Connect with us

Nawiasem Pisząc

Orka w Telewizji Publicznej

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Powiem Wam, że mam już taki przesyt tej kampanii i w ogóle całej polityki, że patrzeć już nie mogę na żadnego z kandydatów. No, może poza Stanowskim, który wczoraj postanowił powiedzieć wszystkim to, co widzi prawie każdy, ale udaje, że wcale nie. Próbowałam napisać dla Was dłuższy tekst odnośnie do afery mieszkaniowej z Karolem Nawrockim, ale im dłużej szukałam materiałów, żeby tę sprawę opisać jak najlepiej, tym bardziej się w tym gubiłam. Bo o to właściwie chodzi w tej przepychance – jedna strona mówi, że ma dokumenty, że Nawrocki złamał prawo, druga, że wcale nie i właśnie z tych dokumentów wynika, że to on ma rację. A Ty, Obywatelu? A Ty nie masz dostępu do żadnych dokumentów, więc prawdy to sobie możesz szukać albo w Onecie, albo w TV Republice. A potem ewentualnie wyciągnąć średnią. Albo – po prostu – zaufaj albo jednemu, albo drugiemu. W końcu żaden nigdy w życiu, pod żadnym pozorem, by nas nie okłamał, prawda? Napiszę może jedynie, że Trzaskowski nie przemyślał sobie tych ataków o mieszkanie, bo został szybko skontrowany aferą reprywatyzacyjną za Hanny Gronkiewicz-Waltz, której był wtedy bliskim współpracownikiem, (zdaje się, że był szefem jej sztabu wyborczego) albo kamienicą przy Marszałkowskiej, bo tam zdaje się mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową, bez kluczy i bez opieki. Prezydent Warszawy dużo tam krzyczał o wstydzie i hańbie… Napiszę szczerze – po tym, co prokuratura zrobiła ze śmiercią Jolanty Brzeskiej pan Trzaskowski jest ostatnim ze wszystkich kandydatów, którym wypada zabierać w ten sposób głos. A o kamienicy na Marszałkowskiej też napiszę, z dziką przyjemnością.

Przeciętna debata, zmęczeni kandydaci

Sama debata nie wyłoniła chyba żadnego zwycięzcy, ani żadnego przegranego. Kto podjął decyzję wcześniej, raczej jej nie zmienił, kto jest nieprzekonany nie zmądrzał od wczoraj wiele. Najlepiej wypadł Stanowski według mnie, ale do niego – jak możecie się domyślać po zdjęciu – jeszcze przejdziemy, bo prał całe TVP a w szczególności Wysocką-Schnepf, po tyłkach niemiłosiernie i tylko patrzył, czy równo puchnie. Największą przegraną została zdecydowanie „arcykapłanka propagandy”, choć do niej to długo nie docierało, bo jeszcze – na swoje nieszczęście – próbowała pyskować. Karol Nawrocki zupełnie przyzwoicie, bo nie przegapił okazji, żeby Trzaskowskiego sprowadzić do parteru, kiedy ten sięgnął po rozpaczliwą broń tego nieszczęsnego mieszkania. Już nawet Anna Maria Żukowska napisała na Twitterze, że sam dośrodkował piłkę do kandydata z ramienia PiS-u, a ten strzelił pięknego gola. Bo, jak sama zauważyła – atakować też trzeba umieć. Z Żukowską jest jak z zepsutym zegarem – dwa razy na dobę pokaże dobrą godzinę i tu kolejny raz to się potwierdza. Czasem zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. Ale miło widzieć, że ta koalicja od środka już się pruje. Podejrzewam, że przegrana Trzaskowskiego uwaliłaby już ten cały rząd, z czego KO zdaje sobie sprawę, dlatego nawala w tego biednego Nawrockiego czym tylko może. Brakuje jeszcze reportażu o tym, jak to Trzaskowski wbiegł do płonącego budynku i uratował dziecko, pieska i kotka. A Nawrocki? Nawrocki stał obok i palił papierosa, dlatego trzeba powołać szybko komisję śledczą, czy to przypadkiem nie on podpalił. Może zdążą przed II turą. Pozytywne wrażenie zrobił Adrian Zandberg, który mówił konkretnie i na temat, nie uciekał też do pyskówek (za wyjątkiem tej z Magdaleną Biejat), ale on jest takim kandydatem na którego ja zagłosuję, jeśli potrąci Adrianobusem pijanego Donalda Tuska, kiedy przechodził w niedozwolonym miejscu. Pozostali kandydaci raczej się nie wyróżniali – Trzaskowski zawsze wypada słabo w debatach i ta nie była wyjątkiem, chociaż nie wyszedł tak niemiłosiernie oklepany, jak w tej poprzedniej, na której odważył się pokazać; Biejat też mnie ani ziębiła, ani chłodziła, Senyszyn przyłapałam na drobnym kłamstwie, ale ta pani ma duże trudności, żeby przyznać się do swojej przeszłości w PZPR; Mentzen chyba był już zmęczony tym swoim „tour de Pologne”; Woch kompletnie niewidoczny; na Hołownię patrzeć już nie mogłam; a Maciak zdecydował się zadać pytanie Stanowskiemu, co tylko potwierdza, że facet chciał po prostu wypromować siebie i swój kanał na YouTube. I tyle, jeśli chodzi o te wszystkie debaty. Dobrze, że już się skończyły. Jeszcze pewnie jedna debata w II turze, a potem wrócimy do dawnego grajdołka – niestety takie mam wrażenie.

