Connect with us

Nawiasem Pisząc

Nie drążmy tematu

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie wiem, czy pamiętacie, co pisałam po zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października zeszłego roku – część z Was na pewno nie, bo od tamtego czasu sporo zwiększyła się liczba obserwujących, za co bardzo dziękuję. Poddałam wtedy w wątpliwość, czy Mosad, Aman albo IDF na pewno nie wiedzieli o planowanym ataku. Ostatecznie mówimy o jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym wywiadzie na świecie. I naprawdę nie zdołali dotrzeć do ani jednego przecieku? Postawiłam wtedy ryzykowną tezę, że Izrael doskonale wiedział o planach Hamasu, ale celowo im nie zapobiegał, bo potrzebował pretekstu, żeby – cóż, to będzie bardzo kontrowersyjne, co napiszę – „rozwiązać kwestię palestyńską”. Długo się zastanawiałam, czy użyć akurat tego akurat sformułowania, ale patrząc na to, co tam się dzieje, naprawdę nie znajduję innych słów. Czy moje podejrzenia okazały się słuszne, tego się pewnie nie dowiemy, ale już dzisiaj mogę napisać, że moja wczorajsza teza, że Izraelczycy doskonale wiedzieli w kogo celują jest najprawdopodobniej prawdziwa.

Strasznie ciekawy przypadek

Po pierwsze wszystkie trzy ostrzelane pojazdy były bardzo dobrze oznaczone, zarejestrowane i zgłoszone do IDF-u. Izraelczycy doskonale wiedzieli, że będą podróżowali tamtą trasą. Ba, izraelska armia wydała nawet zgodę na ten przejazd. Po drugie oberwali chwilę po tym, jak wjechali na teren Strefy Gazy. A po trzecie – odtworzono mniej więcej jak wyglądał przebieg tego ataku. Według tej wersji najpierw trafiony został pierwszy samochód z konwoju – podróżujący nim wolontariusze natychmiast z niego wysiedli i uciekli do kolejnego pojazdu, który chwilę później również oberwał pociskiem, ocaleni rozpaczliwie próbowali jeszcze schronić się w ostatnim aucie, chociaż już pewnie zdawali sobie sprawę, co się dzieje i że to nie jest pomyłka. W efekcie śmierć ponieśli wszyscy. Samochody znajdowały się w odstępie niecałych 2,5 kilometra (od pierwszego do ostatniego). Trzeba być albo skończonym idiotą albo bezwzględnym mordercą, żeby zrobić coś takiego – a o Izraelczykach można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że są idiotami. Myślę więc, że wersję o pomyłce możemy śmiało wykluczyć, a twierdzenie że był to wypadek jest jedynie nieudolnym zaklinaniem rzeczywistości. Jakie więc hipotezy nam pozostały? Mówi się o jakimś ekstremiście, który się wyłamał i celowo zbombardował konwój z pomocą humanitarną. Też ciężko w to uwierzyć, bo wojna w Strefie Gazy dobitnie pokazuje nam, że to jest akurat dość częsta metoda działania Sił Obronnych Izraela – zwłąszcza jeśli spojrzymy na listę ofiar wśród ludności cywilnej. Izrael dzień w dzień robi tam dokładnie to samo, więc dlaczego akurat ten jeden konwój miałby stać się celem ekstremistycznego fanatyka? Akurat ten jeden? A pozostałe morderstwa? Ponadto dr Wojciech Szewko utrzymuje, że IDF wyznaczył w Strefię Gazy tzw. „strefę eksterminacji” w obrębie której izraelscy żołnierze mają rozkaz strzelać do wszystkiego, co się rusza. Jeśli Szewko ma rację, to zostają nam już tylko dwie opcje – albo Izrael daje ciche przyzwolenie zgodnie z zasadą „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, albo było to właśnie celowe działanie. Tym bardziej, że wcześniej ONZ wstrzymał już swoje dostawy do północnej części Strefy Gazy, teraz to samo robi World Central Kitchen. Śmiała teza, ale wydaje mi się, że Izrael wyszedł po prostu z założenia, że gdzie nie sięgną ich pociski, tam dosięgnie głód.

