Wojciech Kozioł

Wyborcza (wreszcie) napisała prawdę o sytuacji na granicy?

No cóż, potrzebne były raptem dwa lata kłamania w żywe oczy przed społeczeństwem na temat sytuacji na granicy Polski z Białorusią, by nagle po wyborach przyszła refleksja „wicie, rozumicie, może trochę zniekształciliśmy ten obraz.”

Opublikowano

on

No cóż, potrzebne były raptem dwa lata kłamania w żywe oczy przed społeczeństwem na temat sytuacji na granicy Polski z Białorusią, by nagle po wyborach przyszła refleksja „wicie, rozumicie, może trochę zniekształciliśmy ten obraz.”

fot. gov.pl

W swoim sobotnim artykule Małgorzata Tomczak, na łamach Gazety Wyborczej, przyznała, że obraz, jaki przez ostatnie dwa lata liberalno-lewicowe salony serwowały swoim odbiorcom nie był do końca zgodny z rzeczywistością. Zresztą, nie tylko tyczy się to salonów, dziennikarzy i polityków, ale również organizacji, które rzekomo przekazywały sprawdzone informacje z terenów przygranicznych.

W artykule przeczytamy chociażby taki fragment, który powołuje się na słowa aktywistów:

Asymetria dyskursu władzy zmusza nas do działania, w którym kategorie obiektywizmu i prawdy nie mają zastosowania. Komplikowanie perspektywy i zasada pluralizmu to „prawdopośrodkizm”. „Sytuacja jest wojenna”, rzecznictwo praw człowieka jest w wiecznej defensywie; musimy zewrzeć szeregi i walczyć jak najskuteczniej. Społeczeństwo obrazkowe jest bombardowane obrazami agresywnych migrantów – musimy więc odpowiedzieć równie mocnym i prostym przekazem.”

Nie ma prawdy, jest uderzanie w PiS

Innymi słowy, nie ma znaczenia w zasadzie to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. Nasza narracja (aktywistów lewicowych) musi być kontrą wobec działań rządu, bo tak. Fakty przeczą naszej wersji zdarzeń? Tym gorzej dla faktów.

Może poczujemy się oszukani i to podwójnie – bo narracja, która miała odkłamywać tamtą, okazała się jeszcze bardziej nieprawdziwa. A może po prostu stwierdzimy, że to zbyt skomplikowane, nic tu się nie klei, a takich tematów lepiej się unika.”

Przez ponad dwa lata specjaliści ostrzegali, że całość działań, które mają miejsce na wschodnich rubieżach NATO to element wojny hybrydowej, kierowanej z Moskwy i Mińska. Działania te zaplanowano ponad 10 lat temu i określono mianem operacji „Śluza”. Miało to na celu destabilizację i spowodowanie chaosu w państwach położonych w sąsiedztwie Rosji i Białorusi. Tyczyło się to przede wszystkim państw bałtyckich oraz Polski.

Jeszcze większego sensu operacja ta nabrała po rozpoczęciu wojny na Ukrainie. Wtedy już wynik był jasny. Tereny przygraniczne Polski miały zostać zdestabilizowane, tak by zakłócić ewentualne drogi wsparcia dla Kijowa. Ponadto miało to wzmóc negatywne emocje wobec prawdziwych uchodźców.

Rodzą się zatem liczne pytania. Dlaczego ta fałszywa narracja była prowadzona? Czemu uderzano w polskie służby i działania przy budowie muru na granicy? Z jakiego powodu tak popularyzowano głos aktywistów? Dlaczego wreszcie politycy z Polski, jak Janina Ochojska, kłamali w żywe oczy w mediach, czy w Parlamencie Europejskim, mówiąc o rzekomych zbrodniach popełnianych przez Straż Graniczną?

W końcu, czemu tak kurczowo liberalna lewica trzymała się narracji serwowanej przez rosyjską propagandę? I to pomimo faktu, że punktowano ją na każdym kroku. Takie pytanie należy zadać nie tylko sobie. Przede wszystkim trzeba je pokazać czytelnikom tego typu medium.

Jak zauważa portal „wPolityce.pl” – „(autorka) opisuje również przypadek 4-letniej Eileen – dziewczynki, która miała posłużyć jako potwierdzenie narracji, że polskie służby pozwalają dzieciom „umierać w lesie”, a jak się okazuje, Eileen nawet nie istniała, co więcej, jak pisze dziennikarka „GW”, według jej wiedzy nie ma jak na razie udokumentowanych przypadków śmierci dzieci na granicy.”

I takie kłamstwa można wymieniać, a to nimi ferowała liberalna lewica przez ostatnie kilkanaście miesięcy.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version