Orka Stanowskiego

Od początku byłam bardzo ciekawa materiałów Stanowskiego dotyczące tych wyborów i nie zawiodłam się. A wczoraj… było pięknie. Tak czułam, że jeśli któryś z kandydatów skrytykuje TVP i panią Dorotę Wysocką-Schnepf, to będzie to właśnie założyciel Kanału Zero. Wypomniał jej właśnie fakt, że aż osiem z trzynastu sztabów sprzeciwiało się jej udziałowi, wspomniał o tym, że jej mąż stara się o stanowisko ambasadora we Włoszech, a pani Dorota bardzo chciałaby mu pomóc (zupełnie bezinteresownie, jako kochająca i wspierająca żona, rzecz jasna), nawiązał też do pana Maksymiliana Schnepfa. Jeśli ktoś nie wie, kim był ten szanowny jegomość, niech poczyta sobie o obławie augustowskiej. Powinno mu to rozjaśnić, z jakiego rodzaju ludźmi mamy do czynienia. Tak, tak, wiem… Dzieci nie są winne grzechów swoich rodziców, ale umówmy się – to rodzice te dzieci wychowują. Najczęściej zgodnie ze swoimi przekonaniami. A jeśli chodzi o Wysocką-Schnepf, to mam wrażenie, że pan Maksymilian osobiście zajął się jej wychowaniem, mimo że nie był jej ojcem. I jeszcze załatwił jej korepetycje u Jerzego Urbana. A skoro pani Dorota uczyła się od najlepszych, nic dziwnego, że nie chciała pozostać dłużna, wypominając Stanowskiemu, że kiedyś sam pracował w TVP. Pan Krzysztof nie chciał już jednak wchodzić w dłuższą wymianę zdań, więc łaskawie przypomniał prowadzącej, że powinna skupić się na pilnowaniu zegara, bo za to jej płacą. Domyślam się, że niemało. Co z tego, że Stanowski pracował w TVP? A ona pracuje teraz i co w związku z tym? Różnica jest taka, że Stanowski zajmował się sportem, a pani Dorota propagandą. Właściciel Kanału Zero pięknie podsumował całą tę debatę i polityczną wojenkę – całość jego wypowiedzi znajdziecie na profilu Fanatyka Wolności, więc nie ma sensu kopiować, ale na pewno warto się zapoznać. Kończąc jednak wątek TVP, który teraz serwuje ludziom czystą wodę, a nie partyjniacką propagandę, nigdy w życiu, to warto przypomnieć, że trzy ostatnie pytania Rafał Trzaskowski miał zadawać… jako ostatni. Tak żeby, broń Boże, nie natknął się na jakąś niewygodną ripostę. I to, rzecz jasna, zupełny przypadek. W tej telewizji są same przypadki ostatnio. Ktoś kiedyś pisał, że TVP jest obecnie takim samym ściekiem, jak za rządów PiS-u. Nie zgadzam się, wtedy było fatalnie, ale teraz jest gorzej. Ale nie tylko TVP potrafi w propagandę. Przegląd Sportowy (podkreślam: Sportowy), należący teraz do der Onetu wysmarował aż cztery artykuły o tym, że Stanowski jest wredny i pani Dorotce było przykro. Cztery. Nie minęła nawet doba. Artykułów dotyczących sportu od wczoraj było niewiele więcej. Nieźle tam musiała zaboleć pana Węglarczyka pewna część ciała.