Nic takiego się nie stało

Najbardziej jednak zdenerwowała, rozczarowala, a wręcz zszokowała mnie reakcja polskiego rządu. Wiem, że powinnam się tego spodziewać, bo jeśli chodzi o naszą dyplomację to nigdy nie mieliśmy jej zbyt dobrej i to niezależnie od tego, która partia sprawowała akurat władzę, ale nie mogę pogodzić się z faktem, że my wszystko musimy robić z pozycji klęczek – nawet jeśli chodzi o nieuzasadnioną śmierć Polaka za granicą. Wszystkie kraje, które straciły w tym zamachu swoich obywateli zareagowały natychmiast i stosownie do sytuacji – głos zabierały najważniejsze osoby w państwie. Oświadczenia były twarde, bezkompromisowe i wprost oskarżały stronę izraelską o dokonanie zbrodni. Na przykład Australia ŻĄDAŁA niezależnego i natychmiastowego śledztwa w tej sprawie i ukarania winnych oraz POTĘPIŁA łamanie prawa międzynarodowego. A Polska? Na samym początku nasze władze nie uznały chyba za stosowne, żeby fatygować tym naszego szefa dyplomacji czy premiera, więc krótkie oświadczenie napisał rzecznik MSZ:

Przekazujemy najszczersze wyrazy współczucia rodzinie polskiego wolontariusza, który niósł pomoc dla palestyńskiej ludności w Strefie Gazy. Polska nie zgadza się na brak przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego i ochrony cywilów, w tym pracowników humanitarnych.

Strasznie kulawe gramatycznie, zwłaszcza to drugie zdanie, ale zostawmy to. Moją uwagę zwróciły dwie kwestie. Po pierwsze w oficjalnym oświadczeniu MSZ-u zamiast słowa „polskiego” użyto grafikę biało-czerwonej flagi. Rzeczywiście, bardzo poważnie. Mogli jeszcze dać zapłakaną buźkę i złamane serduszko, bo domyślam się, że emotka oznaczająca złość w ogóle nie wchodziła w rachubę. To ma być poważna reakcja poważnego państwa na nieuzasadnioną śmierć jego obywatela za granicą? Przecież to są kpiny. Wojciech Szewko zażartował, że być może piszący te słowa nie miał pojęcia z jakiej litery napisać przymiotnik „polskiego”, więc poradził sobie w ten sposób. Wcale bym się nie zdziwiła. Po drugie – co się właściwie stało z tym polskim wolontariuszem, bo z tej notki nic nie wynika. Spadł ze schodów? Zmarł na zawał? Ktoś go zabił? Kto? I kto nie przestrzegał tego międzynarodowego prawa? Ci wolontariusze? Oj, strasznie musieli się tam nakombinować, żeby w oświadczeniu informującym o tym, że w Strefie Gazy Polak został zabity przez izraelskie wojsko nie użyć przypadkiem słów „zabity” i „Izrael”. Wstyd jest tym większy, że na TT jest taka opcja, że jeśli jakiś wpis zawiera kłamliwe informacje, manipulacje albo półprawdy to dodają odpowiedni kontekst, żeby użytkownicy wiedzieli o co chodzi. I pod tym właśnie oświadczeniem MSZ pojawiła się notatka, że wpis nie zawiera wszystkich informacji – dodano więc tam konkretnie, co dokładnie się z naszym rodakiem stało i kto za to odpowiada. Pełna kompromitacja naszego MSZ-u.

Premier bije pięścią w stół?

Trudno więc się dziwić, że Polacy nie byli usatysfakcjonowani takim załatwieniem sprawy, więc trzeba było pofatygodwać Radosława Sikorskiego, żeby trochę uspokoić nastroje. No i nasz minister spraw zagranicznych, delikatnie mówiąc, nie poprawił sytuacji:

Osobiście poprosiłem ambasadora Izraela Yacofa Livne o pilne wyjaśnienia. Zapewnił mnie, że Polska wkrótce otrzyma wyniki badania tej tragedii. Nasze Ministerstwo Sprawiedliwości wszczyna śledztwo.

Jak widać, polska dyplomacja w dalszym ciągu raczyła sobie żartować. Dalej właściwie nie wiadomo, o co my w ogóle prosimy ambasadora Izraela, o jaką tragedię chodzi i jakie śledztwo zostanie wszczęte. No i pan minister grzecznie prosi, wiadomo, kultura musi być. Mam nadzieję, że nie zapomniał dygnąć na koniec rozmowy, żeby nie było żadnych wątpliwości z jakiej pozycji Polska przystępuje do swoich roszczeń. Oczywiście, zapewnienia będą musiały nam wystarczyć, bo chyba nikt nie ma złudzeń co do możliwości przeprowadzenia rzetelnego polskiego śledztwa w tej sprawie. Będziemy musieli zadowolić się tym, co nam podeśle Izrael i mieć słodką nadzieję, że tym razem będą łaskawi nas nie okłamywać. Dziwnym trafem to również nie zadowoliło Polaków i trzeba było obudzić Donalda Tuska. Po prawie czterdziestu ośmiu godzinach od tragedii nasz premier w końcu postanowił odnieść się do sytuacji, wcześniej po prostu musiał się wyspać, zjeść śniadanie, podrapać się po nosie i mlasnąć. Rodzina zabitego poczeka. No i pogroził nasz premier temu Izraelowi paluszkiem, oj, pogroził. Tak niezbyt zamaszyście, żeby przypadkiem nikogo nie urazić, bo sam wpis brzmiał, jakby pan Tusk po prostu usiłował wytłumaczyć panu Natenjahu, czemu właściwie ci Polacy są źli.

