby nie odchodził, że on na niego czeka, brat na niego czeka, że wszystko będzie dobrze… Zastanawiam się jednak, czy ojciec naprawdę – nawet w takiej sytuacji – ma aż tak związane ręce? Bo to jest aż przerażające.

Na koniec tylko krótka, chociaż niezbyt zaskakująca, informacja – po tragedii Kamila, tak jak po wielu podobnych w Polsce, uaktywniły się ruchy proaborcyjne. Nie napiszę nawet, kim trzeba być, żeby wykorzystywać śmierć dziecka do własnej demagogii. Ich argumenty są tak irracjonalne, że chyba nie ma potrzeby ich komentować. Zamiast tego zadam pytanie, bo panie wspierające usuwanie ciąży zastanawiają się, gdzie byli proliferzy i całe ich środowisko. A gdzie mieli być? To nie oni są odpowiedzialni za ten dramat, to nie oni kierują instytucjami, które powinny tutaj zareagować. Mogłabym się zapytać: „A gdzie byliście wy?” i miałoby to dokładnie tyle samo sensu.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Zaszczucie człowieka po lewicowemu

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja wiem, że wielokrotnie pisałam Wam, że wydawało mi się, że lewica osiągnęła już swoją granicę absurdu, a oni za każdym razem mnie zaskakują. Teraz też mnie zaskoczyli i – kiedy trafiłam na informacje o problemach Szymona Marciniaka, bo ośmielił się spotkać ze Sławomirem Mentzenem – zastanawiałam się, czy to nie fejk, bo naprawdę podważa to wiarę w wolność i prawo człowieka do posiadania własnych poglądów. Niby wiem, że ci ludzie od dawna próbują niszczyć każdego, kto nie idzie z nimi w jednym szeregu – ot, choćby ataki na J.K. Rowling – ale wydawało mi się, że nie miało to aż tak negatywnych konsekwencji. Zdaję sobie sprawę, że autorka cyklu o Harry’ym Potterze nie była z tego powodu zapraszana na wiele gal, ale umówmy się – wciąż ma milionowe zasięgi, jej książki dalej są wydawane, a ona sama w dalszym ciągu ma kupę szmalu. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby obawiała się o własne życie, ale mimo wszystko – to są działania poza prawem, Rowling może spokojnie zgłosić to na policję i nikt z tego tytułu nie powinien być oburzony. Z drugiej strony wiem też, że i mnie wielokrotnie grożono, że zgłoszą moje poglądy do pracodawcy (tyle że ci ludzie nie połapali się, że na FB mam wpisaną nazwę byłej firmy, w której pracowałam na samym początku mojej pracy zarobkowej przez kilka miesięcy jakieś dziesięć lat temu i nawet nie wiem, czy ona dalej istnieje). Jestem też świadoma tego, z jakimi problemami boryka się autor bloga „To tylko teoria”, który sam mówi, że możliwości zarobienia pieniędzy są mu regularnie blokowane i utrzymuje się (oraz może pozwolić sobie na niezależność) w dużej mierze dzięki wsparciu widzów. Były to jednak problemy bardziej lokalne, a osoby dotknięte próbą „wykasowania z opinii publicznej” dalej działają. Tutaj mamy do czynienia z aferą na cały świat, która faktycznie mogłaby złamać facetowi karierę. I to za co? Za to, że ośmielił się spotkać ze Sławomirem Mentzenem, i to na imprezie czysto biznesowej, nie mającej – według jej organizatora – żadnych konotacji politycznych. A nawet gdyby tak było – każdy człowiek powinien mieć prawo do własnych poglądów, tym bardziej, że Konfederacja jest LEGALNĄ partią, która według sondaży ma ok. 10% poparcia i jest trzecią albo czwartą siłą polityczną w Polsce. Celebrytom, aktorom, ba, nawet dziennikarzom, którzy otwarcie optują za „jedyną słuszną partią”, czyli Platformą, nic się nie dzieje. Wtedy można, teraz jest źle.

