Nawiasem Pisząc

Wyraz bezsilności, rosyjska propaganda czy zwykła głupota?

Opublikowano

on

Kiedy pisałam poprzedni wpis, nie wiedziałam jeszcze kim jest Ukrainka, która oblała farbą/syropem/sztuczną krwią ambasadora Rosji i wyraziłam zrozumienie (ale nie pochwałę!) dla tego czynu, bo – jak pisałam – na jej miejscu sama pewnie chciałabym zrobić to samo. Nie znaczy jednak, żebym to zrobiła, bo – co również wspominałam – trzeba przestrzegać prawa kraju, w którym się przebywa i nie narażać go na kłopoty dyplomatyczne, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej. Dlatego – poza pewnego rodzaju zrozumieniem – poczułam również złość. Jak wtedy rozumiałam tamta pani uciekła przed wojną i w wyrazie wściekłości i bezsilności zrobiła to, co zrobiła, ale jednak czasem trzeba trochę pomyśleć i nie narażać na takie sytuacje kraju, który udzielił Ci takiej pomocy. Zapaliła mi się również lampka ostrzegawcza, bo tę kobietę opisywano jako dziennikarkę. Kto jak kto, ale dziennikarz powinien sobie zdawać sprawę, jakie mogą być konsekwencje takiego czynu i ze zwykłej przyzwoitości tego nie robić. Pomyślałam sobie jednak, że jeden z naszych posłów usiłował przekroczyć nielegalnie granicę z Białorusią, trzymając w ręku torbę z nieznaną zawartością, więc czego mam oczekiwać od ukraińskiej dziennikarki, skoro przedstawiciel polskiego Sejmu robi to, co robi? Co zrobiłaby propaganda Białorusi, gdyby mu się to udało, możemy się tylko domyślać, ale podejrzewam, że oskarżyliby stronę polską o przemyt narkotyków albo broni. I to przez polskiego posła.

Nauka niewyciągania wniosków

A kim jest ta bohaterska niewiasta? Nie jest to żadna dziennikarka (chociaz może coś tam kiedyś napisała), tylko oczywiście „aktywistka społeczna”. Nazywa się Iryna Zemliana i związana jest z fundacją Otwarty Dialog. Poznaliśmy już co najmniej dwójkę jej działaczy. Pierwszym z nich jest Bartosz Kramek, który usiłował niszczyć zasieki stojące na granicy polsko-białoruskiej i Ludmiła Kozłowska oskarżona o współpracę z Kremlem i o to, że jej fundacja była właśnie finansowana z rosyjskich źródeł. A po co Rosja miałaby finansować cokolwiek, co w przyszłości nie przyniesie jej korzyści? Pracownicy fundacji oczywiście zaprzeczają tym zarzutom, ale po co w takim razie pani Zemliana zrobiła to, co zrobiła? Zostało już jasno powiedziane, zgodziły się z tym UE i USA i chyba nikt nie ma wątpliwości, że cała afera pod polską granicą było prowokacją Putina i Łukaszenki, a ludzi, którzy dali się na to nabrać i atakowali naszą Straż Graniczną można śmiało uznać za pożytecznych idiotów. Dlaczego więc Otwarty Dialog nie poszedł po rozum do głowy, tylko dalej naraża Polskę na tego rodzaje prowokacje? Opcje są dwie i żadna z nich nie jest korzystna dla tych ludzi, ponieważ mnie się wydaje, że albo faktycznie są rosyjskimi agentami albo zwykłymi idiotami. Nie wnikam, która opcja jest prawdziwa, ale trzeciej nie widzę, więc towarzysze z Otwartego Dialogu mogą się sami zastanowić, czy wolą być zdrajcami, czy debilami.