Panie premierze Natenjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość.

Niby trochę ostrzej, ale w porównaniu z reakcjami władz australijskich i brytyjskich to tylko krótkie szczeknięcie. Wyobrażam sobie w tym momencie małego chłopczyka, który nieśmialo pociąga nauczycielkę za ubranie, bo rozdala cukierki wszystkim dzieciom, tylko nie jemu. Aaa, i warto podkreślić, że pan premier nie oznaczył dwóch wspomnianych jegomości w swoim wpisie, więc istnieje duża szansa, że nie mają oni słodkiego pojęcia, że szef polskiego rządu czegoś tam się od nich domaga.

Bogata tradycja porażek polskiej dyplomacji

Nie jest to niestety pierwsza i pewnie nie ostatnia sytuacja, w której polska dyplomacja kompletnie nie wie, jak się zachować i jak dbać o nasze interesy za granicą. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek potrafili to robić, nie pamiętam rządu, który w odpowiedni sposób dbałby o dobre imię Polski za granicą. I nawet nie trzeba cofać się daleko, bo weźmy sobie dwa ostatnie lata – choćby okres od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. Pamiętacie, jak ówczesny ambasador Ukrainy w Niemczech był łaskaw bronić banderowców i tłumaczyć, że nie ma żadnych dowodów, aby kiedykolwiek mordowali oni Żydów i Polaków? Słusznym gniewem zareagowała dyplomacja polska i izraelska, tyle że tylko jedna z nich doczekała się odpowiedzi. Melnyk gorąco przeprosił „żydowskich przyjaciół”, zapewniał, że zawsze potępiał Holocaust i stwierdził, że nazistowska zbrodnia Shoah jest powszechną izraelsko-ukraińską tragedią. Dlaczego ukraińską? Nie wiadomo, ale na pewno coś w tym jest, bo później dodał jeszcze, że Holokaust był i pozostaje śmiertelnym ciosem w serce i duszę każdego Ukraińca. Wzruszające, prawda? Polskiej strony już przepraszać nie zamierzał, widocznie uznał, że nie ma za co. Rozeszło się. Później mieliśmy tragedię w Przewodowie. Śledztwo i opinie biegłych wykazały, że dwóch rolników zabiła wówczas zabłąkana rakieta wystrzelona przez Ukraińców. Tutaj raczej nikt nie ma wątpliwości, że Ukraińcy nie zrobili tego celowo, ale zabrakło zwykłych przeprosin i odszkodowań dla rodzin dwóch rolników, którzy stracili wówczas życie. Tymczasem Ukraina twardo obstawiała, że to nie ich wina, ani nie ich rakieta, więc o przeprosinach, a tym bardziej odszkodowaniach możemy zapomnieć. I co? I nic. A ostatnio, już za kadencji obecnego rządu minister Sikorski wezwał ambasadora Rosji na dywanik, żeby może wyjaśnił, dlaczego rosyjskie rakiety co jakiś czas przelatują sobie nad polskim niebem i czy może dałoby radę coś z tym zrobić. Zamierzał być na pewno twardy i nieugięty, wszak jeśli chodzi o Rosję i Putina to oni będą wdeptywać w ziemię, tylko jeśli chodzi o Izrael są trochę mniej zachłanni. Oj, wyszkolili nas Żydzi tym wmawianym przez lata antysemityzmem, wyszkolili. Głośniej pisnąć nie możemy, bo od razu takim oskarżeniem dostajemy przez łeb jak obuchem. Tak więc nasz szef dyplomacji czekał, żeby bezkompromisowo przedstawić rosyjskiemu reprezentantowi swoje obiekcje i na pewno by to zrobił, gdyby nie fakt, że rosyjski ambasador się do niego nie pofatygował. Sikorski wyraził potem oczywiście swoje oburzenie, bo to skandal niesamowity był, tyle że nic z tego oburzenia nie wyniknęło. I naprawdę przykro się patrzy na taką pobłażliwość polskich władz wobec Izraela, jeśli przypomnimy sobie, jaką aferą zakończył się rajd Grzegorza Brauna z gaśnicą. Pomijając fakt, że wyprodukowano wtedy od groma kłamstw dotyczących całego zajścia, to jeszcze dużo się ulało obłudy i hipokryzji. I już po paru dniach nasz rząd dumnie i z szacunkiem po raz kolejny zapalał chanukowe świeczki. Nogi sobie prawie połamali, kiedy pędzili na tę, pożal się Boże, uroczystość.

