

Nawiasem Pisząc
Jeszcze trochę o powodzi…
Jeszcze parę słów chciałam napisać o powodzi, bo uwypukliła ona pewne kwestie, które spora część ludzi podnosiła już od dawna, ale jakoś nikt ich nie chciał słuchać. Dramat powodzian pokazał nam: po pierwsze, że nasi rządzący wolą pajacować, niż zajmować się rzeczywistymi problemami; po drugie – że faktycznie jesteśmy państwem z dykty i kartonu, a teorie spiskowe o tym jakobyśmy byli sterowani przez Niemcy wcale nie są takie niedorzeczne; po trzecie – że daliśmy dojść do głosu hipokrytom i obłudnikom, którzy wykrzykiwaniem publicznie bzdur przekonali nas, jak mamy myśleć. Wnioski są to niby oczywiste, a jednak nie widać, żeby ktokolwiek je zauważał. Ba, niewielu osobom choćby przeszło przez myśl, że przecież coś tu jest chyba mocno nie tak. Że coś się tu mocno nie klei. Że nas ktoś zwyczajnie w wała robi.
Polityczne show
Zacznijmy może od naszych cudownych polityków, którzy przyjechali na miejsce dramatu. Wyróżnijmy może na początek Klaudię Jachirę, która pojawiła się w zalanych miejscowościach chyba wyłącznie po to, żeby się promować. Naprawdę nie wiem, jak inaczej mam jej zachowanie interpretować. Właśnie zdjęcie z jej konta na TT/X postanowiłam tutaj dać, bo pokazuje ono dosyć osobliwe podejście pani poseł do ważnych i trudnych tematów. Po śmierci Nawalnego wrzuciłam już tutaj tekst o tym, jak to Jachira poprosiła kogoś, żeby zrobił jej zdjęcie, kiedy stoi zasmucona i zamyślona na korytarzu sejmowym, bo ładnie będzie pasowało do jej wniosków po śmierci innego człowieka. I nie chcę tutaj wracać do oceny pana Nawalnego, bo przyjacielem Polaków on na pewno nie był, ale o sam fakt, że mówimy o drugiej osobie, która została wykończona w więzieniu za poglądy tak naprawdę. Klaudia nie mogła się powstrzymać przed wrzuceniem swojego zdjęcia, żeby pokazać ludziom, jak mocno nią ta śmierć wstrząsnęła. Właśnie tak bardzo, że musiała jeszcze pięknie zapozować. Bo przecież, pierwsze o czym myśli normalny człowiek po otrzymaniu wstrząsającej wiadomości, to odpowiedni obrazek na mediach społecznościowych. I tutaj mamy to samo – pani Jachira z wielkim niepokojem i smutkiem spogląda na wylewającą się rzekę. To zdjęcie było niezbędne, żeby mogła potem podzielić się swoim zdaniem na temat powodzi. A teraz zwróćcie uwagę, jak była ubrana. Wiosenna sukienka i (tego nie widać na zdjęciu, ale można to zauważyć na wrzucanych przez nią filmikach) sandały. Idealny ubiór na to, żeby targać po kostki w błocie worki z piaskiem. Klaudia oczywiście nie jest w ciemię bita, więc wrzuciła oczywiście krótkie nagranie jak trzy razy machnęła łopatą, a potem poszła fotografować się z żołnierzami, których jeszcze rok temu odsądzała od czci i wiary. Wymazujemy, nie pamiętamy, teraz już nie mówimy o „prywatnym wojsku Antoniego Macierewicza” (to akurat o żołnierzach WOT-u), teraz to są bohaterowie poświęcający swój czas, siły i zdrowie dla innych ludzi, więc zasługują na to, żeby pani Klaudia zrobiła sobie z nimi zdjęcie. Większego bohatera zrobiono, oczywiście, z Donalda Tuska. Pan premier jest jednak trochę mądrzejszy od swojej koleżanki z koalicji, bo przynajmniej ubrał się odpowiednio, a potem nakręcił swoje wielkie chwile, jak to wyłamuje drzwi, żeby dostać się do zalanego pomieszczenia, w którym już wcześniej stali i czekali filmowcy. Fenomen. Skąd oni wiedzieli, że on akurat tam będzie próbował wejść? Bo przecież niemożliwe, żeby nagrania, w którym wielki mąż stanu wykazuje się olbrzymim poświęceniem były reżyserowane. Nie, kiedy wszędzie wokół stoją załamani ludzie, którzy utracili dorobek życia. Prawda?
