Nawiasem Pisząc
Dramat małego Kamila – bezsilność państwa czy odwracanie wzroku?
Jestem Wam winna parę słów wyjaśnień odnośnie mojego ostatniego wpisu na temat tragicznej śmierci 8-letniego Kamila na FB. Skupiłam się tam tylko na jednym problemie, czyli przyznaniu na siłę opieki nad dzieckiem patologicznej matce, która wiąże się z tak samo patologicznym facetem, czego efektem jest cierpienie dzieci. Użyłam tam zwrotu, parafrazuję: „Jeżeli faktycznie szkoła nic nie widziała…”. Nie chodziło mi oczywiście o to, że wierzę w nieświadomość nauczycieli, bo niestety tego typu przypadki są zazwyczaj smutną konsekwencją wielomiesięcznych zaniechań, odwracania oczu i milczenia. I tłumaczyć mogą się teraz wszyscy, a tak naprawdę wytłumaczenia nie ma i nie powinno być. Bo o ile po matce i ojczymie tego biednego chłopca nie można się było spodziewać niczego innego, o tyle od instytucji, które istnieją m.in. po to, aby dbać o bezpieczeństwo dzieci należy wymagać, żeby o to bezpieczeństwo zadbały. Do postu podeszłam bardzo emocjonalnie, bo naprawdę trzepnęła mną ta sprawa i cały czas chodzę wściekła i rozczarowana. Jednak to mnie w żaden sposób nie tłumaczy, bo przecież sama wielokrotnie krytykowałam np. lewicę, że do wielu problemów podchodzą TYLKO I WYŁĄCZNIE emocjonalnie, a tutaj sama zrobiłam dokładnie to samo i nie dałam rady zebrać po kolei faktów i wszystkie, jak należy, opisać. Teraz jednak naprawię swój błąd, chociaż na pewno przy pisaniu tego tekstu parę razy zaleję mnie krew.
Matka jest zawsze lepszym rodzicem?
Najpierw zajmijmy się problemem, który już podejmowałam w poprzednim wpisie, czyli właśnie faworyzowaniu matki w sądach rodzinnych, mimo że istnieje aż nazbyt wiele argumentów, żeby tego nie robić. Po pierwsze to był wręcz modelowy przykład pary, która te dzieci traktuje jako maszynkę do „zarabiania” pieniędzy, bo ani matka (nie wiem, czy ta kobieta jest w ogóle godna tego określenia), ani jej partner nie mieli żadnego stałego źródła dochodu, więc utrzymywali siebie i dzieci (na pewno było dwóch chłopców, ale niektóre źródła piszą, że mieszkało tam jeszcze najmłodsze niemowlę) z zasiłków i alimentów plus tego, co ewentualnie nakradł ten gnojek. Warunki, w których żyli, były tak urągające i tak odbiegające od ludzkich, że w niektórych przypadkach nawet TOZ nawet psa by stamtąd zabrało, ale dzieci – jak najbardziej można, lepiej im tam będzie niż przy ojcu, prawda? A trzeba pamiętać, że mieszkała tam jeszcze siostra tej kobiety z partnerem, którym najwyraźniej nie przeszkadzało maltretowanie dzieci. Oboje odpowiedzą za brak udzielenia pomocy i grożą im… trzy lata więzienia. Zwierzę, które skatowało chłopca (chociaż tutaj mam wątpliwości, czy nie obrażam przypadkiem zwierząt) dostanie prawdopodobnie dożywocie (w ciepłej celi na oddziale chronionym), ale obawiam się – znowu! – że matka zostanie potraktowana łagodniej, bo przecież to nie ona biła, a w sądzie opowie pewnie łzawą historyjkę, jak to ona sama była maltretowana i zastraszana. Mam nadzieję, że sędzia nie da wiary takim zeznaniom, bo kryła ona potwora, który znęcał się nad jej synem i bagatelizowała jego kolejne obrażenia. Drugim argumentem, żeby nie oddawać dzieci tym psychopatom, był fakt, że oboje mieli problem z alkoholem. Czyli środki, które otrzymywali od państwa za OPIEKĘ nad dziećmi przeznaczali na popijawy, nie na potrzeby tych dzieci. To jest wręcz klasyczny przykład konsekwencji stosowania rozdawnictwa dla takich patologicznych rodzin. Utrzymywaliśmy te ludzkie śmieci wtedy i będziemy utrzymywać dalej, kiedy już trafią za kratki. Trzecią nawet nie lampką, ale NEONEM ostrzegawczym była przeszłość mężczyzny, pod którego opiekę zdecydowali się oddać dziecko. Facet wielokrotnie miał problemy z prawem, napady, rozboje i pobicia były jego ulubioną rozrywką, dopóki nie dorwał się do biednego ośmiolatka. A wyszło jeszcze na jaw, że w wieku siedmiu lat ten psychopata zepchnął siostrę do stawu, w efekcie czego dziewięciolatka utonęła. Zostało to potraktowane jako wypadek (no bo ciężko stosować wobec siedmiolatka odpowiedzialność karną), ale prawdopodobnie wtedy już ktoś powinien zareagować i przekazać chłopaka na przykład pod nadzór psychiatry i psychologa? Wtedy jednak też nie zrobiono zupełnie nic. Jeżeli te powody nie były wystarczające, żeby jednak zaryzykować i sprawdzić, czy malcom nie będzie lepiej z tatą, to ja naprawdę nie wiem, co jeszcze musi zrobić matka, żeby przegrać w sądzie z byłym partnerem. Pewnie tylko wstać i strzelić sędziemu w twarz.