Jestem niemal pewna, że nigdy nie dojdzie do osądzenia i ukarania tego izraelskiego żołnierza, który nacisnął za spust, doskonale zdając sobie sprawę, że podpisuje właśnie wyrok na niewinnych ludzi. Nie mam też wątpliwości, że gdyby jakimś cudem do tego doszło, to dzięki staraniom władz brytyjskich, australijskich czy amerykańskich, a nie polskich. Jestem jednak prawie pewna, że otrzymamy co najwyżej zapewnienia, że był to nieszczęśliwy wypadek i ze Izraelowi jest bardzo przykro. Na nic więcej nie możemy chyba liczyć, bo Wojciech Szewko przywoływał wpisy z jakiegoś izraelskiego forum, gdzie wyrażano zadowolenie z powodu śmierci wolontariuszy, których utożsamiano z samym szatanem za to, że próbowali dostarczyć żywność do głodujących Palestyńczyków. Gratulowano wręcz temu „dzielnemu, izraelskiemu żołnierzowi”. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że ta zwierzęca, prymitywna, atawistyczna wręcz nienawiść jest obustronna, bo kiedy Hamas urządzał sobie rzeź na izraelskich ulicach, w Palestynie również świętowano. Nie wiem, czy istnieją jakiekolwiek szanse na to, żeby sytuacja na Bliskim Wschodzie się uspokoiła – nie jest tym jak na razie zainteresowana ani strona izraelska, ani palestyńska. Wiele zależy od Stanów Zjednoczonych, które z jednej strony grożą paluszkiem i ostrzegają IDF, że przesadzają i mogliby sobie darować ostrzeliwanie cywilów, z drugiej jednak strony cały czas dostarczają sprzęt i broń do Izraela… I mam małe nadzieje, że śmierć wolontariuszy z ich kraju cokolwiek tutaj zmieni.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Donald Tusk znowu zmienia zdanie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jakiś czas temu pisałam, że Trzaskowski prowadzi taką kampanię, żeby wyglądało, że jest bardziej pisowski od PiSu, a teraz Donald Tusk, który jakiś czas temu zapewniał, że w światowej polityce jest miejsce tylko dla jednego Donalda w końcu się przyznał, o którego Donalda mu tak naprawdę chodzi, bo w Parlamencie Europejskim brzmiał jak prawdziwy Trump! Wychodzi więc na to, że faktycznie będziemy mieli jednego Donalda, ale w dwóch osobach. Przynajmniej dopóki premier nie zdecyduje, że w sumie już wystarczy i znowu może mówić coś zupełnie odwrotnego. I tak w końcu skończyło się na tym, że ludzie się już pogubili i za cholerę nie mają pojęcia, jakie poglądy ma szef naszego rządu.

Dawno, dawno temu, właśnie w tym Europarlamencie…

Rozsiądźcie się zatem wygodnie, zaparzcie sobie herbatki, a ja Wam przytoczę całe wystąpienie pana Tru… Tuska. Dopiszę tylko na początku, że wyglądało na to, że sam premier przestał się już orientować w tych swoich kłamstwach i zmianach poglądów, bo wyraźnie gubił się w tej swojej wypowiedzi i nie za bardzo był chyba przekonany, czy ktoś mu zaraz nie przeszkodzi i nie sprostuje, że podobne zdanie być może wygłaszał, ale w domu przed lustrem, a nie w Parlamencie Europejskim, na konferencji prasowej, czy gdziekolwiek indziej.

Pamiętam jak tutaj, z tej mównicy, wiele lat temu jako szef Rady Europejskiej, przestrzegałem przed naiwnym podejściem do zagrożenia nielegalną imigracją.

Wiele lat temu, czyli Bóg wie kiedy, więc nie interesujcie się, tak? Mówił, to mówił. Chyba wie, co mówił?

I właśnie między innymi część sali w tym parlamencie reagowała czasami złością, czasami śmiechem, kiedy – wbrew temu, co niektórzy głosili, że Europa powinna być kontynentem bez granic, otwarta dla wszystkich nielegalnych i legalnych przybyszy – to wtedy mówiłem, że to jest kategoria odpowiedzialności, takiej najważniejszej odpowiedzialności, jaką ma każda władza. Za bezpieczną granicę i bezpieczne terytorium.

Najgłośniej śmiała się Angela Merkel, która wcześniej bez konsultacji z innymi państwami zaprosiła ich wszystkich tutaj. Mniej więcej od tamtego czasu zaczął się powolny upadek Europy Zachodniej. Podejrzewam więc, że najpierw zareagowała śmiechem, a potem właśnie złością, kiedy zaprosiła Donalda na dywanik i łagodnie poinformowała go, że jak jeszcze raz zaszczeka inaczej, niż ona, to poczęstuje go wypowiedzeniem i skończy się rumakowanie. Potem musiała jeszcze zadbać o tym, żeby wszyscy, absolutnie wszyscy zapomnieli o tym wystąpieniu.