Przyjaźni sąsiedzi z Zachodu
Dalej możemy przejść do tych obrzydliwych teorii spiskowych, jakoby nasi niemieccy przyjaciele dyktowali polskim politykom, co i jak mają robić, jakie decyzje podejmować i na co wydawać pieniądze, które nam łaskawie podarowali. Otóż Koalicja Obywatelska triumfalnie ogłosiła, że otrzymamy od Unii aż 10 mld złotych na pomoc powodzianom. Tylko że tak naprawdę my niczego nie dostaliśmy. Są to pieniądze, które już mieliśmy, ale jak mogliśmy się później dowiedzieć – tylko teoretycznie. A Ursula von der Leyen pozwoliła nam przekazać te środki na odbudowę zalanych terenów. Złota kobieta. Niestety, to w dalszym ciągu wygląda tak, że UE daje nam łaskawie jakąś tam kwotę, a potem tłumaczy, na co możemy ją wydać. Na wiatraki niemieckiej firmy, na zużyte niemieckie samochody, którymi nasi zachodni sąsiedzi nie chcą już jeździć, ale przy okazji pokazali nam jakie mają dobre serduszko, bo możemy też część wydać na pomoc w odbudowie doszczętnie zniszczonych miast. Bo, przypomnijmy, my te pieniądze mieliśmy tylko teoretycznie, więc wdzięczność wielka się należy. Praktycznie będziemy je mieć, kiedy Unia Europejska zdecyduje na co mamy je wydać. Ale nie, tego w żadnym wypadku nie można uznać za dowód na to, że Niemcy sterują naszym państwem, broń Boże! To tylko taka braterska, przyjazna, sojusznicza pomoc. Wracając jeszcze do politycznego lansu, to pani Ursula też pojawiła się w Polsce, żeby sprawdzić wnikliwym okiem, czy Polacy równo te worki z piaskiem układają. Bez jej pomocy ani rusz! Dziękujemy, Ulka, za uratowanie Wrocławia i Opola! To nie jedyna rzecz w kwestii sterowania polskim państwem, ponieważ ekolog (nie mylić z eko-terrorystami) Grzegorz Chocian wprost powiedział, że Niemcy próbowali go zwerbować, aby głośno sprzeciwiał się budowie zbiorników retencyjnych w Raciborzu. Wywiad niemiecki próbował mnie zwerbować, żebym protestował. Nie zgodziłem się, ale wiem, kto został zwerbowany – miał powiedzieć w jednym wywiadzie. Zapewniał również, że to nie była pierwsza taka sytuacja, bo podobne próby pojawiały się jeszcze zanim Polska weszła dla Unii – wtedy jeszcze nieświadoma, że ku własnemu nieszczęściu. Nie wiem, czy pan Chocian mówi prawdę i wcale nie przesądzam, że powinniśmy mu wierzyć bez żadnych wątpliwości, ale patrząc na służalczo-poddańczą politykę Donalda Tuska wobec Niemiec coś może być na rzeczy. Zabawne jest jednak to, jak zareagowały na to media otwarcie wspierające obecnego szefa rządu (czyli zdecydowana większość). Otóż „NaTemat” obwieściło, że Chocian kłamie, bo oni zasięgnęli informacji u źródła! I wywiad niemiecki przekazał im, że wcale nie, nieprawda! Bo, rzecz jasna, gdyby tak było przyznaliby się nam od razu, nie ma bata, żeby nas w trąbę robili! Tacy to ludzie wpływają teraz na opinię publiczną. Dramat. Ciekawe jest też to, że bardzo długo musieliśmy czekać na komentarz ABW w tej sprawie, który powinien ukazać się zaraz po wypowiedzi ekologa. A kiedy wreszcie się pojawił, nie dowiedzieliśmy się z niego absolutnie nic.
Głos celebrytów – głosem narodu!
Na koniec zajmijmy się olbrzymią hipokryzją celebrytów, którzy nie wiadomo dlaczego stali się nagle autorytetami i głosem narodu. Donald Tusk znalazł już bowiem winnych powodzi. Winnym nie jest on sam, mimo że na dobę przed pierwszymi podtopieniami przekonywał, że nie ma powodów do paniki. Nie są to też oczywiście jego koleżanki z koalicji, Monika Wielichowska czy Urszula Zielińska, które otwarcie protestowały przeciwko budowie zbiorników retencyjnych na terenach zalewowych. I to w sposób mało szarmancki, powiedziałabym. W żadnym wypadku. Wszystkiemu winne są bobry, więc należy się ich pozbyć. I teraz przypomnijmy sobie, jaki był wrzask, krzyk, płacz i lament, kiedy PiS podjął zbrodniczą decyzję o odstrzale jakiejś tam części populacji dzików. Tej szopce nie było końca. Od razu uruchomili się celebryci, aktywiści, a później zwykli obywatele, że jak to tak można na biedne dziki? Weźmy na tapet Maję Ostaszewską (to ona stała się wręcz twarzą tych protestów), która stanęła twardo w obronie dzików, walcząc o ich życie kartkami papieru z odpowiednimi hasłami. Zdaje się, że to samo robiła z karpiami, bo wiadomo Boże Narodzenie to Holocaust karpi (nie śmiejcie się, mniej więcej na takie porównania trafiałam). Teraz, kiedy premier ogłosił taką, a nie inną decyzję jest cisza jak makiem zasiał. Wcześniej były nawet nakładki na zdjęcia profilowe, że się jest z dzikami; bobry niestety nie dostąpiły tego zaszczytu. Z nory wyłoniła się na chwilę, skrupulatnie wcześniej chowana, jedynie