Politycy nie pomogą, my to zróbmy

U szefa Kanału Zero podoba mi się jeszcze jedna rzecz – on faktycznie potrafi wykorzystać swoją popularność, żeby zrobić coś dobrego. Na samym początku, kiedy kanał dopiero raczkował, Stanowski pomagał szukać psom ze schroniska domy – zapraszał wolontariuszki, które przyprowadzały czworonogi i opowiadały o nich, żeby zachęcić ludzi do przygarnięcia psiaka. Teraz nagłaśnia zbiórki dla chorych dzieci i robi to skutecznie. To, co stało się od wczoraj ze zbiórką dla małego Ignasia chorującego na wyjątkowo paskudną chorobę to jakiś kosmos. Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że od wielu lat się nic nie zmienia. Pamiętam, jak byłam w gimnazjum, a potem liceum, że były akcje zbierania dla chorych dzieci… nakrętek od butelek plastikowych. Teraz już nie wolno, bo klimat, więc zamiast zbierać nakrętki, zakłada się zbiórki, ale poza tym nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu ciężko chorzy ludzie muszą zbierać grube miliony, żeby mieć możliwość leczenia za granicą, bo państwo nie potrafi pomóc, obojętnie czego by nie opowiada Tusk, Nawrocki, Trzaskowski czy jakiś inny Hołownia. A zrozpaczeni rodzice muszą biegać po różnych firmach i zgłaszać się do popularniejszych osób, żeby nagłaśniać zrzutki i prosić o pomoc obcych ludzi. Wiecie, ile udało się na razie uzbierać? Ponad osiem milionów. Bardzo dużo. A wiecie ile brakuje? Niewiele mniej, bo ponad siedem. Rodzicom chłopca od paru miesięcy udało się zgromadzić niewiele ponad połowę. Przecież to jest absurd. Skąd ci ludzie mają wziąć tyle pieniędzy? Ale spokojnie – kiedy zadano pytanie na temat ochrony zdrowia Trzaskowskiemu, ten odpowiedział, że przecież pani Leszczyna się tym zajmuje. Pozostaje nam trzymać kciuki. Pod tekstem zamieszczę link do zrzutki dla małego Ignasia. Co prawda nie mam takich zasięgów jak Stanowski (brakuje mi niecałych… dwóch milionów 😉 ), ale chociaż tyle mogę zrobić. Dołożę swoją cegiełkę do tej ciężkiej i nierównej walki małego chłopca i jego rodziców. W poprzedniej pracy miałam koleżankę, której syn też chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a – to jest takie cholerstwo, że atakuje tylko chłopców, natomiast nosicielem jest… matka. Kobiety są na tę chorobę odporne, mogą być jedynie nosicielkami. Możecie sobie wyobrazić, jak czuła się moja koleżanka i jak czuje się mama czteroletniego Ignasia. Wyobrażam sobie, że jest to dla niej podwójnie ciężkie.