A jak było naprawdę?

Ja może przypomnę w takim razie panu premierowi, dlaczego Platforma przerżnęła wybory w 2015 roku. Nie, wcale nie dlatego, że PiS omamił wyborców pięćset plusami czy innym rozdawnictwem. A przynajmniej nie tylko dlatego. Pomijając oczywiście fakt, że tamtejszy rząd nie bardzo przykładał się do realizacji obietnic (to mu zresztą zostało do dziś), a zamiast tego zajął się podnoszeniem wieku emerytalnego (o czym Tusk twardo zapewniał, że nigdy się na to nie zgodzi), więc ludzie mieli prawo być zmęczeni jego kłamkoleniem. Tamten rząd przerżnął wybory również ze względu na tych nielegalnych migrantów, bo był bardzo entuzjastyczny wobec pomysłu Angeli Merkel. Pamiętam, jak zostały zorganizowane dwie manifestacje – jedna przeciwko niekontrolowanej migracji, druga za. Na pierwszej było kilkadziesiąt tysięcy, jeśli nie 100 tysięcy osób; na drugiej może setka ludzi tańczących wokół człowieka wesoło grającego na bębenku, bo oni są uśmiechnięci i tolerancyjni. Polacy wiedzą, co się dzieje w krajach arabskich, wiedzą, że jest to kultura, która nie do końca się asymiluje, a jednocześnie potrafi twardo bronić swoich poglądów. Wysadzając się w powietrze, rozjeżdżając ludzi samochodami czy atakując nożem. I pomyśleli sobie, że jednak nie, podziękują. I właśnie dlatego pan Donald teraz głosi tezę zupełnie odwrotną od poprzedniej, bo przecież ze dwa lata temu, kiedy zaostrzyła się granica na polsko-białoruskiej granicy atakował PiS za nich bezduszność i brak serduszka. Wtedy jednak chodziło mu o to, żeby nawalać w PiS z każdej strony, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mu znowu uwierzy; dzisiaj ma ochotę utrzymać się przy władzy, a jakby jeszcze Rafik wygrał wybory prezydenckie i lojalnie podpisywał mu wszystkie ustawy, to by było super. Dlatego może napiszę również, co mówił wówczas pan premier: „Wypowiadanie znowu tych słów, które są kompromitujące, że Polska obroni się, tak jakby ci ludzie nam wojnę wypowiedzieli. To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca ziemi”. A później uroczyście unieważnił referendum, w którym wyborcy mogli wypowiedzieć się na temat przyjmowania tych biednych ludzi.

Nie wiem, jak Wy, ale mam wrażenie, że Tusk pada trochę ofiarą faktu, że wcześniej wszystkie najważniejsze media w Polsce trzymał w kieszeni. Zapomniał widocznie, że w Internecie nic nie ginie, a że pojawiło się trochę tych mniej uśmiechniętych czasopism czy stacji, które aż przebierają nóżkami, żeby wypomnieć premierowi jego kolejne kłamstwo czy zmianę zdania. Dlatego z pełną premedytacją wygłasza kolejne przemówienia, z czego niemal każda jest kompletnym zaprzeczeniem tego, co mówił wcześniej. I podejrzewam, że za każdym razem jest wściekły, że jakiś wredny dziennikarz albo internauta mu to wypomni. Nie może się jednak powstrzymać, żeby tego błędu nie powtarzać. Raz, drugi, trzeci, nie wiem, przestałam liczyć. Przyzwyczajenie to jednak zdradziecka rzecz.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Akrobatyczne piruety Rafała Trzaskowskiego

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Odnoszę nieodparte wrażenie, że sztab Rafała Trzaskowskiego robi wszystko, żeby mu zaszkodzić, a że on sam nie jest zbyt lotny, to nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Ogólnie wszystkie jego kampanie były pokazem żenady i błazenady, ale ten człowiek teraz przechodzi sam siebie. Co jeden jego numer to głupszy i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że oni w KO nie mają tam kogoś mądrzejszego, który może nie dałby rady zrobić genialnej kampanii, ale przynajmniej nie wpychałby go na minę na każdym kroku. Ten człowiek już od dawna jest chodzącą kompromitacją, a jego sztabowcy zdają się robić wszystko, żeby utwierdzać ludzi w tym przekonaniu. Na każdym kroku. Mam poważne wątpliwości, czy ci ludzie naprawdę są tak głupi czy może ktoś celowo pod Rafałkiem dołki kopie, w które ten oczywiście za każdym razem wpada.