Zbudujmy nagonkę na kłamstwie

Donos na Marciniaka złożyło stowarzyszenie „Nigdy więcej”, które na swojej stronie opisuje się jako walczące z dyskryminacją. Przepraszam bardzo, ale to, co teraz robią, to jest czysty przejaw dyskryminacji właśnie. To jest próba zaszczucia człowieka, bo im się wydaje, że ma jakieś tam poglądy. Ponieważ ośmielił się spotkać z innym gościem, którego uparli się nienawidzić, bo też im się coś wydaje. Na konferencji biznesowej Everest, a nie trasie czysto politycznej „Piwo z Mentzenem” (tak jakby ta druga opcja była czymś złym, ale staram się podkreślić absurd całej sytuacji). A jak argumentowali swoją decyzję o próbie zniszczenia Marciniakowi życia? Ano, z powodu tzw. „piątki Konfederacji”, której znaczenia lewactwo do tej pory nie załapało. Lider 'Nowej Nadziei” wykrzyczał kiedyś: Nie chcemy Żydow, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. Miało to miejsce, podczas któregoś wykładu ze strategii politycznej i, rzecz jasna, zostało wycięte z kontekstu. Takie słowa padły jako wyjaśnienie, że każde ugrupowanie powinno mieć jak najgłośniejsze hasła, aby mogło zaistnieć na scenie politycznej. To hasło było tylko przykładem. Jak widać chwyciło – jest głośno. Chociaż pewnie nie w tym kontekście, na jakim Mentzenowi zależało. I podejrzewam, że nie spodziewał się, ani tym bardziej nie było jego zamiarem, że to zdanie posłuży kiedyś jako pretekst do zaszczucia człowieka, który osiągnął sukces, dzięki własnej, ciężkiej pracy. Polityk, oczywiście, próbuje teraz pomóc sędziemu piłkarskiemu, ale facet tak czy inaczej musiał tłumaczyć się przed UEFA. Żeby było śmieszniej lider partii jest bardziej kojarzony z postulatami ekonomicznymi, niż ideologicznymi i poza tym słynnym już wystąpieniem, nie rzuca tekstów o Żydach, gejach czy kimkolwiek innym. To jest, moi drodzy, afera tak absurdalna, że nawet nie wiem, jak to racjonalnie opisać. Jeden facet spotkał się z innym i pewnie – o, zgrozo – podał mu rękę! To jest jeszcze bardziej niskie, niż przerzucanie się nawzajem zdjęciami przez dwie główne partie polityczne, bo któryś z ich przedstawicieli podał kilka lat temu rękę rosyjskiemu dyplomacie. To jest zwykła szczujnia. Lubią w ten sposób określać Telewizję Polską, a sami, co teraz robią?

Podejrzane autorytety

A bo, właśnie, może warto napisać, czym w ogóle jest Stowarzyszenie „Nigdy więcej”. Na swojej stronie opisują się w sposób następujący: Naszym celem jest przeciwdziałanie rasizmowi, neofaszyzmowi, ksenofobii i dyskryminacji. Na stronie można zapoznać się m.in. z elektroniczną wersją magazynu „NIGDY WIĘCEJ” oraz efektami monitoringu zdarzeń o charakterze rasistowskim i ksenofobicznym „Brunatna Księga”, dowiedzieć się o naszej działalności w ramach kampanii „Wykopmy Rasizm ze Stadionów”, „Muzyka Przeciwko Rasizmowi” i „[email protected] Delete”, a także skorzystać ze zbiorów Czytelni i archiwum materiałów multimedialnych. Czyli, czytając między wierszami, są to ludzie, którym do tej pory raczej nic się nie udawało, Bo czy ktokolwiek się przejął wpisaniem do „Brunatnej księgi”. Nikt, bo nie niosło to za sobą żadnych poważnych reperkusji, jedynie uśmiech zażenowania na twarzy. Na pewno nie przejęła się Monika Jaruzelska, która została tam wpisana, bo ośmielała się robić wywiady również z przedstawicielami prawicy i, co gorsza, dopuszczać ich do głosu. Z tego, co pamiętam, trafiła tam po rozmowie z Krzysztofem Bosakiem, ale jej gośćmi byli też inni prawicowi politycy i publicyści. No i nic się nie stało – obśmiała się Jaruzelska, obśmiał się cały polski Internet, ona sama dalej publikuje swoje rozmowy na YouTube i w dalszym ciągu ma milionowe zasięgi. Musiało być to nie w smak członkom Stowarzyszenia, dlatego podejrzewam, że teraz celebrują swój „sukces”. W każdym razie „Nigdy więcej” zdążyło się już wcześniej poważnie skompromitować, bo przyznali tytuł „Antyfaszysty Roku” Simonowi Molowi, kameruńskiemu poecie. Jego największą zasługą był jego kolor skóry, bo raczej nie fakt, że… świadomie zarażał wirusem HIV swoje partnerki seksualne. Jego głównym celem były dziewice, czyli najmłodsze i najbardziej naiwne dziewczyny. Chociaż pewnie nie aż tak naiwne, żeby pójść do łóżka z facetem zarażonym HIV, więc tę – mało istotną według niego – informację pomijał. Gratuluję autorytetów. Skoro już o tym mowa, to warto zwrócić uwagę na kolejny przykład hipokryzji skrajnej lewicy. Co z tego, że Szymon Marciniak jest przede wszystkim bardzo dobrym i powszechnie szanowanym sędzią, skoro miał czelność spotkać się z Mentzenem? Za to Simon Mol jest czarny, pisze wiersze i walczy o nielegalnych uchodźców, a to, że przy okazji świadomie zaraża kobiety HIV-em, to już oj tam, oj tam. Priorytety!