Ratusz tańczył, jak rosyjska ambasada zagrała

Na uwagę zasługuje zachowanie ochroniarzy ambasadora. Oczywiście, polskiej policji należy się ostra krytyka za to, że doprowadzili do takiej sytuacji. Oni tłumaczą się tym, że ambasada Rosji podobno nie zgłosiła się do nich o ochronę uroczystości. Z tego, co czytałam zgłosili się o to do Ratusza, a Ratusz stwierdził, że to nie leży w ich gestii i trzeba prosić policję. I tutaj pojawiają się już ciekawe wątki. To, że ambasada Rosji nie zgłosiła tego na policję nie jest dla mnie niczym dziwnym – oni wyraźnie liczyli, że do czegoś takiego dojdzie. Pojawiły się wiele mówiące zeznania świadków, że tuż przed atakiem jeden z ochraniarzy odsunął się od rosyjskiego dyplomaty, tym samym umożliwiając obalanie go farbą. Nie sądzę, żeby ambasada Rosji zatrudniła jako ochroniarzy kompletnych amatorów, więc znowu mamy dwie możliwości. Albo ambasador Rosji i jego ochroniarze wiedzieli, co się wydarzy (a mogli to wiedzieć tylko od kogoś z Otwartego Dialogu), albo całkiem słusznie spodziewali się jakiegoś ataku i wykorzystali sytuację. Czyli dochodzimy do tego, o czym pisałam wcześniej – albo ci ludzie już zupełnie jawnie współpracują z Rosją, albo są głupcami i dali się pięknie rozegrać przez rosyjską ambasadę. Nie da się tego jednak porównać do braku profesjonalizmu ze strony Ratusza i polskiej policji, bo o ile działacze Otwartego Dialogu mogą sobie być głupi, o tyle pracownicy Urzędu Miasta i policjanci już nie powinni. Dali się zrobić Rosjanom jak małe dzieci, a to już jest bardzo niepokojące. Żaden, naprawdę żaden z wysoko postawionych urzędników albo starszych stopniem policjantów nie pomyślał sobie: „Ej, ale słuchajcie, tam będzie ambasador Rosji, w Warszawie jest teraz dużo Ukraińców, Polacy też Rosjan nie kochają, coś może się stać i kwas będzie, wyślijmy kogoś, żeby problemów z tego nie było”? Trzaskowski wiedział, co się dzieje, musi też sobie zdawać sprawę z tego, że nikt się nie przejmuje jego brakiem zgody, ale kiedy chciał zablokować Marsz Niepodległości albo Marsz Powstania Warszawskiego, to jakoś policyjne patrole się znalazły.

Przyzwolenie na bezkarność

Dalszy brak działań również jest zdumiewający. Dlaczego pani Iryna ciągle nie została zatrzymana, skoro przyznała się do wszystkiego i każdy zna jej imię i nazwisko? Serio, chcemy wysłać w świat przekonanie, że u nas można bezkarnie oblewać farbą ambasadorów innych państw i nikt z tym nic nie robi? Taką chcemy mieć opinię? Już mieliśmy za dobrą, więc trzeba koniecznie tę biedną Polskę znowu skompromitować? Ale to też nie powinno mnie dziwić, bo całkiem niedawno zamknięto śledztwo wobec policjantów, którzy zrobili przypadkowym przechodniom „ścieżkę zdrowia” na stacji Stadionu Narodowego po Marszu Niepodległości dwa lata temu, bo byli zamaskowani i nie było widać ich numerów. Ale ktoś ich tam pewnie wysłał, prawda? Chcecie mi powiedzieć, że policjanci mogą sobie biegać, gdzie chcą i pałować ludzi bez żadnej kontroli ani nadzoru? Chociaż chyba domyślam się, jakby się to skończyło… Policjanci zeznaliby, że przełożony kazał im prać po mordach, tamten by się migał, albo okazałoby się, że on też dostał takie polecenie z samego Ratusza i już wiadomo, że to grubsza sprawa, więc wolano to zamieść pod dywan. Nikogo nie oskarżam, ale nie wierzę, że nikt, dosłownie nikt z całej policji nie wiedział, że jeden z ich patroli bije ludzi jak leci, całkiem jawnie i niczym się specjalnie nie przejmując. Wychodzi na to, że albo kryją siebie wzajemnie, albo nie mają żadnej kontroli nad swoimi funkcjonariuszami i nawet, jeśli są wśród nich bandyci, którzy bezprawnie atakują ludzi, to nic nie mogą z tym zrobić. Jedno ani drugie nie przynosi im specjalnej chluby, a jak dołożyć do tego incydent z ambasadorem, to już w ogóle kompromitacja totalna.

Rażąca lekkomyślność polskiej opozycji

A poniżej, jeszcze wracając do pożytecznych… przepraszam, do ludzi, którzy nie powinni znaleźć się na stanowiskach, które zajmują, to poza Frankiem Sterczewskim, warto spojrzeć, jak cały incydent z farbą skomentował poseł Nowej Lewicy, Krzysztof Śmiszek. Niezbyt dobrze maluje mi się przyszłość Polski, jeśli jeden z naszych posłów nie potrafi wyobrazić sobie konsekwencji nielegalnego przekroczenia granicy do nieprzyjaznego nam, reżimowego państwa, a drugi nie zdaje sobie sprawy, jakie efekty może przynieść Polsce przyzwalanie na bezprawną napaść na ambasadora innego kraju. I według niego to jest dyplomatyczna odpowiedź. Nie, panie pośle, to jest przyzwolenie na łamanie prawa. Czy ja też, jeśli się z panem nie zgadzam i uważam politykę pańskiej partii za wybitnie szkodliwą Polsce, mogę sobie pana oblać czerwoną farbą? I wtedy rozumiem, że jeśli któryś polityk skwituje to słowami: „Niech żyje wolna od marksizmu Polska” to będzie to dyplomatyczna reakcja i w ogóle nie będzie miał pan pretensji ani do mnie, ani do polityka, który niejako pochwalił moje działanie? Bo skoro można oblewać farbą ludzi, z których polityką się nie zgadzamy…

M.

fot.: Wprost.pl

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version