Swój człowiek Trzaskowski

Umówmy się, że Trzaskowski nigdy nie był geniuszem, jeśli chodzi o prowadzenie kampanii. Za dużo do powiedzenia to on nie ma, więc skupia się na jakichś chorych akcjach i liczy na to, że ludzie to kupią. Dlatego jeździ tą komunikacją miejską z książką i ma słodką nadzieję, że ludzie uwierzą, że on tak codziennie do pracy. Jak zwykły obywatel. Bo jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy. A poza tym planeta płonie, więc autami nie wolno. Oczywiście wszyscy wiedzą, że to pic na wodę, fotomontaż, tylko Rafałkowi się wydaje, że jest taki cwany i sprytny. Opowiada coś o codziennych zakupach w Hali Mirowskiej, a potem się okazuje, że nikt go nigdy tam nie widział, a poza tym wystarczy rzut oka na mapę Warszawy, żeby zauważyć, że jemu jest tam wybitnie nie po drodze. Musiałby godzinę tracić w jedną stronę. Udałoby mu się wtedy może w końcu skończyć tę książkę. Tak więc mamy jeszcze łatwo wykrywalne i zupełnie niepotrzebne kłamstwo, nawet nie wiem po cholerę wymyślił sobie tę halę. Klejenie szyby od drzwi taśmą klejącą w domu ludzi, którzy absolutnie się tego nie spodziewali, bo akcja była spontaniczna (i znów nie pomyślał, że gdyby ludzie w to uwierzyli, to wyszliby z założenia, że on wbija się na chatę obcym ludziom bez zapowiedzi – średni pomysł chyba) pomińmy już, bo ileż się można znęcać za jedno i to samo. Spot z żoną również nieprzemyślany, bo przecież prezydent Warszawy kreował się wtedy na wielkiego feministę, więc wiadomo było, że ta żona przy zlewie wróci do niego jak bumerang. Niczego się nie nauczył po „dupiarzu”? Próba odkręcenia tego, że teraz dla odmiany on dla żony trochę pogotuje była sztuczna, przekombinowana i zwyczajnie żenująca. Ale na Warszawę to wystarczyło, głównie dlatego że do stolicy spłynęło wielu młodych, wykształconych, z wielkich ośrodków (a tak naprawdę z małych, ale na torturach się do tego nie przyznają), bo w TVN-ie im wmówiono, że na Trzaskowskiego głosuje tylko elita, a oni bardzo chcą należeć do elity.

Bardziej pisowski niż PiS

Żeby zrobić skuteczną kampanię na całą Polskę trzeba jednak trochę bardziej się nagimnastykować, dlatego sztab pięknego Rafała wymyślił dla niego kolejne żenujące akcje. O bezmyślnym wpatrywaniu się w słupek z nazwą ulicy już pisałam. W tym przypadku też nikt nie wpadł na to, że ludzie od razu wyciągną mu zdejmowanie krzyży. Inna sprawa, że prezydent stolicy udaje teraz, że wcale tych krzyży nie kazał zdejmować, bo mu ktoś odrobinę mądrzejszy (więc pewnie nie z jego sztabu) podpowiedział, że to może działać na postępową „warszawkę”, ale w Polsce poza dużymi i średnimi ośrodkami są jeszcze mniejsze miasteczka i wsie, gdzie ta wiara jednak wciąż jest obecna. Warto chyba też wspomnieć, że Paweł Adamowicz zginął sześć lat temu, a nasz przystojniacha pierwszy raz odstawił tę szopkę, co dużo mówi o jego szczerości. Kłamkolić to on lubi prawie jak Donald. W każdym razie sztab Trzaskowskiego uznał, że Rafał ma być teraz bardziej pisowski niż PiS i bardziej nawrocki niż Nawrocki. Dlatego wylecieli nagle z pompkami (bo wiadomo jaką kampanię prowadzi kandydat popierany przez PiS) i patriotyzmem gospodarczym, mimo że wszystkie inwestycje w Warszawie zlecił zagranicznym firmom; ba – on nawet drzewa kazał przywieźć z Niemiec, bo przecież w Polsce żadne nie rosną. To jest akurat małe piwo, jego wyborcy są nim tak zachwyceni, że nic im tu prawdopodobnie nie zazgrzytało. Ale z czego najbardziej lubią się śmiać j***ćpisy? Są takie dwie rzeczy, które bawią ich nieustannie i wyciągają je za każdym razem, kiedy tylko trzeba usadzić „merytoryczną argumentacją” jakiegoś wrednego pisiora. Po pierwsze nieudolność Kaczyńskiego, który przecież sam nic nie potrafi zrobić, nawet zakupów, a po drugie oczywiście Zenka Martyniuka. I co postanowił zrobić sztab kandydata KO na prezydenta? Właśnie coś takiego, co tak bardzo śmieszyło jego wyborców. Najpierw posłali go do sklepu, gdzie Rafał wyszedł na kompletnego niemotę, bo pani ekspedientka musiała go oprowadzić po sklepie i podawać do ręki wybrane przez niego produkty. Wiadomo, obcy sklep, weź tu traf najpierw do działu z pieczywem, a potem z warzywami w małym, osiedlowym sklepiku. Chyba że ta kobieta po prostu bała się, że nakradnie.