Upokorzenie polskiego arbitra

I w sumie wszystko byłoby tylko i wyłącznie śmieszną ciekawostką, gdyby nie to, że UEFA potraktowała sprawę bardzo serio i Polak mógł stracić możliwość sędziowania finałowego meczu Ligi Mistrzów. Poważnie traktujemy zarzuty wobec Szymona Marciniaka dotyczące jego obecności na spotkaniu skrajnej prawicy. Po pierwsze nie „skrajnej prawicy”, tylko biznesowe, po drugie nic was to nie powinno interesować. Nawet jeśli „brzydzicie się”, jak sami pisaliście w oświadczeniu, ideami Konfederacji i postawą Marciniaka, który rzekomo ma wspierać „skrajną prawicę”, to dopóki nie łamie prawa – wara! No, ale jak jakiś zlewaczały wypierdek, pisze: Jesteśmy zszokowani i zbulwersowani publicznym skojarzeniem Marciniaka z Mentzenem (sami go sobie skojarzyliście – przyp. M.) i jego odmianą toksycznej, skrajnie prawicowej polityki. Jest to niezgodne z podstawowymi wartościami fair-play (ale za to zgodne jest zwolnienie piłkarza, bo jego żona – osoba niezależna i z własną wolą – ironicznie napisała na mediach społecznościowych „Nike LIves Matter”, w czym miała według mnie sporo racji – przyp. M.), takimi jak równość i szacunek. Wzywamy sędziego do uznania swojego błędu. Jeśli tego nie zrobi, uważamy, że URFA i FIFA powinny wyciągnąć konsekwencję. Autorem tego donosu jest – tym razem nie Lech Wałęsa, ale Rafał Pankowski, współzałożyciel ośmieszonego stowarzyszenia. Oczywiście, kiedy tylko wspomni się o rasizmie, to UEFA robi pod siebie, więc poważnie potraktowała oskarżenia człowieka, który bynajmniej w Polsce traktowany poważnie nie jest, dlatego Marciniak został zmuszony do napisania upokorzającego oświadczenia: Mam nadzieję, że to oświadczenie trafi do wszystkich zainteresowanych, w szczególności do osób, które słusznie były zaniepokojone i rozczarowane moim udziałem w wydarzeniu 'Everest’. Chcę wyrazić moje najgłębsze przeprosiny za zaangażowanie i wszelkie przykrości lub szkody, które mogło ono spowodować. Po głębszej refleksji stało się oczywiste, że zostałem poważnie wprowadzony w błąd i całkowicie nieświadomy prawdziwej natury wydarzenia. Nie wiedziałem, że było ono związane z polskim ruchem skrajnej prawicy. Gdybym był tego świadomy, kategorycznie odrzuciłbym zaproszenie. Ważne jest, aby zrozumieć, że wartości promowane przez ten ruch są całkowicie sprzeczne z moimi osobistymi przekonaniami i zasadami, których staram się przestrzegać w życiu. Mam wyrzuty sumienia, że mój udział mógł być z nimi sprzeczny – pisał Marciniak. Osobiście staram się go zrozumieć i daleko mi do oceniania kogokolwiek, bo gdyby się nie pokajał roztrzaskaliby mu karierę, jednak mam wrażenie, że to jest publiczna autokastracja. Największy jednak niesmak budzi we mnie fakt, że dorosły człowiek jest zmuszany do jakichś absurdalnych wyjaśnień i przeprosin, bo z kimś się tam spotkał.

Kłamstwo na kłamstwie

Oczywiście, większość redakcji polskojęzycznych, opisując całą tę żenującą aferę, nakłamało, ile wlezie. Po pierwsze sugerowano, że te pięć postulatów, które Mentzen ironicznie wypowiedział, jest oficjalnym programem wyborczym Konfederacji, która… jeszcze nawet tego programu nie ogłosiła, ma to zrobić w połowie czerwca. Po drugie sugerowano, że arbiter pojawił się na trasie wyborczej Mentzena, a nie na spotkaniu biznesowym, które polityk zorganizował. Dwa różne wydarzenia przecież, czy oni nie mają wstydu? Po trzecie wreszcie, dumnie ogłoszono, że Konfederacja zawdzięcza swoją nazwę… Skonfederowanym Stanom Ameryki, które miało popierać niewolnictwo. To zabawne, bo pamiętam początki tego ugrupowania i jego członkowie zgodnie twierdzili, że inspiracją ich nazwy była konfederacja barska, ale oj tam, oj tam, kto by się tym przejmował. Konfederacja to konfederacja! Dobrze, że nie stwierdzili, że to hołd dla konfederacji targowickiej, jak to wielu ich przeciwników lubi podkreślać. Przepraszam bardzo, ale to, co robicie to jawny totalitaryzm. Próbujecie zaszczuć człowieka, bo wam się ubzdurało, że jest „skrajnym prawicowcem, faszystą i rasistą”. Zmuszacie go, żeby wydał upokarzające oświadczenie, bo inaczej złamiecie mu życie. To jest dosłownie powtórka z czasów PRL-u, kiedy donoszono na ludzi za opór wobec komunistycznej partii albo nawet niewystarczające dla niej uwielbienie. I jeszcze celowo kłamiecie w swoich tekstach, żeby jak najbardziej oczernić jego samego i partię, do której należy człowiek, z którym się spotkał. To jest antyteza wartości dziennikarskich, których kiedyś jeszcze jako-tako przestrzegano. Żeby w jednym artykule zawrzeć tyle kłamstw i manipulacji, trzeba się naprawdę postarać. Żeby to potem, bez żadnej refleksji albo poczucia żenady, opublikować trzeba być całkowicie pozbawionym honoru. Ale przecież Wybiórcza pisała kiedyś o honorze, że jest to kwintesencja toksycznej męskości, to w sumie wszystko powinno być jasne. Nie macie honoru – OK. Ale że to wasze pieprzenie zyskało taki rozgłos, to się już w palę nie mieści.