Na sam koniec pozwolę sobie na pewną złośliwość. Pamiętacie, jak posłowie KO i ich dziennikarskie tuby propagandowe z Tomaszem Lisem na czele przekonywali, że Karol Nawrocki na pewno nie spotkał się z Donaldem Trumpem, bo co tam prezydent USA miałby tracić czas na jakiegoś tam Nawrockiego? No to opublikowano zdjęcie, na którym Nawrocki z Trumpem pokazują „okejkę”. I to nie gdzieś na korytarzu czy lotnisku, jak to udało się Donkowi i Rafałowi, kiedy Trump przyleciał do Polski, tylko w Gabinecie Owalnym. Trochę to zepsuło humory naszym wspaniałym rządzącym i ich dziennikarzom, ale zaraz zaczęto nas przekonywać, że ta wizyta tak naprawdę nic nie znaczyła i mamy się nie podniecać. No, to niedawno z wizytą do Kijowa udał się Donald Tusk – ale nie sam. Znaczy – sam siedział w wagonie; Macron, Merz i Starmer jechali osobnym i dumnie uśmiechali się do wspólnego zdjęcia. A na miejscu jeden z panów wskazał premierowi Polski palcem, żeby się pod nogami nie kręcił, na co ten posłusznie się ukłonił i zwiał. Ale spokojnie, sprawa została już przez uśmiechniętych wyjaśniona – otóż Donald Tusk jest dla Putina najgroźniejszy, dlatego dla bezpieczeństwa całej czwórki postanowiono go odseparować od reszty. I co? Łyso Wam pewnie, nie? 😛

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://www.siepomaga.pl/ratuj-ignasia#wplaty

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Afera nie do końca przykryta

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Trochę już cichną głosy o sfałszowanych wyborach. Oczywiście, na Twixie w dalszym ciągu o uwagę walczy Czterech Szurkieterów, czyli Roman Gietych, Jan Piński, Tomasz Wiejski i Tomasz Lis, ale już nie bardzo mają do kogo krzyczeć o atencję, bo najwierniejsze źrebaki swoje wnioski wysłały, a że – zgodnie z przewidywaniami – większość z nich do niczego się nie nadawała, to nie bardzo zostały im jeszcze jakieś możliwości. Najwyższy czas, bo poważnie już się zastanawiałam, co KO zamierzała ugrać tą całą szopką, a już najtrudniej było mi trafić za Donaldem Tuskiem, który na zmianę odcinał się od drużyny Giertycha albo wyrażał dla nich wsparcie i trzymał kciuki. Nie chciało mi się wierzyć, że premier zgadzał się na to wszystko, tylko po to, żeby ratować swój mit „niezwyciężonego”, bo po pierwsze ten mit od 2015 roku się mocno zdeaktualizował, a po drugie taki fikołek też nie świadczyłby o nim najlepiej, bo oto on, premier Polski, który wrócił tutaj na białym – ekhm, ekhm – koniu, żeby rozprawić się z pisowską swołoczą, a tu mu pisiory wynik wyborów skręcają i to jakimiś braćmi kamratami?

Bezinteresowna pomoc z Zachodu

Najwidoczniej szef polskiego rządu wyszedł z założenia, że może faktycznie lepiej jest się zbłaźnić ze sfałszowanymi wyborami, niż jakby miało się wydać to, co się dzieje na naszej zachodniej granicy. I wiecie co? Wydało się. Jak nie idzie, to nie idzie. Pamiętacie, jak ładnych parę miesięcy temu kamery monitoringu uchwyciły patrol niemieckiej Straży Granicznej na terytorium Polski, który zatrzymał się, wysadził po naszej strony jakąś grupę ludzi i pojechał w długą? I pamiętacie, że Donald Tusk zapowiedział, że tak to być nie będzie i ogłosił, że on sobie pojedzie do Scholza na ten temat poważnie porozmawiać. A dalej co było, pamiętacie? Pewnie nie, bo dalej to już nic nie było. Scholz przyznał się w mediach społecznościowych, że Tusk nie wpadł do niego nawet na herbatę, a co więcej zgodził się, żeby Niemcy tak nam przerzucali niechcianych imigrantów. Niemal od zawsze było tak, że jak Niemcom się coś nie podobało, to wywalali to do nas, nie ma co walczyć z piękną, wieloletnią tradycją. No więc od jakiegoś czasu Niemcy się już wcale nie kryją z tym, że wyłapują jakichś tam inżynierów i chirurgów na swoim terytorium i przetransportują do nas. Na szczęście nasza Straż Graniczna doskonale wie, co z nimi robić. Za taksówkę im robi i rozwozi ich pod wskazane ośrodki. Głośna była sprawa, kiedy trzech młodych facetów trafiło do skierniewickiego domu dziecka, a potem stamtąd zwiała. Jeden jest wciąż zaginiony, dwóch znaleziono jak po raz kolejny próbowali przedostać się przez granicę do Niemiec. Oczywiście ci ludzie nie mają żadnych dokumentów, więc nie wiemy ile mają lat i czy dom dziecka jest na pewno odpowiednią instytucją, w której powinni się znaleźć. Mam co do tego pewne wątpliwości, bo każdy z tych panów wyglądał na 20+, ale to może trudy wędrówki odcisnęły takie piętno na ich nastoletnich twarzach? Po drugie, mam takie dziwne uczucie, że oni wcale nie chcą tutaj być, skoro uparcie dążą do tej niemieckiej granicy i najwyraźniej woleliby się znaleźć po drugiej stronie. Czyli jesteśmy zmuszeni trzymać tych ludzi na terenie Polski wbrew ich woli. A to wszystko na słowo honoru i piękny uśmiech Niemców, którzy cofają do nas tylko tych inżynierów, którzy wiadomo, że podróżowali przez Polskę i to w Polsce ostatni raz byli nielegalnie. A skąd wiedzą? Nieważne, mamy się nie interesować. Na złość nam przecież nie robią.