Wiele wcześniejszych sygnałów
Drugą kwestią jest totalna bezsilność, a raczej zwyczajny brak działania odpowiednich instytucji. Ojciec, podobnie jak MOPS, wielokrotnie zgłaszali kuratorowi i sądowi, że ci „ludzie” znęcają się nad dziećmi. Żadne z nich nie uznało za stosowne, żeby może sprawdzić, czy nic nie jest na rzeczy. Przecież to popracować by trzeba było, pewnie się tam przejechać, zarządzić kolejne rozprawy, przesłuchać świadków. Na co to komu, przecież to tylko dzieciaki, prawda? A jeszcze fatygować policję… Policjantów fatygowali za to opiekunowie Kamila i jego młodszego brata, bo starszy z chłopców wielokrotnie uciekał z domu. Uciekał, tak jak był ubrany, bez niczego, bo widocznie przeczuwał, że skoro „nowy tatuś” zagląda znowu do butelki, to za chwilę zgotuje mu piekło na ziemi. W listopadzie ubiegłego roku chłopczyk trafił do szpitala po tym, jak po raz kolejny uciekł z domu. Znaleziono go siedzącego w samej piżamce na przystanku autobusowym – po tym wydarzeniu Kamil trafił do szpitala z powodu wychłodzenia organizmu. Funkcjonariusze odwozili chłopca do domu za każdym razem, a tam słyszeli pewnie, jaki to kochany nicpoń, urwis nasz najsłodszy, przecudowne dziecko, panie mundurowy, tylko upilnować się go nie da. Przepraszam, ale jeśli uciekanie z domu i marznięcie na dworze w samej piżamce nie jest niemym krzykiem o pomoc, to co nim jest? To dziecko błagało o ratunek za każdym razem, kiedy uciekało z domu, bo wolało błąkać się po ulicy na mrozie, niż godzić się na to, co wyprawiali z nim jego prawni opiekunowie. I za każdym razem nie można było zrobić NIC?! To co, kurwa, można zrobić i w jakiej sytuacji?! Teraz dopiero można było w końcu zareagować!? To chyba coś jest nie w porządku? Przepraszam Was bardzo, wiem, że zarzekałam się, że nie będę tutaj przeklinać, ale jestem naprawdę wściekła i nie będę się bawić w głupie kropkowanie.
Co może nauczyciel…
Jest jeszcze jedna instytucja, która według mnie nie dopełniła obowiązków, chociaż minister Czarnek twierdzi, że nie ma jej nic do zarzucenia (ale o tym za chwilę) – SZKOŁA. Nauczyciele podobno zgłaszali swój niepokój przynajmniej trzy razy, ale zgłaszali go matce, która każdego razu częstowała ich nową historyjką. Za pierwszym razem zadzwoniono do niej, bo chłopczyk miał rozbitą wargę, sińce na całej twarzy i zgłaszał ból ręki. Kobieta przyjechała, wyjaśniła, że chłopczyk po prostu się potknął. Tyle wystarczyło. Przyznacie chyba, że to skrajnie niewiarygodne wytłumaczenie i naprawdę ciężko w nie uwierzyć, prawda? Kolejna sytuacja, w której powinno się zareagować bardziej zdecydowanie zdarzyła się już następnego dnia, bo Kamil znów narzekał na ból ręki. Wychowawczyni po raz kolejny wezwała matkę i poleciła jej zabrać dziecko do szpitala. Następnego dnia ośmiolatek przyszedł z ręką w gipsie. To dziecko przez ponad dobę chodziło ze złamaniem kości, a mamusia nawet nie pofatygowała się z nim do szpitala! I znowu nic się nie zapaliło? Znowu nikt nie zadał sobie pytanie, co to za kochana mamusia, która ignoruje złamanie kości własnego syna? Czy ktoś tam w ogóle w tej szkole orientuje się, jak to boli? I nikomu nie przyszło do głowy, czemu malec nie płacze, tylko znosi ten ból? Nikt nie zastanowił się, że może coś jest nie tak, skoro dziecko woli powiedzieć o tym nauczycielce, a nie mamie? Nikt, w ogóle? A według medialnych doniesień szkoła wiedziała o jeszcze jednym incydencie, kiedy to chłopczyk przyszedł do szkoły z oparzeniami na twarzy. Okazało się, że… poparzył się herbatą. Tak, na pewno tak było, szanowni nauczyciele – sam na siebie wylał herbatę. Głupi jesteście, czy tylko takich udajecie? Ale według ministra Czarnka placówka zachowała się „w porządku” i „według procedur”. Przepraszam bardzo, ale jeśli „w porządku” i „według procedur” okazuje się za mało, żeby uratować życie maltretowanego chłopca, to może procedury nie wystarczą? Jeśli nauczyciele – według procedur – muszą wierzyć w wyjaśnienia opiekunki, nawet najbardziej niedorzeczne i jedyne, co mogą zrobić to kolejne telefony, przy których wysłuchują następnych bredni, to tak naprawdę znaczy, że mają związane ręce. Znowu okazuje się, że wszyscy zareagowali, jak powinni, ale NIE DAŁO TO NIC. Rzecznik prasowy sądu twierdził, że „sąd nie miał możliwości tego przewidzieć”, szkoła działała według procedur, a ośmioletnie dziecko i tak trafia na OIOM z potwornymi obrażeniami, gdzie ostatecznie umiera po ponad miesięcznej, heroicznej walce. I jak zwykle nie ma winnego, poza tymi najbardziej oczywistymi. Jeżeli to nie jest dla pana ministra sygnał, że ten system nie działa i w żaden sposób nie chroni tych najbardziej potrzebujących, to naprawdę trzeba poważnie zastanowić się, czy to jest właściwy człowiek na to stanowisko. Oczywiście premier Morawiecki jest głęboko poruszony tą tragedią i już OBIECAŁ, że zrobią wszystko, żeby taka tragedia się nie powtórzyła. Kurwa, ile razy ja to słyszałam? Za każdym razem, kiedy skatowane zostało kolejne dziecko przez jakiegoś sukinsyna, któremu sąd powierzył nad nim opiekę. Zawsze są te same zapewnienia, ale nie zrobiono z tym nic. Ani za Platformy, ani za PiS-u, a każdy rząd miał na to osiem lat. To za mało czasu, czy może za dużo zachodu? Ah, byłabym zapomniała – pan Przemysław oburzał się też, że wszyscy atakują szkołę, a nie imbecyla, który to zrobił. Panie Ministrze – tak jak pisałam, po skurwysynu, który katuje dzieci nie spodziewam się niczego innego, bo jest po prostu skurwysynem. Ale po instytucjach, które zostały do tego powołane spodziewam się, że będą REAGOWAŁY, kiedy dziecku dzieje się krzywda. Zabójcę małego Kamila najchętniej widziałabym na szafocie, osoby, które mogły, ale nie zrobiły nic zwolniłabym dyscyplinarnie, a majątki, które zgromadziły, zbijając bąki, przekazałabym na pomoc małoletnim ofiarom przemocy domowej. Chyba że oni faktycznie zrobili WSZYSTKO, co mogli. W takim wypadku zrobiłabym to z Panem i innymi ministrami odpowiedzialnymi za dane służby.
…a co ojciec?
Ostatnią kwestią jest ojciec dziecka, co do którego nie mam wątpliwości, że byłby lepszym opiekunem dla swoich synów, niż ta patologia, do której mieli nieszczęście trafić, nie mam żadnych złudzeń, że jego rozpacz była prawdziwa, ale… Podobno miał on kontakt z dziećmi, chociaż dość mocno ograniczony. Nie wierzę, że nie widział sińców ani śladów po gaszeniu papierosów. Owszem, zgłaszał sprawę do kuratora wielokrotnie, ale po którymś razem musiało do niego dotrzeć, że ten ma sprawę głęboko w pompie i nie będzie sobie zawracał głowy. Czy nie mógł zatem zabrać tych malców do szpitala na obdukcję, która być może byłaby przekonującym dowodem dla sądu, że popełnili błąd? Zgłosić tego na policję? Nawet zawieźć dziecko do kuratora, pokazać mu obrażenia i zapytać, czy na pewno dalej jest przekonany, że nic się nie dzieje? Być może wtedy kogoś ruszyłoby sumienie? Czy naprawdę wykorzystał wszystkie legalne metody? Zresztą, pal sześć legalne, jeżeli nie da się inaczej, a widział, że coś się dzieje, to nie wiem, czy najlepszym pomysłem nie byłoby zabrać synów do samochodu i spieprzać nawet za granicę. On jest na pewno ostatnią osobą, do której ktokolwiek powinien mieć pretensje, bo był zupełnie bezsilny wobec sądu i kuratorium, zapłacił za ich głupi upór najwyższą cenę, jaką może zapłacić rodzic i serce mi się krajało, kiedy słuchałam, jak z płaczem opowiadał, że czuwał przy łóżku swojego skatowanego syna i cicho mu powtarzał, żeby nie odchodził, że on na niego czeka, brat na niego czeka, że wszystko będzie dobrze… Zastanawiam się jednak, czy ojciec naprawdę – nawet w takiej sytuacji – ma aż tak związane ręce? Bo to jest aż przerażające.
Na koniec tylko krótka, chociaż niezbyt zaskakująca, informacja – po tragedii Kamila, tak jak po wielu podobnych w Polsce, uaktywniły się ruchy proaborcyjne. Nie napiszę nawet, kim trzeba być, żeby wykorzystywać śmierć dziecka do własnej demagogii. Ich argumenty są tak irracjonalne, że chyba nie ma potrzeby ich komentować. Zamiast tego zadam pytanie, bo panie wspierające usuwanie ciąży zastanawiają się, gdzie byli proliferzy i całe ich środowisko. A gdzie mieli być? To nie oni są odpowiedzialni za ten dramat, to nie oni kierują instytucjami, które powinny tutaj zareagować. Mogłabym się zapytać: „A gdzie byliście wy?” i miałoby to dokładnie tyle samo sensu.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Minister edukacji uczy historii
Drodzy, postaram się nie przeklinać w tym wpisie, chociaż muszę zaznaczyć, że nikt mnie dawno nie wyprowadził z równowagi, tak jak Barbara Nowacka. Myślę, że po jej ostatnim wystąpieniu każdy kto miał jeszcze jakiekolwiek złudzenia co do naszej władzy, powinien już przejrzeć na oczy. Bo nagle okazuje się, że żyjemy w kraju, którego reprezentantka w Sejmie, wybrana tam głosami Polaków, może napluć na wszystkich swoich rodaków. Może napluć na polskich bohaterów i na polską historię. Może zupełnie jawnie wybielać zbrodnie Niemców podczas II wojny światowej i obarczać nimi naród polski. Zdecydowana większość ludzi zdaje sobie sprawę, że polityka Donalda Tuska jest wybitnie proniemiecka, nikt się z tym zresztą nie próbuje nawet kryć, bo nowa władza doskonale zdaje sobie sprawę, że ich najzacieklejsi zwolennicy uwierzą w każde jego słowo, nawet jeśli Tusk oficjalnie dołączy Polskę do terytorium niemieckiego. Ale chyba wypadałoby zachować odrobinę pozorów, bo teraz okazuje się, że naziści wcale nie pochodzili z jakiejś nieznanej planety. Pochodzili z Polski.
Czy pani minister nadaje się na ministra?
Tak, dobrze czytacie. Pani minister edukacji podczas obchodów uczczenia pamięci ofiar Holocaustu była łaskawa powiedzieć, że na terenach okupowanych przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy koncentracyjne, które były obozami pracy, a potem stały się obozami zagłady. Tak, dokładnie takie haniebne i skandaliczne słowa wypowiedziała kobieta, która jest odpowiedzialna za edukację dzieci i młodzieży. Ktoś może stwierdzić, że i tak dobrze, że przyznała, że to Niemcy byli okupantem, bo posłowie KO mieli do tej pory z tym olbrzymi problem, ale jednak sens jest taki, że Niemcy tylko okupowali, natomiast prawdziwymi zbrodniarzami byli polscy naziści. Tak jakby w Polsce kiedykolwiek był nazizm, ale rozumiem, że w tym przypadku pani Barbara jest wierna naukom wujka Stalina. Niedługo faktycznie ktoś z tej ekipy stwierdzi, że Niemcy, owszem, okupowali Polskę, ale tylko po to, żeby bronić Żydów przed tymi antysemickimi i oszalałymi z nienawiści Polakami. Do tej pory tylko i wyłącznie ironizowałam sobie w ten sposób, ale pani Nowacka bardzo niebezpiecznie zbliżyła się do takiego stwierdzenia. Oczywiście, MEN miało na to fantastyczne wytłumaczenie. Szefowa tego resortu najzwyczajniej w świecie się przejęzyczyła. Podczas czytania. Z całym brakiem szacunku, ale to bardzo kiepsko świadczy o kondycji intelektualnej minister edukacji, skoro przeczytanie parę słów z kartki przerasta jej możliwości. Może wypadałoby oddać to stanowisko komuś z większymi kompetencjami. Jestem pewna, że znajdzie się w Platformie ktoś, kto potrafi czytać. Wystarczy tylko dobrze poszukać. Prawie wszyscy członkowie tego rządu wypisują koszmarne ilości, co prawda, z reguły bzdur, ale jednak jakoś łączą literki w wyrazy, a wyrazy w zdania. Z reguły kompletnie bez sensu, ale powiedzmy, że jakiś potencjał jest. Po prostu zamiast pisania, niech poćwiczą czytanie, a teksty najlepiej niech im układa ktoś inny. Najlepiej spoza rządu.
Spodziewajmy się konsekwencji
Osobiście w zapewnienia Nowackiej nie wierzę. Nie wierzę, że to było przypadkowe, bo aż za dobrze wpisuje się w retorykę Donalda Tuska, którą w skrócie można podsumować jako „für Deutschland”. Może gdyby szef rządu nie płaszczył się przed Niemcami na każdym kroku byłabym w stanie w to uwierzyć, bo pani Barbara faktycznie wygląda mi na osobę, która może mieć problemy z czytaniem, ale nie w takiej sytuacji. Nie w sytuacji, kiedy nasz nie-rząd blokuje wszystkie inwestycje, które byłyby bardzo korzystne dla Polski, tylko dlatego, że nie podoba się to Niemcom. Nie w sytuacji, kiedy Niemcy za pomocą UE usiłują nam wcisnąć wszystkie szkodliwe projekty, a my się na to radośnie zgadzamy. Nie w sytuacji, kiedy Niemcy urządzają sobie w Polsce rynek zbytu dla używanych niemieckich samochodów, bo u nich nikt nie chce nimi jeździć, usiłują zalać nas wiatrakami Siemensa oraz przywożą nam swoich uchodźców przez granicę, a w Polsce nikt z tym nic nie robi. I nie w sytuacji, kiedy w Niemczech w dalszym ciągu stosuje się zwrot „polskie obozy koncentracyjne”, a nasze władze nie uważają, żeby było w tym coś niestosownego. A skoro były polskie obozy śmierci, to oczywistym jest, że byli polscy naziści. Za takie słowa Nowacka powinna natychmiast podać się do dymisji i gdyby miała odrobinę honoru, poczucia wstydu, rozumu i godności człowieka dawno by to zrobiła. Ale nie, pani Barbara uznała, że wystarczy nam jakaś kompletnie niewiarygodna ściema. I rzucone na Twixie: Za oczywiste przejęzyczenie przepraszam. W poważaniu mam takie przeprosiny. Ta pani powinna być całkowicie spalona w rodzimej polityce i nigdy więcej nie zostać dopuszczona do żadnego wysokiego stanowiska, ale widocznie premierowi Tuskowi nie przeszkadza, że jego minister tak obchodzi się z polską historią. Zdaje się być bardziej zainteresowany apartamentem, w którym kiedyś miał mieszkać Nawrocki, co jest dosyć zabawne, bo nie przypominam sobie, żeby ukarał pana Myrchę i panią Gajewską za ich mieszkaniową kombinatorykę. Cóż, mam nadzieję, że szefowa MEN będzie wiedziała, jak zareagować, kiedy jej słowa zaczną wypominać nieprzychylne nam państwa, w tym chociażby Niemcy, którzy od dawna próbują wybielić swoją historię i wrzucać kamyczki do naszego ogródka. Nowacka właśnie dała im amunicję do ręki. Gratuluję.
Umiarkowana lojalność w Platformie
Oczywiście nikt w Platformie nie ma do Baśki absolutnie żadnych pretensji. Na najgłupszy komentarz zdobył się chyba Krzysztof Brejza: Partia, której prezes całował przez przypadek mężczyzn po rękach wzywa do dymisji B. Nowacką za przejęzyczenie. To w takim razie J. Kaczyński powinien wycofać się z życia publicznego za „molestowanie” całowanych po dłoniach ministrów. Minister jego rządu pluje w twarz milionów Polaków i obarcza nas winą za niemieckie zbrodnie, a ten facet wylatuje z całowanymi dłońmi? Ja nie wiem, czy pan Brejza w dzieciństwie za często rodzicom z rąk wypadał, ale gdyby miał odrobinę rozumu, którego mu zabrakło zupełnie jak pani Nowackiej, powstrzymałby się od tak idiotycznego komentarza, bo naprawdę… głupiej się nie dało. Ja nie wiem, czy oni w Platformie mają konkurs na najgłupszy wpis i do tej pory nie wyłonili zwycięzcy? Jeżeli tak, myślę, że pan Krzysztof właśnie spokojnie wskoczył przynajmniej do pierwszej piątki. Zrównanie zabawnej wpadki Kaczyńskiego z jawnie antypolskim i zdradzieckim wystąpieniem polskiej minister to rzeczywiście wyższy poziom absurdu. Bronić pani Nowackiej usiłował też Roman Giertych (wiedziałam, że na nim się nie zawiodę), chociaż jego komentarz nie był aż tak żenujący jak posła Brejzy: Poddani gościa, który Hymn Polski śpiewał “z ziemi Wolskiej do Polski” powinni unikać atakowania ludzi za przejęzyczenia. Z tego co pamiętam, Kaczyński zaśpiewał raczej „z ziemi polskiej do Wolski”, ale w dalszym ciągu to mniejsza wtopa, niż wywiad z posłem Szczerbą, w którym okazało się, że koleś nie zna nawet słów polskiego hymnu. Reszta posłów obecnego rządu wykazała jednak minimum instynktu samozachowawczego, chociaż objawia się on w ten sposób, że po prostu schowali głowy w piasek i udawali, że pani Nowacka wcale nie powiedziała tego, co powiedziała. Być może zdarzyły się jeszcze jakieś wybitne jednostki w tym rządzie, które próbowały bronić pani Nowackiej – przeglądałam sobie tablice najważniejszych ich polityków, ale szczerze pisząc, na każdej jest taki stos bzdur i bezczelności, że nie mam ochoty już dłużej się w tym babrać. Nie bez konsultacji z moim lekarzem i farmaceutą.
M.
Nawiasem Pisząc
Donald Tusk znowu zmienia zdanie
Jakiś czas temu pisałam, że Trzaskowski prowadzi taką kampanię, żeby wyglądało, że jest bardziej pisowski od PiSu, a teraz Donald Tusk, który jakiś czas temu zapewniał, że w światowej polityce jest miejsce tylko dla jednego Donalda w końcu się przyznał, o którego Donalda mu tak naprawdę chodzi, bo w Parlamencie Europejskim brzmiał jak prawdziwy Trump! Wychodzi więc na to, że faktycznie będziemy mieli jednego Donalda, ale w dwóch osobach. Przynajmniej dopóki premier nie zdecyduje, że w sumie już wystarczy i znowu może mówić coś zupełnie odwrotnego. I tak w końcu skończyło się na tym, że ludzie się już pogubili i za cholerę nie mają pojęcia, jakie poglądy ma szef naszego rządu.
Dawno, dawno temu, właśnie w tym Europarlamencie…
Rozsiądźcie się zatem wygodnie, zaparzcie sobie herbatki, a ja Wam przytoczę całe wystąpienie pana Tru… Tuska. Dopiszę tylko na początku, że wyglądało na to, że sam premier przestał się już orientować w tych swoich kłamstwach i zmianach poglądów, bo wyraźnie gubił się w tej swojej wypowiedzi i nie za bardzo był chyba przekonany, czy ktoś mu zaraz nie przeszkodzi i nie sprostuje, że podobne zdanie być może wygłaszał, ale w domu przed lustrem, a nie w Parlamencie Europejskim, na konferencji prasowej, czy gdziekolwiek indziej.
Pamiętam jak tutaj, z tej mównicy, wiele lat temu jako szef Rady Europejskiej, przestrzegałem przed naiwnym podejściem do zagrożenia nielegalną imigracją.
Wiele lat temu, czyli Bóg wie kiedy, więc nie interesujcie się, tak? Mówił, to mówił. Chyba wie, co mówił?
I właśnie między innymi część sali w tym parlamencie reagowała czasami złością, czasami śmiechem, kiedy – wbrew temu, co niektórzy głosili, że Europa powinna być kontynentem bez granic, otwarta dla wszystkich nielegalnych i legalnych przybyszy – to wtedy mówiłem, że to jest kategoria odpowiedzialności, takiej najważniejszej odpowiedzialności, jaką ma każda władza. Za bezpieczną granicę i bezpieczne terytorium.
Najgłośniej śmiała się Angela Merkel, która wcześniej bez konsultacji z innymi państwami zaprosiła ich wszystkich tutaj. Mniej więcej od tamtego czasu zaczął się powolny upadek Europy Zachodniej. Podejrzewam więc, że najpierw zareagowała śmiechem, a potem właśnie złością, kiedy zaprosiła Donalda na dywanik i łagodnie poinformowała go, że jak jeszcze raz zaszczeka inaczej, niż ona, to poczęstuje go wypowiedzeniem i skończy się rumakowanie. Potem musiała jeszcze zadbać o tym, żeby wszyscy, absolutnie wszyscy zapomnieli o tym wystąpieniu.
A jak było naprawdę?
Ja może przypomnę w takim razie panu premierowi, dlaczego Platforma przerżnęła wybory w 2015 roku. Nie, wcale nie dlatego, że PiS omamił wyborców pięćset plusami czy innym rozdawnictwem. A przynajmniej nie tylko dlatego. Pomijając oczywiście fakt, że tamtejszy rząd nie bardzo przykładał się do realizacji obietnic (to mu zresztą zostało do dziś), a zamiast tego zajął się podnoszeniem wieku emerytalnego (o czym Tusk twardo zapewniał, że nigdy się na to nie zgodzi), więc ludzie mieli prawo być zmęczeni jego kłamkoleniem. Tamten rząd przerżnął wybory również ze względu na tych nielegalnych migrantów, bo był bardzo entuzjastyczny wobec pomysłu Angeli Merkel. Pamiętam, jak zostały zorganizowane dwie manifestacje – jedna przeciwko niekontrolowanej migracji, druga za. Na pierwszej było kilkadziesiąt tysięcy, jeśli nie 100 tysięcy osób; na drugiej może setka ludzi tańczących wokół człowieka wesoło grającego na bębenku, bo oni są uśmiechnięci i tolerancyjni. Polacy wiedzą, co się dzieje w krajach arabskich, wiedzą, że jest to kultura, która nie do końca się asymiluje, a jednocześnie potrafi twardo bronić swoich poglądów. Wysadzając się w powietrze, rozjeżdżając ludzi samochodami czy atakując nożem. I pomyśleli sobie, że jednak nie, podziękują. I właśnie dlatego pan Donald teraz głosi tezę zupełnie odwrotną od poprzedniej, bo przecież ze dwa lata temu, kiedy zaostrzyła się granica na polsko-białoruskiej granicy atakował PiS za nich bezduszność i brak serduszka. Wtedy jednak chodziło mu o to, żeby nawalać w PiS z każdej strony, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mu znowu uwierzy; dzisiaj ma ochotę utrzymać się przy władzy, a jakby jeszcze Rafik wygrał wybory prezydenckie i lojalnie podpisywał mu wszystkie ustawy, to by było super. Dlatego może napiszę również, co mówił wówczas pan premier: „Wypowiadanie znowu tych słów, które są kompromitujące, że Polska obroni się, tak jakby ci ludzie nam wojnę wypowiedzieli. To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca ziemi”. A później uroczyście unieważnił referendum, w którym wyborcy mogli wypowiedzieć się na temat przyjmowania tych biednych ludzi.