I mam jeszcze ostatnie krótkie pytanie. Czy jeśli według was można próbować zniszczyć życie innym ludziom, bo – BYĆ MOŻE – mają inne poglądy, to czy ja – całkowicie nie zgadzając się z waszymi – mogę wam napluć w twarz na ulicy i, nie odwracając się, pójść dalej? Tak będzie w porządku? Do tego sprowadzacie publiczną debatę?

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Po co nam wartości?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Tydzień temu zapadł wyrok w sprawie pobicia kierowcy ciężarówki pro-life przez przez osobnika zwanego „Margot” oraz jego popleczników. Wyrok chyba sprawiedliwy, bo pan Michał będzie musiał odpracować społecznie jedenaście miesięcy. Co jest budujące, bo w końcu w ogóle spróbuje pracy. Nie chcę tutaj roztrząsać, czy powinien dostać więcej, czy mniej, ale cieszę się, że nie skończyło się, jak w przypadku Barbary Kurdej-Szatan. Zdaję sobie sprawę, że pojawiło się wiele głosów, że Margot powinien za swój czyn trafić do więzienia, ale tutaj pozostanę sceptyczna. Nie sądzę, żeby w więzeniu resocjalizacja działała, jak należy, czego mieliśmy aż nazbyt wiele dowodów. Ten człowiek, po choćby roku odsiadki, wyszedłby jeszcze bardziej spaczony, niż jest teraz. A, powiem szczerze, dość mocno mu się odkleiło w kopule, skoro swego czasu randkował z dwiema dziewczynami, z czego jedna uważała się za lesbijkę i widziała w nim kobietę, a druga za homoseksualnego mężczyznę, który widział w nim chłopa. Przyznacie chyba sami, że do końca normalne to nie jest. Niech się chłopak nauczy, czym jest praca, może w końcu zacznie ją szanować? Tak czy inaczej, cieszę się, że nie było uniewinnienia. Swoją drogą, jego drugiej dziewczynie, która twierdziła, że jest chłopem i która wymyśliła bardzo śliskie kłamstwo o wpychaniu jej pod pociąg, też bym jakąś karę wlepiła.