W cieniu tragedii z Torunia

Wydarzenia na granicy z Niemcami zbiegły się w czasie ze śmiercią 24-letniej Klaudii z Torunia, która dwa tygodnie temu została zaatakowana, kiedy wracała z pracy. Na swoje nieszczęście spotkała na swojej drodze młodego Wenezuelczyka, który potraktował ją bardzo brutalnie – na tyle brutalnie, że mimo tego, że jej krzyki zostały usłyszane, a napastnik przepędzony, dziewczyna trafiła do szpitala, który lekarze bardzo szybko określili jako nierokujący. Torunianka została poraniona w głowę, klatkę piersiową i szyję, podobno sprawca próbował też wydłubać jej oczy, żeby przypadkiem go nie poznała i prawdopodobnie wtedy doszło do uszkodzenia mózgu, które okazało się najgroźniejsze. Podobno mężczyzna, który rzucił się 24-latce na ratunek niedługo później wyjechał na jakiś czas z Torunia, żeby wyleczyć się z traumy, bo widok, który zobaczył po przepędzeniu zwyrodnialca na pewno był szokujący. Było dużo plotek odnośnie tego, w jaki sposób Wenezuelczyk trafił do Polski. Pojawiały się głosy, że może w ramach podarunków, jakie nam nasi zachodni sąsiedzi zostawiają po naszej stronie granicy, ale podobno chłopak miał wizę, do Polski trafił legalnie – podobno odwiedzał swoją matkę, która mieszka w Polsce już ładnych parę lat. Tyle tylko, że wizę miał na trzy miesiące, do Polski trafił w lutym, łatwo więc obliczyć, że w momencie ataku był już nielegalnym imigrantem, a mimo wszystko służby nie zrobiły nic, żeby się chociaż dowiedzieć, czy coś z tym zamierza zrobić, czy chociaż znalazł pracę. Widocznie uznali, że nie ma co jeszcze człowieka stresować, jak będzie mógł zalegalizować pobyt, to na pewno to zrobi, nie ma pośpiechu, nie ma obaw, wszystko pod kontrolą. A że w brutalny, bestialski sposób zostało odebrane młode, zdolne życie polskiej obywatelki, to już nam bardzo przykro. Łączymy się w bólu. Oczywiście, ktoś powie, że nie ma co łączyć tych dwóch spraw, bo Wenezuelczyk przyleciał legalnie, a nasza straż graniczna rozwozi po różnych ośrodkach nielegalnych gości, ale tamta tragedia na pewno bardzo mocno zadziałała na wyobraźnię obywateli. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy zachodniej Polski zaczęli oddolnie formować się w grupy i na własną rękę pilnują granic. Prawdopodobnie w dużej mierze dlatego, że nie bardzo widać jakikolwiek sens w zachowaniu strażników granicznych, bo przecież wszyscy pamiętamy, jak SG chroni wschodnich granic naszego państwa, podczas gdy zachodni funkcjonariusze serwują im tak naprawdę usługi transportowe. Bo muszą przestrzegać pism, na których jest jasno napisane, że pan taki i taki, nie wiemy, skąd pochodzi, nie wiemy, ile ma lat, nie znamy jego historii i nie mamy żadnych możliwości sprawdzenia, kim ten gość tak naprawdę jest ma trafić do tego i tego ośrodka. I trzeba słuchać. A kto odpowiada za te rozkazy?

