Hoplofobia

Ta książka niedobra jest

Opublikowano

on

W ten z grubsza sposób, jeszcze przed ostatecznym zatwierdzeniem materiału do druku, zareagowali recenzenci po lekturze znakomitej monografii Barry’ego Latzera „The Rise and Fall of Violent Crime in America”, będącej drobiazgową syntezą powojennej historii przestępczości w USA. I nie byli to „zwykli recenzenci”, ale specjalna komisja, powołana przez wydawcę i rekrutująca się wyłącznie z czarnoskórych cenzorów, których zadaniem było prześwietlenie zawartości książki w poszukiwaniu „elementów rasistowskiej narracji”. Ale wszystko po kolei.

Biały kryminolog patrzy na getto

W jednym z poprzednich wpisów postawiłem tezę, że polemizowanie z dogmatami rasowymi i kontestowanie podawanych do wierzenia korelacji między czynnikami socjoekonomicznymi a zachowaniem określonych grup demograficznych stanowią główny powód sekowania badaczy z dziedziny nauk społecznych. Barry Latzer, zasłużony profesor kryminologii, wykładowca w nowojorskiej Wyższej Szkole Prawa Karnego im. Johna Jaya, kilka lat temu na własnej skórze doświadczył takiego „polowania na czarownice”.

Latzer naraził się „krytykom”, ponieważ wymienił murzyńską przestępczość, w tym szczególnie przestępczość międzyrasową, na liście głównych przyczyn izolowania czarnych od reszty amerykańskiej populacji w epoce tzw. wielkiej migracji po II wojnie światowej. Mało tego: pociągnął ten wątek dalej do jego logicznych konkluzji i zaproponował zupełnie obrazoburczą wersję wydarzeń, mianowicie że przemoc popełniana przez Murzynów w połączeniu z dzikimi zamieszkami przełomu lat 60./70. XX wieku samoistnie napędzała tworzenie się gett w obrębie północnych metropolii, obniżając ponadto wartość lokalnego rynku nieruchomości ze szkodą dla kolorowej ludności napływowej (ten ostatni podpunkt nie jest nawet kontrowersyjny w kręgach lewicowej akademii, patrz tu).

Sugestia, że za geograficzną segregację mieszkańców miast mieliby w dużej mierze odpowiadać sami Murzyni, którzy poprzez swoje agresywne zachowanie odstraszali podatników i inwestorów, wzmocniona narracją o rasowym terrorze zogniskowanym na białych mieszczuchach, do tego stopnia rozsierdziła dwóch anonimowych czarnoskórych profesorów („preeminent African American scholars”), że wstrzymali oni publikację książki. Dosłownie zablokowali ją. Poniższy urywek rozdziału trzeciego wyjątkowo nie przypadł go gustu cenzurze:

Ważne jest, aby zrozumieć, iż międzyrasowa przemoc była czymś realnym, a nie wytworem uprzedzonej wyobraźni białych. Fakt, że napaści na przedstawicieli własnej rasy zdarzały się częściej, nie zmienia tych konkluzji. W rzeczywistości ataki czarnych na białych stały się jednym z najjaskrawszych przejawów fali przestępczości, która przetoczyła się przez kraj po dekadzie lat sześćdziesiątych, wywierając ogromny wpływ na ludzi. (cytat)

Trzeba tutaj podkreślić, że wcześniej manuskrypt gładko przeszedł przez recenzenckie sito. Krytycy byli zachwyceni merytorycznym poziomem tekstu, a swoim entuzjazmem dzielili się otwarcie w korespondencji zwrotnej. Wydawca – Columbia University Press – domykał już kontrakt z autorem, kiedy nieoczekiwanie, 11 lipca 2013 roku, przyszedł mail od redakcji, że po serii dodatkowych spotkań konsultacyjnych umowa została zerwana. Nowojorski kryminolog wspomina, że był – cytuję – „oszołomiony i wściekły” (link). Dla niego stało się boleśnie jasne, że padł ofiarą ideologicznego ataku, natomiast wszelkie zarzuty o brak wrażliwości słusznie uznał za nienaukowe i bezpodstawne.

Tabu

Forsowana przez środowiska opiniotwórcze (media, uniwersytety, kino), politycznie poprawna opowieść brzmi w telegraficznym skrócie tak: instytucjonalny rasizm wytworzył czarne getta, które po desegregacji były nadal reanimowane przez system białej supremacji (np. na drodze celowego niedofinansowania szkolnictwa) i prywatnych deweloperów oraz ich popleczników, którzy za pomocą lobbingu lub kruczków prawnych na różne sposoby ograniczali możliwość przesiedlania się czarnych do białych enklaw z obawy przed spadkiem wartości nieruchomości. W skutek tych działań w murzyńskich dzielnicach nastąpiło sprzężenie zwrotne: więcej patroli → więcej aresztowań → więcej dzieci bez ojców → więcej przestępstw → więcej patroli i błędne koło patologii się zamyka.

Wszystko w tym wariancie historii byłoby wewnętrznie spójne, gdyby nie usunięto z niego absolutnie kluczowej zmiennej – przemocy. Przemocy ze strony czarnych, która była jedną z nadrzędnych przesłanek, motywujących białych do bunkrowania się na przedmieściach, z dala od nowych sąsiadów. Brutalna prawda jest bowiem taka, że biała klasa średnia uciekała nie tylko z Detroit – biali pakowali walizki i wyjeżdżali z każdej aglomeracji, do której przybywali czarni, jeśli zaś uciec nie mogli, wówczas barykadowali się w swoich domach i potem w podręcznikach szkolnych zjawisko to nazwano „segregacją rasową”.

W makroskali Stanów Zjednoczonych Murzyni dopuszczają się ponad 60% morderstw, ~70% rozbojów i ~50% gwałtów (link), w tym większości międzyrasowych napaści seksualnych na białe kobiety (link); dokonują też ~80% masowych strzelanin z minimum czterema osobami rannymi lub zabitymi (link), natomiast w konfrontacjach z białymi cywilami inicjują agresję w 90% przypadków (link). Te dane statystyczne są niepodważalne. Murzyńska przemoc w USA jest rozpasana i szokująca. Nawet najbardziej rozwodnione i ostrożne w formułowaniu wniosków artykuły nieśmiało wskazują, że podstawową przyczyną, dla której biali unikają czarnych, jest „stereotypowe” (wiadomo) przeświadczenie, iż dzielnice zasiedlone przez murzyńską populację są znacznie bardziej niebezpieczne niż pozostałe rejony w mieście.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Exit mobile version