Urszula Zielińska, która nieśmiałym tonem oznajmiła, że złożyła wniosek o odwołanie decyzji swojego szefa. Baaaaardzo kulturalne podejście, patrząc na to jaka była reakcja na decyzję PiS-u o odstrzale dzików. Można wysnuć z tego dwa wnioski. Pierwszy jest taki, że nowej koalicji wolno zabijać, a PiS-owi już nie wolno. A drugi, bardziej według mnie wiarygodny (chociaż, jakby się na tym chwilę zastanowić, jeden nie wyklucza przecież drugiego), jest taki, że tak naprawdę te dziki w sumie były nieważne, ważne było osiem gwiazdek, a każdy powód jest dobry, prawda? I to właśnie, według mnie, pokazuje całą obłudę i hipokryzję pani Mai, ale też resztę tych celebryckich krzykaczy, których tak oburzyła decyzja o odstrzale dzików. Odstrzał bobrów już im nagle nie przeszkadza? Należy się buntować w imię dzików, karpi i piesków, które się boją w Sylwestra, ale bobry to tam pal sześć, dobrze rozumiem? I, oczywiście, koniecznie trzeba przymknąć oko na fakt, że decyzja w sprawie dzików zapadła na skutek epidemii afrykańskiego pomoru świń, a bobry trzeba wybić głównie dlatego, że – takie mam wrażenie – Tusk chce odwrócić uwagę od swojego nieudolnego rządu. Nazwijcie mnie ignorantką, ale nie jestem w stanie uwierzyć w to, że te zwierzęta mogły mieć aż tak katastrofalny wpływ na polskie ziemie. Przypomnijmy, że ich populacja w Polsce wynosi ok. 150 tysięcy, ale to na całym terytorium Polski, a nie w regionach, które dotknęła powódź. I wydaje mi się jasnym, że ten cały protest pani Ostaszewskiej i wielu innych gwiazd był spowodowany bardziej chęcią odebrania władzy temu przebrzydłemu PiS-owi, niż faktyczną troską o dobrostan zwierząt. Wybranych zwierząt, przypomnijmy. Zresztą tu innym przykładem może być przyznanie Polsce środków KPO, które zapadły krótko po wyborach. W czasie kiedy kamienie milowe nie zostały przecież zrealizowane. Co też może budzić wątpliwości, czy Polska jest niezależnym państwem, czy też – być może – steruje nami kto inny, bo komuś z jakichś powodów bardziej zależało, żeby Tusk był u władzy. Ale to też, na pewno, dla naszego dobra. Wszak Niemcy przez całe swoje istnienie nie robią nic innego, tylko starają się, żeby żyło nam się jak najlepiej!
Które zwierzątko jest fajniejsze?
Umówmy się, bobry są żyjątkami, o których ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy są pożyteczne czy wręcz przeciwnie. Tak naprawdę wszystko zależy od terenów ich bytowania – zdarza się, że np. na skutek ich działalności pola rolników zostają podtapiane, ale zdarza się też, że skutecznie nawadniają inne tereny, niezagospodarowane przez ludzi, co wpływa na większą bioróżnorodność. Zresztą – podobnie jak dziki. Potrafią być one uciążliwe, a nawet niebezpieczne dla ludzi, ale też dzięki ryciu w glebie, kiedy szukają pożywienia, użyźniają ją, co ma raczej pozytywny wpływ. Ale przypomnijmy sobie, że Niemcy, pardon, Unia Europejska chciała, aby w celu odtwarzania przyrody zalać część polskich pól. Również tych użytkowanych przez rolników. Właśnie po to, żeby tę bioróżnorodność uzyskać. Absolutnie nie jest to kolejny dowód na to, że Niemcy znowu wyciągają łapska po to, co polskie. Standardowo – to wszystko dla nas, Drodzy Rodacy! Ale dlaczego w takim razie nie zostawić tej roboty bobrom, zamiast znowu ingerować w naturę, bo tego podobno nie wolno robić? Tak przynajmniej mówili w przypadku przekopu Mierzei Wiślanej. I trochę się zaczynam gubić, kiedy ingerencja w naturę jest fajna, a kiedy nie. Bo przecież, gdyby natura chciała, to Mierzeja Wiślana sama by powstała, jak to mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska. I można tę jej wypowiedź parafrazować na różne sposoby- na przykład, że gdyby natura NIE chciała, to woda by NIE zalewała kolejnych miejscowości na zachodzie Polski, więc cóż można na to poradzić? Chciała, to zalała. Ale spójrzmy na to z innej strony – kiedy ktoś powie, że „Bóg tak chciał” to go wyśmieją, zgnoją i wyzwą o najgorszych. Ale „natura tak chciała”? To już inna para kaloszy, Drodzy Czytelnicy. Gdyby dalej doszukiwać się logiki w wypowiedzi pani byłej kandydatki na prezydenta (przynajmniej dopóki nie zmienili jej na Rafała Trzaskowskiego – ach, ten patriarchat!), powinna ona mieszkać w jakiejś jaskini, a nie w rodzinnym dworku z dużym, zabytkowym domem. Tak mi się przynajmniej wydaje, że jej posiadłość nie powstała na skutek sił natury, a raczej na skutek sił ludzkiej pracy, a przecież gdyby natura chciała, to by jej ten dom tam postawiła. Widocznie nie chciała. Ciekawa jestem, cóż pani Małgorzata pocznie z tą świadomością?