Politycy wyrażają zaniepokojenie

Nie wiadomo, bo Donald Tusk i Tomasz Siemoniak jeszcze do wczoraj zgodnie twierdzili, że zachodnie granice są zabezpieczone, nic się złego nie dzieje, oddolne patrole są formułowane przez faszystów i bardzo złych ludzi, ale poza tym nie ma powodów do obaw. Tak mówił wczoraj, nieśmiało dodając, że gdyby była potrzeba wprowadzenia kontroli na polsko-niemieckiej granicy, to by ją wprowadził, ale na razie więcej szkody by z tego było, niż pożytku. W międzyczasie zmienił jednak zdanie i zapowiedział, że od 7 lipca zostaną wprowadzone tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą. To prawie jak z powodzią, prognozy wcześniej nie były przesadnie alarmujące, ale być może od 7 lipca już będą, więc profilaktycznie już zadziałamy. Spoko. Nie wyjaśnia to jednak, co się będzie z tymi migrantami działo do 7 lipca. I co mają nam te kontrole jednak dać, bo patrząc na to, że Donald Tusk jest zdecydowanie najlepszym polskim premierem, jakiego kiedykolwiek miały Niemcy, obawiam się, że będzie wyglądało to tak samo albo podobnie – niemiecka SG poinformuje naszą, że za 10 minut przy przejściu granicznym takim i takim będzie stała grupka pięciu śniadych mężczyzn, którzy oczekują na taksówkę. Ja się tutaj jednak obawiam, że te kontrole to bardziej są po to, żeby zająć się tymi niedobrymi faszystami, którzy sami, w wolnym czasie, pilnują tych granic, bo obawiają się o bezpieczeństwo swoje, swoich dzieci i swoich kobiet. Tym bardziej, że Donald Tusk niezbyt krytycznie mówi o tym, że nam nasi niemieccy przyjaciele podrzucają w porywie serca inżynierów, którzy im się już nie mieszczą. Jego większym zmartwieniem są te oddolne grupki polskich mężczyzn, którzy tak naprawdę nie robią nic nielegalnego. W dużej mierze wygląda to tak, że nagrywają oni działania Straży Granicznej, a potem dzielą się z internautami wątpliwościami, czy aby na pewno praca pograniczników na tym właśnie polega. Głos postanowiła zabrać również Adriana Porowska, o której nic wcześniej nie wiedział, że istnieje, bo sprawuje funkcję minister ds. społeczeństwa obywatelskiego, czyli na szybko wymyślonego ministerstwa, żeby przystawki dostały jakieś stołki i nie oburzały się, że są tylko przystawkami. Pani Adriana napisała na swoim X-ie:

Jako Minister ds. Społeczeństwa Obywatelskiego…

Tak się już dała wszystkim poznać w tym rządzie, że poczuła się w obowiązku poinformować plebs, czym ona w ogóle się zajmuje.

…wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL-DE.

Oczywiście. Nie nielegalnie podrzucanymi nam migrantami, o których nic nie wiadomo. Polakami, którym się to nie podoba.

To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby – nie samozwańcze grupy.