Ta dzisiejsza młodzież…

Nie piszę tego jednak po to, żeby rozwodzić się nad naszym systemem prawnym. Na szybko wspomnę, że nie jestem jego wielką fanką, bo po pierwsze jestem zwolenniczką kary śmierci za najbardziej brutalne morderstwa; po drugie wydaje mi się, że działa to bardziej tak, że zależy, jaki sędzia zajmuje się daną sprawą, a niekoniecznie w zgodzie z literą prawa. Zresztą o tej praworządności pisałam już kilkukrotnie. Tak, jak wspominałam – cieszę się, że w przypadku Margota (jak również Justyny W. z „Aborcyjnego Dream Teamu, która bez żadnej wiedzy medycznej czy farmakologicznej, wysyłała kobietom tabletki, które miały spowodować poronienie) wyrok padł skazujący. Bardziej chciałabym się pochylić nad ogólną kondycją młodych ludzi w Polsce. Bo zaczyna się robić naprawdę brzydko. Sama sprawa Michała Sz. jest chyba jasna i zrozumiała dla wszystkich naszych obserwujących. Ale pamiętamy, co się działo na ulicach Warszawy, kiedy go aresztowano. To była prawdziwa demolka, ze smutnym niestety epizodem naszych posłów. Na przykład pani Scheuring-Wielgus celowo utrudniała pracę policji, bo przecież ma immunitet i jej wolno. Pracę, polegającą na zaprowadzeniu porządku. Konkretnie nie pasowało jej zatrzymanie agresywnej Julii, która czuła się Julianem i która wyzywała funkcjonariuszy za pomocą takiego języka, że osiedlowa prostytutka mogłaby być zawstydzona. Oraz demolowała policyjny radiowóz. Kojarzycie to łyse, rozwrzeszczane stworzenie? Mniej więcej pół roku temu, w okolicy października, doszło w mojej rodzinnej miejscowości do brutalnego morderstwa na 13-letniej Nadii. Głośna sprawa. Sprawca zadał dziewczynie kilka albo kilkanaście ciosów nożem. Potem zostawił ją w jednym z inowrocławskich pustostanów. Nastolatka wykrwawiła się. Na szczęście szybko wykryto zabójcę, który przyznał się do winy. Był to osiemnastoletni chłopak, który wcześniej na FB prowadził stronę „Inowrocław Antifa” albo „Antyfaszystowski Inowrocław”. Nie będę tutaj usiłowała dociekać, jakie motywy kierowały zabójcą, bo to nie jest tak naprawdę istotne. Czegokolwiek by nie zrobiła trzynastolatka, nie zasługiwała na tak okrutną śmierć. Mieliśmy też warszawską dramę w tzw. squatach, czyli pustostanach nielegalnie zajmowanych przez „antyfaszystowską” młodzież. Pamiętamy chyba tę sprawę. Doszło wtedy do napaści na jeden lewicowy, antyfaszystowski kolektyw przez inny. Na jaw zaczęły wychodzić szczegóły – gwałty, molestowanie, wszechobecna przemoc. Ot, taka tolerancja. Na początku tego roku doszło do bardzo brutalnego pobicia nastolatka w Białej Podlaskiej. Czytaliśmy też o brutalnym zabojstwie 16-letniego Eryka w Zamościu, a w Pruszkowie zabito innego nastolatka. W tej ostatniej sprawie, poza bezpośrednimi sprawcami, postawiono również zarzuty młodej dziewczynie, która tłumaczyła się, że „przecież tylko nagrywała”. Z kolei w 2021 roku 15-latek zamordował swoją trzynastoletnią dziewczynę, bo… była w ciąży.

Parę słów o absurdzie Poppera…

Część z wydarzeń, o których pisałam, nie miała żadnego politycznego nacechowania. Chcę też wyraźnie podkreślić, że nie uważam, żeby przestępstwa w Polsce było tylko i wyłącznie winą „tego złego lewactwa”, bo tak nie jest. My też mamy swoje za uszami. Zwróciłam jednak uwagę na dwie kwestie i chce się z Wami nimi podzielić. Zajmijmy się najpierw przestępstwami, które miały wyraźnie wiele wspólnego z lewicowymi poglądami – dlatego wróćmy do Margota i jego zwolenników, którzy dokonali pobicia na kierowcy furgonetki pro-life (oraz innymi napaściami na te ciężarówki, bo przykładów tego było aż nadto). Wszyscy, którzy tego rodzaju aktywność uprawiali, tłumaczyli to jako „obywatelskie zatrzymanie”. W ten sposób można próbować tłumaczyć wszystko, ale zgodzicie się chyba, że gdybym napadła i pobiła kogoś, tylko dlatego, że miał tęczową torebkę, to mamy do czynienia ze zwykłym, perfidnym przestępstwem, a nie żadnym „obywatelskim zatrzymaniem”. Byłoby to złe, niepotrzebne i zwyczajnie głupie, bo argumentem pięści nie zmienimy czyichś poglądów. Przeciwnie – jeszcze bardziej utwierdzimy takiego człowieka w przekonaniu, że miał rację. To po pierwsze. Po drugie – gdybym faktycznie coś takiego zrobiła, nie spodziewałabym się raczej pospolitego ruszenia na ulicach w mojej obronie. Jednak pamiętacie chyba, jaka była odpowiedź na zatrzymanie Margota i jak teraz – już po wyroku – tłumaczą to niektóre środowiska lewicowe. „PiSowskie, zamordystyczne państwo!” – krzyczą. „Już nie można wyrażać swoich poglądów!” – dodawali oburzeni. Ależ proszę Was bardzo, wyrażajcie i nawet wykrzykujcie swoje poglądy, ale nie za pomocą fizycznej napaści na kogoś, kto ma te poglądy odmienne. Wydaje mi się, że takie podejście pewnych środowisk do tej sprawy wynika z absurdu Poppera: „Nie ma tolerancji dla nietolerancji”, dlatego wolno nam postępować brutalnie i niezgodnie z prawem wobec kogoś nietolerancyjnego. Mogłabym się nawet z tym zgodzić, gdyby nie to, że ich definicja „tolerancji” znacząco odbiega od mojej. Według mnie tolerancja nie oznacza automatycznej zgody na wszystko, co dana społeczność postuluje. Tolerancja, taka, jak ja ją pojmuję, oznacza przyzwolenie na istnienie danej społeczności, danych ludzi. Nie muszę się z Wami zgadzać. Ale nigdy nie zrobię Wam krzywdy za to, że jesteście tacy, a nie inni. Lewicowe postrzeganie „tolerancji” oznacza brak zgody na jakąkolwiek dyskusję. Uważam, że każdy ma prawo do wyrażania własnych poglądów, o ile nie nawołuje do przestępstwa i nie obraża, i nie powinien być z tego powodu nazywany homofobem czy rasistą. Dlaczego, jeśli ktoś zwróci uwagę, że w USA większość przestępstw popełniają ludzie czarnoskórzy, jest nazywany z automatu rasistą? Dlaczego, jeśli niekoniecznie zgadzamy się ze wszystkimi postulatami społeczności LGBT, jesteśmy homofobami? Dlaczego nie możemy powiedzieć „DOŚĆ!”, bez obaw o to, że ktoś nas z tego powodu wrzuci do jednej szufladki z nazistami? Dyskusja nie na tym polega. Irytuje mnie to, że lewica uzurpuje sobie prawo do definiowania, co jest dobre, a co złe. Irytuje mnie, że uważają się oni za wielkich moralizatorów, którzy będą innym wskazywać, czym tak naprawdę jest tolerancja.