Cóż, gdyby ktoś mnie zapytał, to czysto subiektywnie stwierdziłabym, że bobry wydają się sympatyczniejsze, niż dziki i karpie. I że całkiem niedawno dopiero odrodziły się na naszych ziemiach. Bo przecież kiedyś już je wyniszczyliśmy, żeby potem je na nowo zasiedlać. Teraz znowu trzeba je tępić. Historia kołem się toczy, ale wniosków niestety żadnych.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Dlaczego warto było walczyć o KPO?

Napiszę Wam, że nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać w związku z najnowszą aferą KPO, więc rozwiązałam problem, płacząc ze śmiechu. Nie wierzyłam, kiedy dzisiaj w pracy przeczytałam w jaki sposób rząd rozdysponował te środki. Myślałam sobie, że to jest za grube, że to niemożliwe, że przecież nawet KO by czegoś takiego nie zrobiła, a potem sobie przypomniałam, że to przecież jest KO. Ale musiałam się upewnić, dlatego zajrzałam sobie do mapki, na której można wyszukać poszczególne przełomowe inwestycje i napiszę Wam, że siedzę nad nią od godziny, gorączkowo szukając jakichś rozsądnie wydanych pieniędzy, ale nie. Wszędzie widzę jachty, hotele, gastro itp., a znalazły się tam jeszcze ciekawsze kwiatki. Próbuję zebrać do kupy wszystkie największe absurdy, ale co chwilę pojawiają się nowe. Ta lista się nie kończy!
Bez jakich inwestycji Polska absolutnie nie może się obyć?
Poniżej wrzucę Wam, co udało mi się wygrzebać samej i w mediach społecznościowych, bo ludzie cały czas dorzucają kolejne. A zatem trzymajcie się mocno krzeseł, bo napisać, że to Monty Python to nic nie napisać. Nawet Stanisław Bareja nie miałby chyba takiej wyobraźni. Kwoty jakie przekazano oscylują między kilkuset tysiącami a nawet pięcioma milionami złotych. Napiszę Wam tylko jeszcze, że najbardziej śmiać mi się chce, kiedy przypominam sobie od ilu lat Platforma maltretuje nas tym KPO. Jaki to wielki rozwój nas czeka, jacy będziemy bogaci, tylko trzeba ten wstrętny PiS odsunąć od władzy, bo nie spełniliśmy iluś tam kamieni milowych. Potem się okazało, że kamień milowy był tylko jeden i była to wygrana Donalda Tuska. Ale było warto, bo dzięki temu będziemy mieli:
– Klub swingersów, żeby było po europejsku. Jeszcze tylko wpuśćmy tych wszystkich inżynierów i w końcu dogonimy Europę!
– Solarium w pizzerii, bo nie ma nic przyjemniejszego niż szamanie pizzy w łóżku opalającym, które wygląda jak trumna.
– Zdalne treningi personalne, bo czemu nie? Od kiedy żeby redukować tkankę tłuszczową trzeba ćwiczyć, skoro wystarczy pogadać o tym w Internecie?
– Muzeum Ziemniaka w Warszawie – jak o tym przeczytałam, to mi ziemniaki zaczęły szóstkami wyłazić z piwnicy.
– Aplikacja do układania planu treningowego, bo jak wyżej wspomniałam najlepiej trenuje się w Internecie, a bez aplikacji ani rusz!
– Kursy sztuk walki w Hotelu Focus w Lublinie, bo co prawda broni i armii niemalże nie mamy, więc jak Ruskie wjadą ze wschodu, to ich teakwondo załatwimy!
– Mobilne ekspresy do kawy dla solarium w celu podniesienia odporności na kryzysy, bo wiadomo, że jak solarium to pizza, a jak pizza to kawa.
– Kursy gry w bilarda na wypadek, gdyby ktoś się nie załapał na kursy walki, będzie mógł rzucać w Rosjan bilami. Albo walić kijem po głowie.
– Zestaw do nowoczesnych technik serwowania deserów, bo PiS jest strasznie zaściankowy, a jak Koalicja idzie w nowoczesność to na pełnej kurtyzanie!
– Kebab z pokojem hotelowym na zapleczu, bo jak człowiek się naje, to potem mu się spać chce.
– Solarium zwiększające odporność na wypadek, gdyby w związku z napływem inżynierów pojawiła się moda na dawno zapomniane choroby.
– Mobilne kino pod chmurką, bo jak wszyscy wiemy, najlepszą ochroną przed kryzysem energetycznym jest oglądanie filmów na zewnątrz. W razie blackoutów – kino samo się doładuje śmiechem widzów.