Właśnie, Ada, cały kłopot polega na tym, że nie pilnują. Ewentualnie w trakcie służby dorabiają sobie jako taryfiarze, ale ja mam wrażenie, że wy tam w rządzie wiecie, albo przynajmniej domyślacie się, na czyj rozkaz oni działają w tak absurdalnie nielogiczny sposób. Na razie wygląda niestety na to, że społeczeństwo obywatelskie rozpoczęło procesy, a pani minister, która właśnie miała się nimi zajmować jest głęboko zaniepokojona, że w ogóle ośmielają się protestować i występuje przeciwko oddolnej inicjatywie obywatelskiej. Demokracja na pełnej. Dzisiaj już wiemy, że wszystkie kłamstwa Donalda Tuska można włożyć tam… gdzie wkłada się wszystkie kłamstwa Donalda Tuska. Kiedy premier diametralnie zmienił swoje podejście co do migrantów forsujących naszą wschodnią granicę, miałam przeczucie, że pojawi się podział na złych migrantów od Łukaszenki i tych dobrych – od Scholza i Merza. Nie spodziewałam się tylko, że to się stanie aż tak szybko.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Jak skutecznie dzielić społeczeństwo?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jakiś czas temu czytałam rozmowę z profesorem Andrzejem Nowakiem, w którym stwierdził on, że prezydenta-elekta trzeba chronić również, a może przede wszystkim fizycznie. Że polaryzacja społeczeństwa, teraz jeszcze dodatkowo pogłębiana przez brednie o sfałszowanych wyborach, jest już tak głęboka, że komuś może wpaść do głowy, żeby zrobić coś tak okropnego. Żeby zabić człowieka. Dlatego, że go nie lubi. Dlatego, że ośmielił się wygrać z jego kandydatem. Dlatego, że jego ukochany Tusk i jego ukochana partia powiedzieli, że on jest zły i niedobry. Wtedy zwolennicy Tuska wyśmiewali prof. Nowaka, do jakichże to abdurdalnych wniosków dochodzi, a tymczasem taki wpis został opublikowany 23 czerwca, prawdopodobnie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. W odpowiedzi do jakiegoś wpisu rzecznika rządu Adama Szłapki. I co? I nic.

Eksperymenty na żywej tkance

Ostatnie dni dobitnie pokazują, komu tak naprawdę zależy na podziale Polski. KO zależy na tym, żeby 6 sierpnia spotkali się ze sobą wyborcy Karola Nawrockiego z reprezentacją „Silnych Razem”, która to grupa chyba najbardziej zgłupiała pod wpływem mało racjonalnych, a czasem wręcz zupełnie obłąkańczych teorii Romana Giertycha, bo być może dojdzie do zamieszek i będą mogli powiedzieć: „Patrzcie, społeczeństwo się buntuje”. Co do obłąkańczych teorii pana Romana, przekonywał on na przykład, że niedawno aresztowany Wojciech Olszański ps. „Jaszczur” i jego bracia kamraci zinfiltrowali okręgowe komisje wyborcze i to oni stoją za fałszerstwem wyborów. To się naprawdę kupy z żadnej strony nie trzyma. To jest już tak gruba odklejka, że już nawet silniczki musiały się zorientować, że Giertych nie ma już kontaktu z rzeczywistością. Rozpaczliwie puka do jej drzwi, ale nikt nie otwiera. Być może Donald Tusk nauczony własnym doświadczeniem z Jackiem Murańskim uznał, że to jest za grube i szepnął swoim ulubionym dziennikarzom, żeby znaleźli trochę mniejszego oszołoma i przykryli nim Jaszczura. I wygrzebali dra Krzysztofa Kontka. Doktor znaczy, że wykształcony; znaczy, że wie co mówi. A gdzie tam. Sprawdziłam sobie tego człowieka, kiedy któreś źrebię Giertycha zaczęło pisać o wybitnym naukowcu. Było o nim napisane tylko tyle, że odkrył sposób na sprawdzenie anomalii wyborczych. Nic więcej – żadnych naukowych prac, żadnych odkryć. Taaaaaaaki wybitny… Nie wiem, czy wiecie, ale w Kanale Zero określenia „wybitny” używa się już tylko z ironicznym podtekstem. Myślę, że tutaj też należy używać go tylko w tym kontekście. W każdym razie pan Kontek był łaskaw sam podważyć swoje badania, kiedy zapytany, dlaczego nie zbadał anomalii na niekorzyść Karola Nawrockiego odpowiedział, że po prostu mu nie pasowały. Nam na uczelni tłumaczono, że jakiekolwiek utajnienie badań, które nie pasują do naszej hipotezy, jest zabronione, a takie badania ostatecznie nie będą uznawane, jeśli coś takiego wyjdzie na jaw. No ale, pan Kontek nie utajnił, on po prostu nie zrobił, więc sprawa jest jasna. Silniczki uważają również za podejrzane, że prawie we wszystkich sprawdzonych komisjach doszło do „fałszerstwa” i że mylą się tylko na jedną stronę. Spieszę wyjaśnić – Giertych przygotował dla was wnioski tylko dla tych komisji, w których doszło do anomalii na korzyść waszego kandydata, dlatego duża część się sprawdziła i wszystkie „dowodziły przestępstwa”, bo zwolennicy Nawrockiego żadnych wniosków nie składali. Czasami naprawdę wystarczy odrobinę pomyśleć.