Fikołek z telemarkiem

Ale najlepsze zostawili sobie na koniec, bo Rafał Trzaskowski nagral krótki, acz żenujący filmik z… Zenkiem Martyniukiem! <3 Tym Zenkiem Martyniukiem, który śpiewa wsiową muzykę w sam raz na poziom PiS-owców. Zwykły plebs, nie to co oni, elita intelektualna słuchająca tylko i wyłącznie PRAWDZIWEJ SZTUKI. Tym Zenkiem Martyniukiem, który występował wspólnie z Jackiem Kurskim, chyba trzecim najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Polsce (bo o Macierewiczu ostatnio coś ciszej). Tym Zenkiem Martyniukiem, który jest synonimem kiczu, wiochy i tandety, czyli wszystkich tych cech, po których można podobno poznać przeciętnego wyborcę PiS-u. Tym samym. Panowie śmiali się serdecznie i zasugerowali, że to nie jest ich ostatnie wspólne nagranie, co może sugerować, że pan Martyniuk będzie wspierał teraz kampanię prezydenta Warszawy. A przecież Zenek Martyniuk był bronią ostateczną na zwolenników PiS-u – a przynajmniej tak się chyba fanom partii Donalda Tuska wydawało, bo siekli nim pisowców po głowie jak obuchem. Wyciągali go przy każdej okazji, żeby udowadniać tym głupkom od Kaczyńskiego, jakim są niewykształconym i prostackim plebsem i hołotą. Jacy to są prymitywni, że takich głupawych piosenek słuchają. Wszyscy albo prawie wszyscy moi znajomi na FB nienawidzący PiS przynajmniej raz go wyciągnęli, żeby udowodnić swoją wyższość intelektualną nad tą ciemnotą od disco-polo. I teraz to oni, jako ta wykształcona elita, będą musieli się bujać z Zenkiem. Ciekawa jestem, czy znowu dostaną kompletnej amnezji i uznają, że w sumie wszystkie Zenki to fajne chłopaki, a Martyniuk jest najfajniejszy czy jednak podrygiwanie w rytm twych oczy zielonych, zielonych jest poniżej ich godności? Bo wiecie, wszystko można jakoś wytłumaczyć. Oni są gotowi uwierzyć, że Trzaskowski zawsze był zwolennikiem gospodarczego patriotyzmu; zawsze bardzo ciężko trenował i biegał dalej, niż Tusk, Lis i Nawrocki razem wzięci, więc takie pompki to dla niego małe piwo, co było widać po tym, jak, biedaczek, usiłował się uśmiechnąć; tak naprawdę to dziennikarze z kamerami nie odstępują go na krok, kiedy chce sobie w spokoju przejechać metrem i poczytać książkę albo zrobić zakupy w zaprzyjaźnionym sklepie, o który zahaczył, kiedy wracał z Hali Mirowskiej, bo mu się przypomniało, że cebuli zapomniał kupić. Ale jak oni przełkną tego Zenona, to ja naprawdę nie wiem. Kością im w gardle stanie.

Chciałabym zobaczyć teraz miny wszystkich tych, którzy wyciągali tego nieszczęsnego Martyniuka na każdym kroku. <3 Chociaż wcale się nie zdziwię, jeśli szybko się otrząsną i zaczną pisać: „Wspaniały pomysł. Trzeba łączyć różne gatunki, a Zenek z Jamiroquai się będą na pewno wspaniale uzupełniali”.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Szokujące doniesienia Elona Muska

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Temat był opisywany wielokrotnie przez inne profile o podobnej tematyce, jednak wydaje mi się, że lepiej napisać pięć razy za dużo niż raz za mało. Chodzi o sprawę wykorzystanych seksualnie małoletnich dziewczynek, które to miało być tuszowane przez władze Wielkiej Brytanii (bo tam właśnie miało dochodzić do tych obrzydliwych przestępstw na masową wręcz skalę). Wszystko nagłośnił Elon Musk, no i się zaczęło. I całkiem słusznie się zaczęło, bo kolejne doniesienia medialne zdają się potwierdzać oskarżenia Muska. A sprawa jest faktycznie bulwersująca, jak każda, która dotyczy krzywdzenia dzieci. Ja na takie jestem wręcz wyczulona, dlatego pomyślałam sobie, że mimo tego, że o temacie jest głośno, ja również coś o tym napiszę.