– Piwo bezalkoholowe o szczególnych walorach smakowych to kropka nad i po wygranej walce z alkotubkami.
– Pozaszkolna edukacja sportowa w kebabie jest całkowicie logiczna i nawet z tym nie handlujcie. Jak człowiek się naje, to mu się chce spać, a jak się wyśpi, to musi zrzucić zbędne kilogramy. W Internecie. Za pomocą aplikacji.
– Kursy brydża w modelu e-learningu, bo w kryzysie najważniejsze to umieć odpowiednio rozegrać karty – najlepiej online, w dresie, z herbatką i dotacją z KPO.
– Treningi w czasie epidemii w kontenerach ma sens pod warunkiem, że na jeden kontener przypada tylko jeden uczestnik. Żeby się nie pozarażali.
– Barbecue w stylu południowoamerykańskim specjalnie dla naszych wspaniałych gości z Wenezueli, którzy nocami biegają po parkach i szukają Polek chętnych albo mniej na wspólne harce. Żeby siły mieli.
By żyło się lepiej. Naszym.
A pamiętacie, jak KO rozpętała burzę w sprawie „Willi +”, bo tylko na swoich dają? No to 540 tysięcy złotych na strefę relaksu otrzymała właścicielka hotelu „Krychowiak”. Jak znam życie to pewnie znowu jakieś panele porozstawiają, ale warto zaznaczyć, że właścicielką tego ośrodka jest Izabela Piasecka. A kim jest ta pani? Ano, radną z Koalicji. A taki poseł Łącki, również członek uśmiechniętej koalicji, wyciągnął ponad milion złotych, w tym – oczywiście! – na stworzenie ogrodu zimowego w ośrodku wypoczynkowym „Gryf”. Jeszcze inna pani, która nazywa się Małgorzata Kurkowska otrzymała około 400 tysięcy złotych na… Małgorzatę Kurkowską, ot tak, po prostu. Trzeba w siebie inwestować. Z ciekawości spojrzałam sobie, jak sprawa wygląda w moim rodzinnym Inowrocławiu i oto, co znalazłam: „Zakup nowoczesnego cyfrowego zestawu projekcyjnego 4K z laserowym źródłem światła niezbędnego do wprowadzenia na rynek nowych usług, szansą na wzmocnienie odporności przedsiębiorstwa z województwa kujawsko-pomorskiego na wypadek kolejnych kryzysów w sektorze kultury” albo „Inwestycja na terenie województwa kujawsko -pomorskiego w zwiększenie odporności przedsiębiorstwa oraz dywersyfikację działalności i usług oraz rozszerzenie działalności gospodarczej o nowe usługi w Restauracji Studenckiej poprzez uruchomienie usług gastro w przyczepie gastronomicznej, stworzenie strefy chill-out i organizację wydarzeń w plenerze oraz wprowadzeniu cateringu dietetycznego z dowozem”. Pod tekstem wkleję Wam mapkę, sprawdźcie na co pójdą te fundusze w Waszej okolicy, pośmiejemy się razem.
Żeby nie było tak śmiesznie przypominam, że te pieniądze to nie prezent, tylko pożyczka, którą będziemy spłacać wszyscy. Żeby było jeszcze mniej śmiesznie – wnioski o dotacje składały również szpitale, w tym onkologii dziecięcej, na którą wredny PiS nie chciał dać pieniędzy, bo wolał na TVP. I sporo z tych wniosków zostało uwalonych. Nie wiem, czy jakikolwiek szpital cokolwiek dostał. Donald Tusk oczywiście się oburzył i zapowiedział, że sprawa zostanie wyjaśniona. Nie wiem, jak on chce to wyjaśniać, bo tych inwestycji jest pierdylion. Mnie łapa boli od klikania i wyszukiwania kolejnych „przełomowych” inwestycji, a on chce je wszystkie zbadać? Pewnie tak jak Roman Giertych policzył wszystkie głosy. Pojawiają się oczywiście głosy, że to nie premier i nie ministrowie, tylko… urzędnicy. Mogliby już nie robić z ludzi durniów, chociaż wcale się nie zdziwię, jeśli to będzie oficjalne wytłumaczenie. No nie, nie na taką skalę. Pamiętam, jaką aferę rozkręcili o te lewe wizy PiS-u, gdzie faktycznie iluś tam urzędników wykazała się lepką rączką i niską uczciwością, ale na Boga, tutaj wszystkie środki idą na jachty, hotele, cateringi, restauracje i dywersyfikacje w celu zmniejszenia ryzyka. Podobno jedna firma zdywersyfikowała się w ten sposób, że z kamieniarstwa chce przekształcić się na – tak, tak – pizzerię. Po czymś takim ten rząd powinien zawinąć się w ciągu tygodnia, a Donald Tusk? A to zależy, czy uda mu się zawinąć za naszą zachodnią granicę, chociaż nie wiem, czy po wyborach prezydenckich powitają go tam z otwartymi ramionami. Jeśli nie, powinno znaleźć mu się jakieś przytulne lokum, po którym będzie mógł sobie spacerować z ręką w kieszeni u współlokatora. Oj, ciemne chmury zbierają się od jakiegoś czasu nad Tuskiem, ale spokojnie. Ciemne chmury dla niego to słońce dla Polski.