… i zaniku pewnych wartości

Teraz chciałabym przejść do innego zagadnienia, odnoszącego się do pobić i zabójstw, które nie są ukierunkowane politycznie, czyli na przykład zabójstwo szesnastoletniego Eryka i nagrywania pobicia, bo „przecież tylko nagrywałam”. Chciałam w tym wątku ugryźć dwie sprawy, dlatego proszę, żeby to odróżniać, bo nie wiemy, jakie motywy przyświecały sprawcom niektórych przestępstw, które wcześniej wymieniłam. W tej drugiej sytuacji zwróciłabym uwagę na brak jakichkolwiek wartości. Żyjemy w czasach, w których nachalnie promuję się pornografię, zdradę czy prostytucję. Żyjemy w czasach, w których gnoi się autorytety, które mówiły o wartościach, takich jak praca, rodzina, patriotyzm, szacunek. Żyjemy w czasach, w których najważniejszy jest czubek naszego nosa, bo przecież po co przejmować się drugim człowiekiem. Żyjemy w czasach, w których wychowujemy dzieci i młodzież na egoistów. Żyjemy w czasach, w których największe okrucieństwo można usprawiedliwić, bo ktoś wcześniej powiedział coś przykrego na mój temat, albo zrzucił mi telefon ze stołu. Żyjemy w czasach, w których nic nie wymagamy od siebie, tylko od innych. Żyjemy w czasach, w których – chorze, według mnie, rozumiana tolerancja jest najważniejsza, ale zapominamy o honorze, patriotyzmie czy własnej godności. Zapomnieliśmy o takich wartościach i teraz jesteśmy zdziwieni, że najmłodsi ludzie ich nie wyznają.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Osobliwe podziękowania

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Znowu zawrzało na linii Polska – Izrael, tym razem za sprawą popkultury i to najniższej jakości – chodzi mianowicie o konkurs Eurowizji. Jeżeli ktoś z Was lubi tę imprezę, to przepraszam za bezpośredniość, ale szczerze przyznam, że ja takiej muzyki nie znoszę. Nie chodzi jednak o samą muzykę, bo każdy może sobie przecież słuchać czego chce, a o „podziękowania” jakie wystosowała izraelska piosenkarka w stronę Polaków (bo to właśnie od naszych jurorów Noa Kirel otrzymała najwyższą ilość punktów). Ta sytuacja po raz kolejny pokazuje nam, jak skrzywiona jest wersja historii według Żydów i jaką antypolską propagandę wciska się tam uczniom do głów. Przekonujemy się o tym niemal na każdym kroku, a jednak ciągle irytuje tak samo mocno. Innym ciekawym wątkiem, który rzucił mi się w oczy, jest fakt, że jedną z najzacieklej broniących polskich interesów osób, była… posłanka Nowej Lewicy, Anna Maria Żukowska. Powiedzieć, że się tego w ogóle nie spodziewałam, to nic nie powiedzieć.