Niepokojące obserwacje

W głowach sympatyków Giertycha uroiło się jednak przekonanie, że oni, jedyni sprawiedliwi, walczą w słusznej sprawie, a wszyscy ich olewają. Że PKW i SN, którym powinno najbardziej zależeć na „wyjaśnieniu nieprawidłowości” w kulki sobie lecą. I nie przetłumaczysz, że oni sprawdzają te wszystkie ich wnioski, które akurat zawierają prawdziwy PESEL nie należący do Romana Giertycha, ale widzą, że to daremna robota i strata czasu. Nie przetłumaczysz, że odrzucili te wnioski, które zawierają nieprawdziwe dane z oczywistych względów, bo „zastraszeni obywatele mogą chcieć zachować anonimowość” (z takimi tłumaczeniami się spotkałam). Nie, oni są sami przeciw wszystkim. Nawet przystawki odwróciły się od tej bohaterskiej walki dzielnego Romana, bo w końcu do nich dotarło, że były tylko przystawkami. Szymon Hołownia, po odcięciu trzeciej nogi bez znieczulenia, nie jest już tak chętny do sprawowania funkcji prezydenta, bo nagle do niego dotarło jakby to wyglądało. On by im podpisał wszystkie potrzebne ustawy, a potem by go wymienili, bo z takim poparciem, to on się chyba nie chce na pośmiewisko drugi raz wystawiać. Brawo, Szymek, może jeszcze będą z Ciebie ludzie, ale na powrót do TVN-u po tym wystąpieniu akurat bym nie liczyła. I rośnie w Silnych Razem frustracja. Bo oni dzielnie na tym swoim koniu gnają ku sprawiedliwości, ale tak naprawdę oni tu na deszczu, wilki jakieś. Nic śmiesznego. I ta frustracja urosła już do takich rozmiarów, że jawnie stosują groźby wobec przyszłego prezydenta Polski. A co robi polskie państwo? Policja jest zajęta ściganiem staruszek, które nie lubią Owsiaka albo autorów maili, po których pani Jagielskiej robi się przykro, bo czyta o sobie, że złe rzeczy robiła. Tak, polska policja dba teraz o dobre samopoczucie kobiety, która jawnie łamie konstytucję, a niemniej jawne groźby wobec przyszłego prezydenta? Oj tam, oj tam. Czy ktoś w ogóle zainteresował się panem Markiem i sprawdził, czy on przypadkiem nie ma odpowiednich narzędzi, żeby zrealizować swoją groźbę? Zresztą, nawet jakby nie miał, to mało jest oszołomów, którym może wpaść do głowy, że to w sumie dobry pomysł? Okazuje się, że można publicznie nawoływać do przestępstwa pod jakimś wpisem Adama Szłapki i nic się nie dzieje. Być może polska policja słusznie zauważyła, że pan Marek zostawił sobie furtkę, bo może coś innego zadziała. I podejmie działania dopiero, kiedy już wyczerpie możliwości? Masa czasu im została, bez stresu.

Nie wiem, panie Marku, kogo aż tak spierdoliło te kilka lat w polityce, ale podejrzewam, że nie tych, którzy nie wpadli jeszcze na pomysł strzelania do nielubianych polityków.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.

Czysto suciektywnie…

Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!

I bardziej obiektywnie

No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.

Post Scriptum

Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.

I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę. 

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej