Nawiasem Pisząc
Wołyń zakopany
PiS odtrąbił wielki sukces, bo prezydent Zełenski wraz z Andrzejem Dudą wziął udział w mszy świętej, podobno ku czci ofiar rzezi wołyńskiej (tyle że, rzecz jasna, narodowość katów i ofiar nie została tam nawet wspomniana), a Mateusz Morawiecki dał się sfotografować na tle krzyża złożonego z patyków i ustawionego w miejscu rzezi. Kiedyś tam było po prostu puste pole, teraz do krajobrazu dołączył krzyż i to jest cały efekt naszej walki o pamięć dla pomordowanych Polaków. Bo czy doczekaliśmy się czegokolwiek innego? Nie, ponieważ, jak informuje Instytut Pamięci Narodowej, polskie wnioski o ekshumacje ofiar są przez ukraińską stronę regularnie blokowane, w dalszym ciągu nie możemy tym ludziom wyprawić godnego pochówku, Ukraina – tak jak do tej pory – czci badytów z UPA, z Banderą i Szuchewyczem na czele, a o oficjalnych przeprosinach możemy sobie tylko pomarzyć. Powinniśmy się jednak cieszyć tym, co mamy, bo przecież przywódca Ukrainy wziął udział w specjalnej mszy, więc to już „bardzo wiele znaczy” i jest to „prawdziwy przełom w naszych relacjach”. O wszystkich drobnych gestach Ukraińców, których doświadczyliśmy od wybuchu wojny mówi się, że wiele znaczą. Mówiło się tak, kiedy wysprzątali groby wołyńskie, bo Polacy – z wiadomych powodów – nie mogli tam przyjechać. Podkreślano to z całą mocą, kiedy odsłonięto polskie lwy przy Cmentarzu Orląt Lwowskich. I tak samo przekonuje się nas teraz. Cóż, jeśli mam być szczera, dużo więcej znaczy dla mnie ten pierwszy gest, zainicjowany przez zwykłych obywateli Ukrainy, bo w jakikolwiek szczery – i większy ruch – ze strony Zełeńskiego dawno przestałam liczyć.
Niemożność rządu
I, szczerze mówiąc, nie do niego mam tutaj największy żal, ale do naszych rządzących. Bo to im powinno przede wszystkim zależeć, bo to oni – po takiej pomocy, jakiej udzieliliśmy naszym wschodnim sąsiadom – mogliby spróbować częściej i odważniej podnosić tę kwestię. Bo co zrobi Zełeński, jeśli troszkę śmielej wspomnimy o rozwiązaniu wreszcie tego sporu? Obrazi się i powie, że więcej już polskiej pomocy nie potrzebują? Śmiem wątpić. I nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to uzależniać naszą pomoc od ukraińskich przeprosin i zgody na ekshumacje, bo wydaje mi się, że z Rosją lepiej mieć granice krótsze niż dłuższe. Nie chodzi mi o jakieś niesamowite wywieranie presji, bo wolałabym szczere przeprosiny, niż takie jakie otrzymaliśmy od Rosjan za Katyń. Oglądałam niedawno film na YT rosyjskiego imigranta, który, mieszkając od ponad roku w Polsce, publikuje swoje nagrania o życiu w Rosji i o rosyjskiej manipulacji, w którym pytał on Rosjan o sprawę Katynia. Większość nie miała o tym pojęcia, niewielu osób coś tam słyszało (ale – podobnie trochę jak nasi „przyjaciele” z zachodniej granicy – używali zwrotu, że to byli komuniści, a nie Rosjanie), a byli też tacy, którzy twierdzili, że przecież nie wiadomo, czy to nie Niemcy. Kłamstwo katyńskie wiecznie żywe. Chodzi mi o normalną, merytoryczną rozmowę, bo chyba na tym polega polityka międzynarodowa? O przedstawianie swoich racji. O argumenty. A nie o odfajkowanie teatru dla gawiedzi w postaci wspólnej mszy. I też nie chodzi mi o to, że w modlitwie jest coś złego, ale nie powinno się tego przedstawiać jako wielkiego pojednania. Bo wyszło trochę tak, jakby prezydenci obu państw pomodlili się za jakieś ofiary, ale na dobrą sprawę nie wiadomo jakie. A już tym bardziej z czyjej ręki zginęli. Nasza bierna postawa jest tym trudniejsza do zaakceptowania, kiedy słyszeliśmy Zełeńskiego, który mówił, że Ukraińcy nigdy nikogo nie mordowali albo ambasadora Ukrainy w Niemczech, Andrija Melnyka, kiedy wprost powiedział, że w czasie wojny Polacy byli dla nich takimi samymi wrogami, jak Niemcy czy ZSRR (co trochę pokazuje, że Ukraińcy, podobnie jak Izrael, mają już własną wersję historii), że nie dystansuje się od Bandery, a jakiekolwiek wspomnienie o Wołyniu to prorosyjska narracja. Reakcja strony polskiej polegała na tym, że szef naszego MSZ zadzwonił do swojego ukraińskiego odpowiednika, a ten obiecał, że odcinają się od poglądów swojego ambasadora. Tyle że niedługo później ten sam Melnyk sam został wiceministrem spraw zagranicznych Ukrainy. Tak to się odcięli.
Niezrozumiały wybór bohaterów
Ja zresztą rozumiem stanowisko Ukrainy. A może inaczej – wiem, dlaczego tak się uparli, żeby czcić banderowców, chociaż jest to dla mnie nieakceptowalne. Bo każdy naród potrzebuje swoich bohaterów, wbrew temu, co głosi lewica, która – zwłaszcza w Polsce – usiłuje tych bohaterów znieważać na każdym kroku. Nie jestem jednak w stanie pojąć wyboru, bo umówmy się – UPA poza obrzydliwym ludobójstwem na Polakach, niczym konkretnym się nie wsławiła. Od ZSRR zbierali regularne cięgi. Tymczasem Ukraińcy mieli o wiele lepszy – w moim odczuciu – wybór. Docenić tych swoich przodków, którzy zdecydowali się – ryzykując życiem – bronić polskich sąsiadów. A było ich wcale niemało. Często kończyli tak samo, jak ci, których starali się ratować. Tak, drodzy Ukraińcy, czcicie bandytów, którzy nie mieli większych problemów, żeby mordować Waszych rodaków, jeśli ci tylko starali się uratować kogoś z rzezi. To była spokojna i zintegrowana społeczność, która żyła sobie razem i nic nikomu nie przeszkadzało, dopóki nie wtargnęła UPA i wszystkiego nie zniszczyła. Niestety ze względu na fatalną politykę historyczną Ukrainy – na dziesiątki lat. Ukraińcy zdecydowali się tuszować całą sprawę (rozmawiałam na ten temat z ukraińskimi znajomymi i większość nie miała o tym pojęcia) albo tłumaczyć, że ten mord był konieczny, bo Polacy szykowali się już, żeby mordować Ukraińców, więc było to… wyzwolenie. Przepraszam, wyzwolenie przed kim? Zwykłymi chłopami, ich żonami i dziećmi? Ich się tak obawiali? Szkoda, bo zamiast wychwalać teraz pod niebiosa kolaborantów niemieckich (ale tak, Niemcy byli wielkim wrogiem w czasie wojny… tylko dlatego, że ci gieroje z UPA byli tak naiwni, że nawiązali z nimi współpracę, mimo że ci od początku mieli ich w czterech literach) i fiksować się na idei wyzwolenia Ukrainy z łap ZSRR-u (co też im nie wyszło, jak wiemy), mogli rozejrzeć się za ludźmi, którzy faktycznie na pamięć zasługiwali. Na przykład Ukrainka Ołeksandra Wasiejko, której rodzina zaangażowała się w pomoc Polakom na Wołyniu. Do dzisiaj pani Ołeksandra stara się ocalić od zapomnienia polskich obywateli bestialsko pomordowanych przez jej rodaków. Dba o miejsca pochówku naszych przodków, sprząta bezimienne groby i zapala na nich świeczkę, modląc się o ich pamięć. To ona wskazała polskim archeologom masowe groby pomordowanych, wierna słowom swojego ojca: „Kiedyś przyjadą tu Polacy i będą ich szukać. Ja tego nie doczekam, ale ty na pewno tak. Przyprowadź ich do nich”. Ciekawa jestem jak ta kobieta czuje się z obecną polityką ukraińską, wiedząc że czci się tam jak bohaterów ludzi, którzy z premedytacją zamordowaliby ją i jej rodzinę, gdyby nakryli ich na pomocy swoim polskim sąsiadom?
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite