Hoplofobia

Jak media cynicznie pompują statystyki szkolnych strzelanin

Opublikowano

on

W Stanach Zjednoczonych zdarza się zbyt mało strzelanin w szkołach. Wnioskuję tak po sposobie prezentowania statystyk w mediach, które ekstrapoluje się i torturuje do momentu, aż wykażą one katastrofę. Rozmaite definicje „school shootings”, zmotane przez dziennikarzy-aktywistów, są absurdalnie wręcz pojemne, przez co pozbawione elementarnego naukowego rygoru. Rozmijają się całkowicie nie tylko z tym, co zwykło się uznawać za szkolną strzelaninę w kręgach akademickich, ale również z tym, co pod rzeczonym pojęciem intuicyjnie rozumieją ludzie bez formalnego wykształcenia kryminologicznego.

Murzyński gang wejdzie na kurs kolizyjny z innym murzyńskim gangiem i zabłąkana kula trafi w budynek liceum po drugiej stronie ulicy? Szkolna strzelanina. Wkurzony uczeń zamorduje znienawidzonego belfra na parkingu przed ogólniakiem? Szkolna strzelanina. Policjant opróżni magazynek w kierunku uciekającego podejrzanego w pobliżu gmachu podstawówki? Szkolna strzelanina. Dzieciak po lekcjach niechcący zrani kolegę wiatrówką w autobusie? Nie żartuję – też szkolna strzelanina. Tata w amoku wparuje do klasy i zabije mamę na zebraniu rodziców? Powtórka z Columbine. Gdyby analogicznie frywolne kryteria zastosować dla nożowników w Chinach, co tydzień dochodziłoby tam do szkolnej „masakry”.

Biuro Kontroli Rządu (Government Accountability Office/GAO) opublikowało niedawno raport dla członków Kongresu Stanów Zjednoczonych z wykazem wszystkich zarejestrowanych na szczeblu federalnym aktów przemocy z użyciem broni palnej, które miały miejsce w granicach placówek edukacyjnych z grupy K-12 (od przedszkola do ostatniej klasy liceum). Z dokumentu wynika, że w latach 2009-2018 na całym obszarze USA odnotowano łącznie 46 sytuacji, dających się zaklasyfikować jako potencjalne tudzież faktyczne masowe strzelaniny w szkołach. 46 dzielone przez dekadę równa się 4.6. Zaokrąglimy to do 5. Przeciętnie rocznie jesteśmy zatem świadkami w Ameryce maksymalnie do pięciu szkolnych zamachów z udziałem aktywnego strzelca, w których ginie średnio ~9 osób (razem z napastnikiem).

Radykalnie „alternatywny” (czytaj: patologicznie skrzywiony) obraz rzeczywistości wyłania się z relacji medialnych, gdzie rozgrywa się najwyraźniej jakiś makabryczny horror. Dosłownie i w przenośni. Poniżej typowa próbka tego szaleństwa na przykładzie pięciu różnych źródeł:

  • THE HUFFINGTON POST
  • okres: 14/12/2012-10/06/2014
  • definicja: 1+ ofiara ranna lub zabita
  • liczba przypadków: 74 (grafika)
  • liczba przypadków z aktywnym strzelcem: 10 (link)
  • DEPARTAMENT EDUKACJI USA
  • okres: 2015-2016
  • definicja: każdy pojedynczy wystrzał z broni, z czego większość to fałszywe alarmy
  • liczba przypadków: prawie 240 (raport)
  • liczba przypadków potwierdzonych: 11 (analiza)
  • liczba przypadków z aktywnym strzelcem: 8 (patrz GAO)
  • CNN
  • okres: 2009-2018
  • definicja: 1+ osoba postrzelona niezależnie od motywu i okoliczności (cytat)
  • liczba przypadków: 181 (lista)
  • liczba przypadków z aktywnym strzelcem: 46 (patrz GAO)
  • WORLD POPULATION REVIEW / CNN
  • okres: 2009-2018
  • definicja: 1+ osoba postrzelona niezależnie od motywu i okoliczności (cytat)
  • liczba przypadków: 288 (brak wyszczególnionych incydentów)
  • liczba przypadków z aktywnym strzelcem: 46 (patrz GAO)
  • PROJEKT K-12 SSDB
  • okres: 2009-2018
  • definicja: wszystko, nawet samo wyciągnięcie pistoletu (cytat)
  • liczba przypadków: 427 (lista)
  • liczba przypadków z aktywnym strzelcem: 46 (patrz GAO)

Nie zamierzam się tu licytować, czy pięć szkolnych strzelanin w 320-milionowym kraju z 400+ milionami egzemplarzy broni palnej w obiegu cywilnym to rezultat przesadnie zawyżony czy raczej optymalnie dopasowany do realiów. Chcę jedynie zauważyć, że wbrew kasandrycznym prognozom i dominującej retoryce grozy, szkoły należą do najbezpieczniejszych miejsc dla dzieci w Ameryce [1]. Tymczasem z korporacyjnej portalozy wysącza się przekaz odwrotny. Finalnie chodzi bowiem o to, aby naładować opinię publiczną strachem, który wróci później jako wola ogółu. Strach sprawia, że białoskóre kobiety z przedmieść, w tym zwłaszcza białe, samotne matki (domyślny elektorat lewicy) kupują plecaki doposażone w panele balistyczne. I dlatego nakręcający psychozę komunikat nie jest już tylko hoplofobicznym głosem moralnego oburzenia – teraz musi też w sobie nieść balast traumatyzującej nieuchronności.

____________________

[1] James Alan Fox oraz Emma E. Fridel: Prawda jest taka, że szkoły są nie tylko bezpieczniejsze względem innych lokalizacji, w których normalnie przebywają dzieci, ale stan ten wciąż ulega poprawie. (tabela, artykuł)

„The Washington Post”: Statystyczne prawdopodobieństwo, że dowolny uczeń publicznej placówki edukacyjnej zginie na skutek postrzału z broni palnej na terenie tejże szkoły, w dowolnym dniu, licząc od roku 1999 do chwili obecnej, wynosi w przybliżeniu 1 na 614 milionów. Szansa, że dziecko zostanie postrzelone i zabite w szkole jest niesamowicie niska; jest dużo niższa aniżeli ryzyko śmierci w przypadku niemal wszystkich innych rutynowych aktywności, w których biorą udział dzieciaki, włączając w to podróżowanie z domu do szkoły i na odwrót czy też uczestnictwo w międzyklasowych zawodach sportowych. (link)

„New York Magazine”: Amerykańskie dziecko nie ryzykuje życiem, przekraczając każdego ranka próg szkoły – a przynajmniej nie bardziej niż gdyby poruszało się po drodze w samochodzie, pływało w basenie albo spożywało posiłek przy stole. Szansa, że typowy Amerykanin w ciągu całego swojego życia zginie w masowej strzelaninie w losowym miejscu oscyluje w granicach 1 na 11 125; szansa, że zginie w wypadku samochodowym wynosi 1 na 491, że się utopi – 1 na 1133, że zadławi się jedzeniem – 1 na 3461. (link)

„The Washington Post”: Spośród wszystkich rodzajów przestępstw szkolne strzelaniny występują najrzadziej. Do szkół w Stanach Zjednoczonych uczęszcza 55 milionów uczniów – rocznie w wyniku urazów z broni palnej śmierć ponosi około dziesięcioro z nich. Wskaźnik ten nie zmienił się specjalnie od lat dziewięćdziesiątych XX wieku i obejmuje on nie tylko masowe strzelaniny, ale każdy przypadek użycia broni w obrębie placówek edukacyjnych z grupy K-12, a tych w całym kraju jest w sumie 130 tysięcy. (link)

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Exit mobile version