Nie wiem, jak Wy, ale mam wrażenie, że Tusk pada trochę ofiarą faktu, że wcześniej wszystkie najważniejsze media w Polsce trzymał w kieszeni. Zapomniał widocznie, że w Internecie nic nie ginie, a że pojawiło się trochę tych mniej uśmiechniętych czasopism czy stacji, które aż przebierają nóżkami, żeby wypomnieć premierowi jego kolejne kłamstwo czy zmianę zdania. Dlatego z pełną premedytacją wygłasza kolejne przemówienia, z czego niemal każda jest kompletnym zaprzeczeniem tego, co mówił wcześniej. I podejrzewam, że za każdym razem jest wściekły, że jakiś wredny dziennikarz albo internauta mu to wypomni. Nie może się jednak powstrzymać, żeby tego błędu nie powtarzać. Raz, drugi, trzeci, nie wiem, przestałam liczyć. Przyzwyczajenie to jednak zdradziecka rzecz.
M.
Nawiasem Pisząc
Akrobatyczne piruety Rafała Trzaskowskiego
Odnoszę nieodparte wrażenie, że sztab Rafała Trzaskowskiego robi wszystko, żeby mu zaszkodzić, a że on sam nie jest zbyt lotny, to nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Ogólnie wszystkie jego kampanie były pokazem żenady i błazenady, ale ten człowiek teraz przechodzi sam siebie. Co jeden jego numer to głupszy i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że oni w KO nie mają tam kogoś mądrzejszego, który może nie dałby rady zrobić genialnej kampanii, ale przynajmniej nie wpychałby go na minę na każdym kroku. Ten człowiek już od dawna jest chodzącą kompromitacją, a jego sztabowcy zdają się robić wszystko, żeby utwierdzać ludzi w tym przekonaniu. Na każdym kroku. Mam poważne wątpliwości, czy ci ludzie naprawdę są tak głupi czy może ktoś celowo pod Rafałkiem dołki kopie, w które ten oczywiście za każdym razem wpada.
Swój człowiek Trzaskowski
Umówmy się, że Trzaskowski nigdy nie był geniuszem, jeśli chodzi o prowadzenie kampanii. Za dużo do powiedzenia to on nie ma, więc skupia się na jakichś chorych akcjach i liczy na to, że ludzie to kupią. Dlatego jeździ tą komunikacją miejską z książką i ma słodką nadzieję, że ludzie uwierzą, że on tak codziennie do pracy. Jak zwykły obywatel. Bo jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy. A poza tym planeta płonie, więc autami nie wolno. Oczywiście wszyscy wiedzą, że to pic na wodę, fotomontaż, tylko Rafałkowi się wydaje, że jest taki cwany i sprytny. Opowiada coś o codziennych zakupach w Hali Mirowskiej, a potem się okazuje, że nikt go nigdy tam nie widział, a poza tym wystarczy rzut oka na mapę Warszawy, żeby zauważyć, że jemu jest tam wybitnie nie po drodze. Musiałby godzinę tracić w jedną stronę. Udałoby mu się wtedy może w końcu skończyć tę książkę. Tak więc mamy jeszcze łatwo wykrywalne i zupełnie niepotrzebne kłamstwo, nawet nie wiem po cholerę wymyślił sobie tę halę. Klejenie szyby od drzwi taśmą klejącą w domu ludzi, którzy absolutnie się tego nie spodziewali, bo akcja była spontaniczna (i znów nie pomyślał, że gdyby ludzie w to uwierzyli, to wyszliby z założenia, że on wbija się na chatę obcym ludziom bez zapowiedzi – średni pomysł chyba) pomińmy już, bo ileż się można znęcać za jedno i to samo. Spot z żoną również nieprzemyślany, bo przecież prezydent Warszawy kreował się wtedy na wielkiego feministę, więc wiadomo było, że ta żona przy zlewie wróci do niego jak bumerang. Niczego się nie nauczył po „dupiarzu”? Próba odkręcenia tego, że teraz dla odmiany on dla żony trochę pogotuje była sztuczna, przekombinowana i zwyczajnie żenująca. Ale na Warszawę to wystarczyło, głównie dlatego że do stolicy spłynęło wielu młodych, wykształconych, z wielkich ośrodków (a tak naprawdę z małych, ale na torturach się do tego nie przyznają), bo w TVN-ie im wmówiono, że na Trzaskowskiego głosuje tylko elita, a oni bardzo chcą należeć do elity.