M.
P.S.: Na zdjęciu Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister finansów i polityki regionalnej, ale wkleiłam je zupełnie przypadkowo, bo przecież wiadomo, że to nie ona, tylko jacyś tam urzędnicy. Całe pierdyliardy urzędników.
Nawiasem Pisząc
Karol Nawrocki stawia na patriotyzm

Co prawda niektórzy cały czas nawołują do ponownego przeliczenia głosów, bo marzy im się, że Karola Nawrockiego się nagle odwoła, a prezydentem zostanie jedyny i słuszny kandydat, Rafał Trzaskowski. Umówmy się, że szanse na to są bliskie zeru, bo jedynym bojownikiem na placu boju został już Roman Giertych. Jego źrebięta walkę uprawiają głównie w mediach społecznościowych. Gorycz porażki przełknęli ostatecznie wszyscy niezadowoleni politycy i, mimo wielu wcześniejszych zapowiedzi, pojawili się wczoraj w większości na zaprzysiężeniu nowego prezydenta. I dobrze, bo zachowaliśmy chociaż jakieś złudzenie poważnego, demokratycznego państwa.
Nawiązanie do wszystkich ojców polskiej Niepodległości
Dokładnie wysłuchałam też orędzia Karola Nawrockiego i, wbrew temu do czego usiłuje nas przekonać strona przegrana, wypadło bardzo dobrze. Nowy przywódca państwa pokazał, że potrafi być twardy i stanowczy, ale nie zamierza stawać okoniem i bezmyślnie blokować dobrych projektów rządu. Zapowiedział na przykład pełną współpracę w zakresie obronności. Nie zmienia to faktu, że jak miał okazję, potrafił ugryźć. Nie będę odnosiła się do jego obietnic, bo niektóre będzie mógł spełnić bardzo łatwo (poprzez prawo weta), a inne już będzie mu bardzo ciężko jako prezydentowi. Skupię się na czym innym – Karol Nawrocki pokazał, że faktycznie jest miłośnikiem historii i w swoim orędziu puścił oko chyba do wszystkich opcji politycznych. Oczywiście obłąkańcy spod znaku ośmiu gwiazd i dwóch błyskawic tego nie wyłapali, więc zrobię to za nich. Otóż świeżo upieczony prezydent wplótł w swoją wypowiedź cytaty wielu ojców naszej Niepodległości. Najłatwiejszy do wyłapania był oczywiście Roman Dmowski i „jesteśmy Polakami, więc mamy obowiązki polskie” (ukłon w stronę narodowców) oraz Józef Piłsudski: „Niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze”, do którego najbliżej chyba obozowi Prawa i Sprawiedliwości (przy okazji zapunktował sobie pewnie u nich, cytując również świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego: „Warto być Polakiem”). W swoim orędziu prezydent znalazł również miejsce dla Wojciecha Korfantego, zwolennika chrześcijańskiej demokracji: „Pierwszą funkcją państwa jest służenie”. Według mnie było to również nawiązanie do Ruchu Autonomii Śląska, z których postulatami Korfanty na pewno by się nie zgodził. Nawrocki zacytował również Wincentego Witosa: „Polska winna trwać wiecznie” i uśmiechnął się tym samym do ludowców. Gdyby na lewicy bardziej interesowano się historią, na pewno wyłapano by nawiązanie do Ignacego Daszyńskiego, który był związany właśnie z lewicą i socjalistami: „Trzeba służyć społeczeństwu i społeczeństwa słuchać” (co prawda nie ma chyba potwierdzenia, że Daszyński faktycznie jest autorem tych słów, ale w pełni oddają one jego przekonania). Myślę, że poznaniacy, a przynajmniej spora ich część, wyłapała również cytat Ignacego Paderewskiego: „Walczyć trzeba z tymi, którzy naród pchają do upadku i upodlenia”. Wybitny pianista nie utożsamiał się, co prawda, z żadną konkretną partią polityczną, ale myślę, że jego poglądy można zakwalifikować jako centrowe albo umiarkowanie prawicowe. Jako wielkiej zwolenniczce kultywowania pamięci o Żołnierzach Wyklętych, nie umknął mi również cytat majora Łupaszki: „My jesteśmy z miast i wsi polskich”.