Polska winna Holocaustu

Wróćmy jednak do samych podziękowań, bo od nich się wszystko zaczęło: Czuję się jak zwycięzca. Dla mnie to, że otrzymałam najwięcej punktów od Polski, po tym, co przeszła tam moja rodzina podczas Holocaustu, to był prawdziwy moment triumfu. Moim największym sukcesem było, że Izrael został zauważony, zostawiliśmy po sobie ślad, sprawiłam, że mój kraj był ze mnie dumny – to moje największe osiągnięcia. Czyli pani Noa otwarcie zasugerowała Polakom odpowiedzialność za Holocaust. Samo to już wiele mówi o tym, czego izraelska młodzież uczy się w szkołach. Jeszcze parę lat temu śmialiśmy się, że niedługo będzie się uczyć dzieciaki, że Niemcy najechali na Polskę, aby ratować Żydów z łap polskiego antysemityzmu. Dzisiaj jesteśmy już o krok od tego. Na razie Izrael wprost przypisuje nam niemieckie zbrodnie na obywatelach żydowskiego pochodzenia. Ktoś mógłby zaprotestować, że „zaraz, chwileczkę, ale to tylko jedna wokalistka, jaki cały Izrael?” – przejdę do tego w dalszej części tekstu. Chciałam tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Zazwyczaj, kiedy sportowiec, muzyk albo, ja wiem, akrobata odbierają nagrodę w kraju, z którym jego Ojczyzna ma bolesne wspomnienia (albo tak jak w tym przypadku otrzymują najwyższą ilość punktów) to po prostu dziękuje. Nie politykuje, nie robi wykładów z historii, nie wypomina. Reprezentantka Izraela nie mogła jednak powstrzymać się od wypominania Polsce, jakie to – według propagandy, którą nasiąkała już od najmłodszych lat – krzywdy jej przodkowie doznali z polskich rąk. Nie przypominam sobie, żeby Iga Świątek po zwycięstwie w Rolland Garros mówiła: „Bardzo się cieszę, że wygrałam tutaj na francuskiej ziemi. Jest to dla mnie szczególnie ważne, bo w 1939 roku Francja nie chciała udzielić obiecanej pomocy Polsce”. Albo żeby Kamil Stoch po jakimś wygranym konkursie tłumaczył: „Pal sześć to trofeum, najbardziej się cieszę, że pokonałem niemieckich skoczków. Macie za swoje, Niemiaszki!”. A pani Kirel nawet się nie zająknęła. Ciekawa jestem, czy gdyby przyszło jej „dziękować” Niemcom, to też użyłaby podobnego sformułowania, czy tylko nas w Izraelu nienawidzą tak bardzo, a naszym zachodnim sąsiadom zapomniano wszystkie winy.

Izraelska wersja historii

Na te słowa Izraelki odpowiedziała właśnie Anna Maria Żukowska na Twitterze: Czy ta wypowiedź odzwierciedla poziom edukacji na temat Holokaustu w Izraelu? Czy młodym ludziom w Izraelu wydaje się, że Holokaust spowodowała Polska, nad którą młoda obywatelka Izraela może odnieść po latach moralne zwycięstwo, czy co? – pytała. I zdenerwowała tym samym środowiska żydowskie, które dosadnie, chociaż niestety niezgodnie z prawdą, odpowiedzieli polskiej posłance. Przyjrzyjmy się części z nich:

Odzyskanie skradzionego mienia po wojnie było prawie niemożliwe. Moja rodzina była jedną z nielicznych, którym się to udało. Były powody, dla których naziści wybrali Polskę.

Skradzionego przez nazistów, przypomnę. Według niemieckiej wersji historii był to jakiś tajemniczy, nieznany lud, który najechał na ich kraj. Według tej oficjalnej – byli to właśnie Niemcy. Chyba że chodziło o kamienice (podejrzewam, że ten internauta nie słyszał o haniebnym okrzyku „Wasze ulice, nasze kamienice!”, ani o stosunku tzw. „litwaków” do Polski), ale te też zniszczyli hitlerowcy. Odbudowali je Polacy. Własnymi siłami i własnymi środkami. A co do powodów, dla których naziści (bo przecież nie Niemcy!) wybrali Polskę, to myślę, że jednym z głównych był ten, że ówczesne terytorium Polski zamieszkiwało najwięcej osób żydowskiego pochodzenia w całej Europie. U nas znaleźli schronienie, u nas czuli się bezpiecznie, Polacy – mimo niezbyt ciepłych polsko-żydowskich stosunków – ugościli ich w swoim kraju (co niekoniecznie było normą, jeśli spojrzymy na państwa Europy Zachodniej). To nie obywatele polscy, ale agresja naszego sąsiada tę sielankę zepsuła. Ale OK, autor wpisu na pewno wiedział lepiej. W szkole mu tak powiedzieli. Inny użytkownik Twittera grzmiał:

Młode pokolenie Izraela bardzo dobrze zna historię. Dlatego dokładnie wiemy, kto wymordował nasze rodziny i kto nie zrobił nic, by temu zapobiec!