Bardziej pisowski niż PiS
Żeby zrobić skuteczną kampanię na całą Polskę trzeba jednak trochę bardziej się nagimnastykować, dlatego sztab pięknego Rafała wymyślił dla niego kolejne żenujące akcje. O bezmyślnym wpatrywaniu się w słupek z nazwą ulicy już pisałam. W tym przypadku też nikt nie wpadł na to, że ludzie od razu wyciągną mu zdejmowanie krzyży. Inna sprawa, że prezydent stolicy udaje teraz, że wcale tych krzyży nie kazał zdejmować, bo mu ktoś odrobinę mądrzejszy (więc pewnie nie z jego sztabu) podpowiedział, że to może działać na postępową „warszawkę”, ale w Polsce poza dużymi i średnimi ośrodkami są jeszcze mniejsze miasteczka i wsie, gdzie ta wiara jednak wciąż jest obecna. Warto chyba też wspomnieć, że Paweł Adamowicz zginął sześć lat temu, a nasz przystojniacha pierwszy raz odstawił tę szopkę, co dużo mówi o jego szczerości. Kłamkolić to on lubi prawie jak Donald. W każdym razie sztab Trzaskowskiego uznał, że Rafał ma być teraz bardziej pisowski niż PiS i bardziej nawrocki niż Nawrocki. Dlatego wylecieli nagle z pompkami (bo wiadomo jaką kampanię prowadzi kandydat popierany przez PiS) i patriotyzmem gospodarczym, mimo że wszystkie inwestycje w Warszawie zlecił zagranicznym firmom; ba – on nawet drzewa kazał przywieźć z Niemiec, bo przecież w Polsce żadne nie rosną. To jest akurat małe piwo, jego wyborcy są nim tak zachwyceni, że nic im tu prawdopodobnie nie zazgrzytało. Ale z czego najbardziej lubią się śmiać j***ćpisy? Są takie dwie rzeczy, które bawią ich nieustannie i wyciągają je za każdym razem, kiedy tylko trzeba usadzić „merytoryczną argumentacją” jakiegoś wrednego pisiora. Po pierwsze nieudolność Kaczyńskiego, który przecież sam nic nie potrafi zrobić, nawet zakupów, a po drugie oczywiście Zenka Martyniuka. I co postanowił zrobić sztab kandydata KO na prezydenta? Właśnie coś takiego, co tak bardzo śmieszyło jego wyborców. Najpierw posłali go do sklepu, gdzie Rafał wyszedł na kompletnego niemotę, bo pani ekspedientka musiała go oprowadzić po sklepie i podawać do ręki wybrane przez niego produkty. Wiadomo, obcy sklep, weź tu traf najpierw do działu z pieczywem, a potem z warzywami w małym, osiedlowym sklepiku. Chyba że ta kobieta po prostu bała się, że nakradnie.
Fikołek z telemarkiem
Ale najlepsze zostawili sobie na koniec, bo Rafał Trzaskowski nagral krótki, acz żenujący filmik z… Zenkiem Martyniukiem! <3 Tym Zenkiem Martyniukiem, który śpiewa wsiową muzykę w sam raz na poziom PiS-owców. Zwykły plebs, nie to co oni, elita intelektualna słuchająca tylko i wyłącznie PRAWDZIWEJ SZTUKI. Tym Zenkiem Martyniukiem, który występował wspólnie z Jackiem Kurskim, chyba trzecim najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Polsce (bo o Macierewiczu ostatnio coś ciszej). Tym Zenkiem Martyniukiem, który jest synonimem kiczu, wiochy i tandety, czyli wszystkich tych cech, po których można podobno poznać przeciętnego wyborcę PiS-u. Tym samym. Panowie śmiali się serdecznie i zasugerowali, że to nie jest ich ostatnie wspólne nagranie, co może sugerować, że pan Martyniuk będzie wspierał teraz kampanię prezydenta Warszawy. A przecież Zenek Martyniuk był bronią ostateczną na zwolenników PiS-u – a przynajmniej tak się chyba fanom partii Donalda Tuska wydawało, bo siekli nim pisowców po głowie jak obuchem. Wyciągali go przy każdej okazji, żeby udowadniać tym głupkom od Kaczyńskiego, jakim są niewykształconym i prostackim plebsem i hołotą. Jacy to są prymitywni, że takich głupawych piosenek słuchają. Wszyscy albo prawie wszyscy moi znajomi na FB nienawidzący PiS przynajmniej raz go wyciągnęli, żeby udowodnić swoją wyższość intelektualną nad tą ciemnotą od disco-polo. I teraz to oni, jako ta wykształcona elita, będą musieli się bujać z Zenkiem. Ciekawa jestem, czy znowu dostaną kompletnej amnezji i uznają, że w sumie wszystkie Zenki to fajne chłopaki, a Martyniuk jest najfajniejszy czy jednak podrygiwanie w rytm twych oczy zielonych, zielonych jest poniżej ich godności? Bo wiecie, wszystko można jakoś wytłumaczyć. Oni są gotowi uwierzyć, że Trzaskowski zawsze był zwolennikiem gospodarczego patriotyzmu; zawsze bardzo ciężko trenował i biegał dalej, niż Tusk, Lis i Nawrocki razem wzięci, więc takie pompki to dla niego małe piwo, co było widać po tym, jak, biedaczek, usiłował się uśmiechnąć; tak naprawdę to dziennikarze z kamerami nie odstępują go na krok, kiedy chce sobie w spokoju przejechać metrem i poczytać książkę albo zrobić zakupy w zaprzyjaźnionym sklepie, o który zahaczył, kiedy wracał z Hali Mirowskiej, bo mu się przypomniało, że cebuli zapomniał kupić. Ale jak oni przełkną tego Zenona, to ja naprawdę nie wiem. Kością im w gardle stanie.
Chciałabym zobaczyć teraz miny wszystkich tych, którzy wyciągali tego nieszczęsnego Martyniuka na każdym kroku. <3 Chociaż wcale się nie zdziwię, jeśli szybko się otrząsną i zaczną pisać: „Wspaniały pomysł. Trzeba łączyć różne gatunki, a Zenek z Jamiroquai się będą na pewno wspaniale uzupełniali”.
M.