Smutne i niskie ataki
Niektórzy upatrują się w zacytowaniu Paderewskiego zawoalowanego ataku w stronę obecnego rządu. Być może, bo nowy prezydent wiele ucierpiał przez ich brutalne ataki, często poniżej pasa – co im zresztą wygarnął. Ja jednak odebrałam to orędzie jako próbę zjednoczenia i argumentację, że on naprawdę chce być prezydentem wszystkich Polaków. „Zobaczcie” – zdawał się mówić Nawrocki – „Znam i szanuję poglądy każdego z ojców naszej Niepodległości. Mimo że się różnili, wszyscy dążyli do wspólnego celu. My też się dzisiaj różnimy, ale mam nadzieję, że też, mimo tej niezgody, mamy wspólny cel. A naszym celem jest Polska”. To było naprawdę bardzo dobre orędzie – Trzaskowski pewnie powiedziałby tylko, że mamy się kochać, tolerować i uśmiechać. Podejrzewam, że gdyby ci wszyscy ludzie, którzy tak agresywnie atakują teraz w sieci Karola Nawrockiego znali trochę historię, zauważyliby te subtelne ukłony wobec głównych nurtów politycznych w naszym Parlamencie. Ale nie znają, dlatego odebrali jego obietnicę o tym, że będzie służył przede wszystkim Polakom, a nie liniom partyjnym, jako czczą gadaninę, a przecież wiadomo, że Nawrocki to wstrętny pisior. Smutno się w sumie czyta te komentarze. Pomijam już dziecinne zapewnienia, że „to nie jest mój prezydent”. Jak na razie jedyne, co wyłapali politycy partii rządzącej to fakt, że pan Karol zamierza wychodzić przed szereg, a on jest przecież od reprezentowania, a nie rządzenia. Silniczki natomiast słów głowy państwa chyba nie zrozumiały, więc postanowiły czepiać się tego, że prezydent wrzeszczy (nie wrzeszczał, tylko podnosił głos), nie tak chodził, nie tak stał i wszystko robił nie tak. I oczywiście jego żony, bo tak zawsze najłatwiej, mimo że nie zauważyłam ani w zachowaniu, ani w ubiorze Marty Nawrockiej niczego niewłaściwego czy gorszącego. Że jej kawałek tatuażu było widać? W partii rządzącej jest facet, któremu zostało już niewiele wolnego ciała do porysowania. Że ubrała się jak Melanie Trump? Nawet jeśli, to co z tego? Że w pewnym momencie się pogubiła? Była w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu. Smutne i niskie to wszystko – również to, że telewizja publiczna (podkreślam: publiczna!) w ogóle wypięła się na to orędzie i zamiast tego postanowiła pokazywać serial o psie i jego policjancie.
Subiektywne nadzieje i odczucia
Ja odebrałam orędzie Karola Nawrockiego przede wszystkim jako patriotyczne. I właśnie tego od niego oczekuję – patriotyzmu. Ale już nie tylko w słowach. Wiem, że potrafił być nieustępliwy w walce o polskie ofiary zbrodni wojennych, dlatego wiąże z jego prezydenturą pewne nadzieje. Oczekuję przede wszystkim twardej polityki wobec Niemiec, Ukrainy czy Rosji (chociaż jeśli chodzi o dyplomatyczne spotkanie z głową tego ostatniego państwa z oczywistych względów są na to marne szanse). Mam również nadzieję, że Karol Nawrocki nie będzie się uginał pod szantażami Izraela i mimo ciepłych relacji z Donaldem Trumpem nie będzie się zgadzał na ich kłamstwa o polskim antysemityzmie. Że nie będzie bał się w razie czego wypomnieć, że Natenjahu jest przede wszystkim zbrodniarzem wojennym, nawet bardziej bezwzględnym od samego Putina. Liczę na to, że po wielu latach, w których „polscy” politycy bez zająknięcia oczerniali nasz kraj, on wreszcie się temu postawi. Że nie będzie również pozwalał na takie przejawy antypolonizmu w naszym kraju. Że będzie reagował na niepotwierdzone oskarżenia o Jedwabne, plucie na Żołnierzy Wyklętych, usuwanie z muzealnych wystaw największych polskich patriotów czy wreszcie na wybitnie antypolskie propozycje prezesa Instytutu Pileckiego, który to chciał dyskutować o tym, jak Polska mogłaby oddać Niemcom ich dobra kultury, co jest już zwykłą bezczelnością i bardzo szkoda, że takie propozycje wychodzą ze strony człowieka, który podobno jest Polakiem. Tylko na tyle i aż na tyle liczę. I naprawdę mam nadzieję, że się nie zawiodę, bo po raz pierwszy w II turze wyborów oddawałam głos nie tylko po to, żeby ten drugi nie wygrał.
M.
Nawiasem Pisząc
Słodko-gorzka prezydentura

Jutro Andrzej Duda oficjalnie zakończy swoją prezydenturę, a w jego miejsce zaprzysiężony zostanie Karol Nawrocki. Dziwne to były dwie kadencje. Było parę plusów, ale zdarzały się też minusy, które mnie osobiście bardzo zawiodły. Na pewno nie był to prezydent najgorszy, jak próbują utrzymywać wyborcy Platformy, bo – umówmy się – trzeba było się bardzo postarać, żeby w tym niechlubnym rankingu wyprzedzić Aleksandra Kwaśniewskiego, który lubił sobie chlapnąć, a potem tłumaczył się chorobą filipińską, czy Bronisława Komorowskiego, który często wyglądał jakby też lubił sobie chlapnąć, a poza tym wchodził na krzesła i bawił się w Szoguna. Według mnie jednak w dalszym ciągu najlepszym prezydentem w naszej historii był Lech Kaczyński, chociaż on też, według mnie, popełnił błąd podpisując traktat lizboński.
Wołyń zamieciony pod dywan
Nie będę ukrywała, że najbardziej zawiodłam się na stosunku ustępującego prezydenta do kwestii Wołynia. Andrzej Duda tłumaczył, że teraz nie jest na to czas, bo trzeba pomagać. Pomoc pomocą, ale upamiętnianie ofiar rzezi wołyńskiej na szczerym polu, gdzie niedbale wetknięto krzyż oraz słuchanie tego, jak to Zełeński przekonywał, że kiedyś tu wydarzyła się tragedia, ale w sumie to nie wiadomo, kto do niej doprowadził i kto był ofiarą, było dosłownie policzkiem dla Polski. Zwłaszcza że pan Andrzej też pominął sprawców tej tragedii. Poza tym – przy takiej uległej polityce zagranicznej nigdy nie będzie dobrego czasu, bo zawsze będzie się okazywało, że politycy innego państwa są sprytniejsi i skutecznie będą takie tematy odwlekać na święty nigdy. Gdyby negocjacje prowadzić skutecznie to i czas dobry by się znalazł. Przyznam szczerze, że sama wychodziłam z błędnego założenia, żeby ten temat na obecną chwilę odpuścić, ale było to wtedy, kiedy Ukraińcy jeszcze przejawiali jakąkolwiek wdzięczność. Mniej więcej w tym samym czasie mieszkający w tamtych okolicach nasi wschodni sąsiedzi sami – w ramach tejże wdzięczności – sprzątali groby ofiar wołyńskich. Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni, a umówmy się, że odsłonięcie pomników lwów przy Cmentarzu Orląt Lwowskich (które podobno też miało być podziękowaniem), gdzie „przypadkowo” zabrakło napisu „Zawsze wierny Tobie Polsko” było wyjątkowo niesmaczne i mało satysfakcjonujące. Później jednak Ukraińcom wdzięczność przeszła, a Wołodimir Zełeński wykazywał się coraz większą roszczeniowością. I właśnie wtedy, kiedy ukraiński przywódca zaczął dopuszczać się mniejszych lub większych złośliwości wobec naszej głowy państwa, trzeba mu było ten Wołyń przypomnieć – twardo i stanowczo. Tylko że taką politykę trzeba umieć prowadzić, a pan Duda przekonywał, że „trzeba być twardym” tylko w wywiadach z polskimi dziennikarzami.
Komuś odbierzemy, innym porozdajemy
Później oczywiście było parę mniejszych lub większych wpadek – na przykład uważam, że prezydent mógł się z nimi bardziej pobawić wetowaniem ustaw. Większość jednak podpisał. A że potem atakowaliby go, że to przez niego nie mogli zrealizować swoich stu konkretów? I tak atakują – najtwardszy elektorat KO jest w dalszym ciągu święcie przekonany, że te obietnice nie zostały zrealizowane właśnie przez Andrzeja Dudę. I nie przetłumaczysz, że przecież sama Platforma głosowała przeciwko niektórym ustawom, które miały zrealizować obiecane postulaty. Za co muszę pochwalić prezydenta? Za odebranie Jolancie Lange Gontarczyk Srebrnego Krzyża Zasługi, który wręczył jej jeszcze Aleksander Kwaśniewski, wywodzący się zresztą z podobnego środowiska. Oczywiście media, jak to media, ogłosiły tę decyzję jako wręcz znieważającą, ponieważ według nich pani Jolanta była tylko i aż… działaczką społeczną. O jej donoszeniu do SB „przypadkiem” im się zapomniało. Same przypadki! Zapomniało im się też, że wiele wskazuje na to, że to właśnie Lange była odpowiedzialna za śmierć ks. Franciszka Blachnickiego. Przypomnijmy więc, że kapłan był inwigilowany właśnie przez małżeństwo Gontarczyków, a jeden ze świadków potwierdzających, że to właśnie z nimi się spotkał w dniu swojej śmierci utrzymywał, że podali mu oni jakiś napój. Stąd też przyjęto za prawdopodobną wersję, że ksiądz został otruty, ale że Polska obaliła komunę tak jak obaliła, to prawdopodobnych sprawców nie spotkały żadne konsekwencje. Szkoda tylko, że poza odbieraniem orderów, Andrzej Duda na koniec postanowił ich również trochę porozdawać. Między innymi Magdalenie Ogórek, braciom Karnowskim czy – niedawno – Cezaremu Kuleszy… I tutaj już niestety nie ma się czym chwalić.
Ja przynajmniej wychodzę z założenia, że najważniejszych orderów państwowych nie powinno się rozdawać jak cukierków.
M.