Tolerancja przede wszystkim

No właśnie, bo dlaczego brytyjskie władze miałyby tuszować przestępstwa seksualne na małych dziewczynkach? Przecież to byłoby nieludzkie, niemoralne i absolutnie niedopuszczalne. Ale czy dyskryminacja jest ludzka, moralna i dopuszczalna? Też nie. I tu się zaczyna zagwozdka, bo tego rodzaju obrzydlistw mieli dopuszczać się ci biedni uchodźcy, według statystyk – głównie z Pakistanu. W związku z tym Wielka Brytania musiała podjąć decyzję. I podjęła – niestety szkodliwą dla tych dziewczynek. Bo wiecie – poprawność polityczna, pardon, tolerancja. Nie wiem, jak Wy, ale mam wrażenie, że Wielka Brytania po wyjściu z Unii stała się jeszcze bardziej lewicowa, niż cała Unia. W każdym razie w Wielkiej Brytanii rocznie (powtarzam: ROCZNIE) może dochodzić do 15 tysięcy nadużyć seksualnych wobec dzieci. Powodem tak ogromnej liczby nieletnich ofiar miały być dobrze zorganizowane gangi, składające się głównie z imigrantów o śniadym kolorze skóry. Dziewczynki były odurzane i porywane, a następnie przetrzymywane, żeby zadowolić Książąt Orientu. Sławomir Mentzen opisuje, że pewien ojciec jakimś cudem dowiedział się, gdzie była przetrzymywana i gwałcona jego córka, ale ponieważ nie mógł dostać się do środka, wezwał policję. Podobno doszło do takiego absurdu, że aresztowano ojca, który rozpaczliwie próbował ratować własne dziecko, a nie zwyrodnialców, którzy je krzywdzili. Jest to taki absurd, że nie mieści mi się to w moim małym, konserwatywnym móżdżku, dlatego ciężko mi uwierzyć w to, o czym mówił Mentzen. Znalazłam informację, że jakiś ojciec odnalazł swoją przetrzymywaną przez 26 dni córkę na łodzi dzięki anonimowej wskazówce. Dotarł tam przed policją. Jednak w tej sytuacji ojciec nie został aresztowany, a dane sprawcy sugerują, że był on francuskiego pochodzenia. Dlatego od razu przypomnę, że Mentzena można lubić, albo nie, można go popierać, albo nie, ale nie należy zapominać o tym, że jest politykiem. A do polityków najlepiej mieć bardzo ograniczone zaufanie. Można udzielić im pewnego kredytu zaufania, jednak pamiętajmy, że to w ich interesie jest, żeby go spłacić.

Godny podziwu entuzjazm brytyjskiej policji

Niezależnie jednak od tego, czy incydent przytoczony przez posła Konfederacji miał miejsce, czy nie – źle się dzieje w Wielkiej Brytanii. Jakiś czas temu pisałam Wam, że zaczyna brakować miejsc w brytyjskich więzieniach. I to wcale nie dlatego, że są one zapełniane przestępcami – obojętnie, czy to tymi zza granicy, czy rodzimymi (osobiście uważam, że tych zagranicznego pochodzenia należałoby w trybie natychmiastowym wydalić z kraju, chociaż tu pojawia się problem, bo wielu z nich jest z rodzin imigranckich, które mieszkają na terenie Wielkiej Brytanii od wielu pokoleń). Zamiast nich często trafiają tam ludzie, którzy ośmielają się kręcić nosem na pełną tolerancji i miłości politykę, którą uprawiają rządzący. Szybko okazało się, że brytyjscy funkcjonariusze wykazali się aż zbyt dużym zaangażowaniem, jeśli chodzi o ściganie przestępstw „mowy nienawiści”, co potwierdził raport inspektora policji, który mówił, że około 25% tego rodzaju przestępstw w ogóle nie powinno być rejestrowanych. Wydaje Ci się, że ludzie dookoła rzucają Ci „śmieszne spojrzenia” w związku z Twoim pochodzeniem etnicznym? Brytyjscy policjanci spieszą z pomocą! Przypomnę może słowa inspektora policji, który sporządził ów raport: „Policja nie może być policją myśli. W moim raporcie podałem kilka przykładów przestępstw niezwiązanych z nienawiścią, w które policja nie powinna się angażować. To zdrowy rozsądek. Policja działa w bardzo trudnych warunkach, w których decyzje są podejmowane w złożonym i szybko zmieniającym się środowisku, w którym kwestie sporne politycznie zmieniają się dość często”. Nie wiem tylko, czy z tego raportu cokolwiek wyniknęło, skoro teraz dochodzą do nas tak przerażające informacje, natomiast widać tutaj pewną niepokojącą spójność. Wciąż jednak wypieram z siebie myśl, że oskarżenia Muska mogą być prawdziwe. Bo ja naprawdę rozumiem, że polityk kiedy ma do wyboru utratę poparcia i co innego – wybierze tę drugą opcję. Nie spodziewałam się jednak, że tym czymś innym mogłoby być tuszowanie bestialskich przestępstw na małych dzieciach. Być może dlatego nie nadaję się na polityka.

M.

Czytaj dalej