Właśnie nie jestem pewna, czy młode pokolenie Izraela dokładnie wie, kto wymordował ich rodziny, bo ich wersja wydarzeń z czasów II wojny światowej jest już chyba odwrócona o 180 stopni od tej oficjalnej, ale jestem pewna, że wiem, kto według tego internauty nic nie zrobił, by temu zapobiec. Oczywiście, że my! Ja tylko w takim razie szybko przypomnę niektóre nazwiska: Irena Sendler, Józef i Wiktoria Ulmowie, Witold Pilecki. A to naprawdę garstka osób, które ryzykując swoje życie starali się pomóc swoim sąsiadom pochodzenia żydowskiego – dlatego zresztą najwięcej „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” jest wśród Polaków, a było to najwyższe IZRAELSKIE odznaczenie. Czyli przyznawane przez rodaków autora tych mądrości – było to jednak w czasach, kiedy Żydzi nie stawali jeszcze na głowie, żeby prostytuować historię. Zajmuje mnie kwestia, czego ten człowiek od nas oczekiwał? Polska była wtedy pod okupacją i też straciła wtedy miliony ludzi. Polacy starali się walczyć z Niemcami przez cały okres trwania wojny. Nigdy oficjalnie nie sprzymierzyła się z agresorem. O rodzinach ratujących Żydów już wspominałam, a podejrzewam, że ten bęcwał nie wie, jakie groziły za to konsekwencje – stąd może pretensje, że NIE WSZYSCY Polacy wtedy pomagali, bo i takie głosy słyszałam. Pewnie chciałby też nawiązać do tzw. „szmalcowników”, więc od razu napiszę – tak, tacy ludzie też się zdarzali. Dopóki nie dostali się w ręce żołnierzy Armii Krajowej, która przewidywała tylko jedną karę za wydawanie Żydów. A tego, że o wiele chętniejsi do podobnej zdrady byli jego „bracia w wierze”, już na pewno nie słyszał, bo to niedobra jest.

Polscy urzędnicy zasadniczo zaprzeczają Holokaustowi, a następnie mówią, że Żydzi potrzebują lepszej edukacji o naszym własnym ludobójstwie. Krewni Kirel (i moich i wielu innych) zostali faktycznie zamordowani w Polsce, nawet jeśli sprawcy w większości nie byli Polakami.

To już jest bzdura wybitna. Przede wszystkim negowanie Holocaustu jest w Polsce nielegalne, więc ktoś tutaj kompletnie nie wie, o czym pisze. Chętnie poznałabym nazwiska tych polskich urzędników, bo ja się z tym nie spotkałam. Owszem, były pojedyncze przypadki, ale żeby robili to polscy politycy? W Polsce zabrania się negacji zbrodni popełnionych przez systemy totalitarne – zarówno nazistowskie, jak i komunistyczne. To naprawdę można było sobie sprawdzić w Internecie, zanim się coś takiego napisało. To, że potrzebujecie lepszej edukacji o „waszym własnym ludobójstwie” (bo Polacy, rzecz jasna, nie byli mordowani) to akurat prawda i potwierdziliście to właśnie swoimi wpisami. Ot, choćby ostatnie zdanie w tym cytacie. Polska była pod okupacją, nie rozumiem, dlaczego uznajecie to za jakiś mało istotny szczegół, którym nie warto sobie zaprzątać głowy. Ignorancja jaka bije z tego twitta dosłownie poraża. „Nawet jeśli w większości nie byli Polakami” – czyli nieważne kto, ważne gdzie. Piękna logika. Jeżeli kogoś zabiją w mieszkaniu autorki, to nie potrzeba robić dochodzenia – ona tam mieszka, więc ona jest winna. Jeżeli to autorka wpisu zostałaby zabita – znaczy, że popełniła samobójstwo. Idealnie! Ale faktycznie W WIĘKSZOŚCI nie byli to Polacy. Powiedziałabym nawet, że stanowili zdecydowaną mniejszość. Ale wiecie przecież, kogo tam było całkiem sporo. Żydów.

Krótkotrwała wdzięczność

Jak widzicie, Noa Kirel to nie jest jakiś pojedynczy przypadek. Wyjątkami można tam nazwać ludzi, którym jeszcze nie wyprano mózgów kłamstwami na temat Holocaustu, ale podejrzewam, że jest ich coraz mniej. Jakiś czas temu trafiłam na YouTube na filmik, w którym pytano mieszkańców Izraela, co myślą o Polsce. Bardzo wielu mówiło o tym, że ich przodkowie mieszkali kiedyś w naszym kraju. A jeszcze więcej musiało wspomnieć o nazistowskich zbrodniach i obozach koncentracyjnych. Nie, żebym była szczególnie zaskoczona tymi odpowiedziami, ale – tak jak wspominałam na początku tekstu – za każdym razem irytuje to tak samo. Polscy obywatele ryzykowali życiem, żeby uchronić Żydów przed nazistowskimi łapami – w zamian otrzymaliśmy stalinowskich sędziów, którzy skazywali na śmierć naszych bohaterów, a dzisiaj oczernianie Polski na arenie międzynarodowej za pomocą takich kłamstw, jakie się w głowie nawet nie mieszczą. Nazwać tych ludzi bezczelnymi, to mało.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej