Żelazna Logika

Rosja jest w d**** czyli co wiemy po orędziu Putina

Opublikowano

on

Dziś rano pojawiło się, przełożone z wczoraj, orędzie Władimira Putina. Co można z niego odczytać? Że Rosja jest jeszcze bardziej w dupie, niż nam się wydawało.

Putin zaczął od krytyki całego zachodu, który obarczył winą za wojnę, za „specjalną operację wojskową”. Bo zachód „blokuje rozwój Rosji”. Tej samej Rosji, która jest niezależnym, samowystarczalnym imperium i któremu nie straszne żadne sankcje. I tej samej operacji wojskowej, którą rozpoczęła Rosja i która miała zakończyć się pół roku temu.
Seems legit 👌

Cel wojny

Dalej, Putin mówił właśnie o tejże „specjalnej operacji”. Podał że jej celem jest „wyzwolenie Donbasu spod władzy nazistów”. Mówimy o Donbasie, który od 2014 roku jest we władaniu samozwańczych Donbaskiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, sprzyjającej Rosji.
Ok, możemy mieć tu bekę, że trochę chłopakom pocisnął, wyzywając od nazistów ale cel tej wypowiedzi jest inny. A ukryte jej znaczenie, jest kluczowe dla zrozumienia miejsca, w jakim dziś jest Rosja. Najpierw spójrzmy na mapę:

Donbas to, tak z grubsza, obszar oddzielony czerwoną linią. W zasadzie większość tego terenu była pod okupa.., pardon, była „wyzwolona” osiem lat temu. W marcu 2022 tak wyglądał front, jak na zdjęciu wyżej.

Jak wygląda dziś? Wszystko co żółte, wszystko na północy i spory kawał pod Charkowem, już nie oglądają ciężarówek z namalowanym „Z”. Rosja ma, mniej więcej status quo w Donbasie, no i sporą część południa. Po całkowitym wycofaniu się na północy, po zatrzymaniu marszu na południu, po odbiciu sporej części obok Charkowa i wyrzuceniu Rosji na tereny zajęte w 2014 roku, wychodzi Putin i mówi „naszym celem jest wyzwolenie Donbasu”.

Serio? Dla kogo jest ta bajka?

Referenda i broń atomowa

W jednym punkcie, bo w pewnym sensie te sprawy się łączą. Rosja straszy użyciem broni atomowej, od prawie samego początku wojny. Od prawie samego, bo w pierwszych dniach, gdy wszystko jeszcze szło zgodnie z planem, tego tematu nie było. Pojawił się dopiero po klęsce w Hostomelu i zatrzymaniu wojsk przed Kijowem na wszystkich kierunkach. To wtedy okazało się, że na stronie RIA Novosti, było już gotowe oświadczenie Kremla o „wyzwoleniu Kijowa” ale nie zostało opublikowane. Z wiadomych powodów. I to właśnie wtedy, Medwediew czy Putin oraz rosyjscy propagandyści, zaczęli głośno mówić o możliwości użycia broni atomowej, przez Rosję.

Później ten straszak pojawiał się jeszcze kilkukrotnie i zawsze miał on związek z tym co działo się na froncie:

  • Nie pykło w 3 dni? „Użyjemy atomu”
  • Całkowite wycofanie wojsk spod Kijowa? „Zobaczycie! Użyjemy atomu”
  • Brak sukcesu na froncie Odeskim, zatopienie okrętu wojennego „Moskwa”, brak sukcesów pod Charkowem, stabilizacja pod Donieckiem, Bayraktary sieją spustoszenie? „Nie żartujemy! Użyjemy atomu!”
  • Odwrót pod Charkowem? „No, teraz to już przegięliście! Zobaczycie, naprawdę uży….”

Z tym atomem to jest tak, że im gorzej radzą sobie Rosjanie, niestety tym większa szansa, że użyją broni jądrowej „prewencyjnie”. Żeby zatrzymać większość działań wojennych i żeby zachować twarz (w ich mniemaniu) przed własnym społeczeństwem. Rosja ma jednak to do siebie, że zawsze musi mieć wymówkę. I teraz w przemówieniu Putina i wcześniej wielokrotnie, dowiadywaliśmy się, że Rosja zawsze niesie pokój, nigdy nie atakuje pierwsza, zawsze jest niewinna i chce dobrze. Skoro tak, można więc przyjąć, że w ich doktrynie jest jakby zawarta potrzeba posiadania pretekstu. Obojętne jakiego. I tu dochodzimy do referendów.

Przyspieszenie referendów w Donbasie, Ługańsku, Chersoniu i na części Zaporoża, po to aby przyłączyć je do Rosji, może właśnie być takim szukaniem pretekstu. Wg analityków, w walki na Ukrainie zaangażowanych było nawet 80% wszystkich sił wojskowych, zginęło ponad 50 tys. ludzi, o stratach ton sprzętu nie wspomniawszy. Rosja prawdopodobnie nie ma już kim prowadzić tej walki, stąd ogłoszenie mobilizacji (o tym później). Rosja nie może jednak przyznać, że kończy wojnę, bo jej nie idzie. Zakończyć wojnę musi sukcesem albo przynajmniej, „nieprzewidzianymi okolicznościami, które zmuszają obie strony do zaprzestania walk”.

Takim pretekstem byłby jakikolwiek atak ukraińskich sił na terytorium Rosji. A skoro Ukraina nie zamierza tego zrobić, no to przesuńmy granicę tak, żeby jednak nas zaatakowali. Jak zaatakują to będziemy mieć pretekst do użycia atomu. Albo, niech oni tak przynajmniej myślą. Niezależnie od działań Ukraińców, jakiś w miarę pożądany efekt, dla szukających teraz rozpaczliwie sukcesu Rosjan, zostanie osiągnięty. Zyskają teren albo pretekst. Jego wynikiem, nie musi być wcale atom. Może to być, w razie dalszego posuwania się ukraińskich sił zbrojnych, choćby pretekst do zastosowania powszechnej mobilizacji. Bo przecież „atakują Rosję, brońmy się!

A czy użyją tego atomu? Putin w wystąpieniu powiedział „nie blefuję„, co na rosyjski język dyplomacji, zazwyczaj przekłada się dokładnie odwrotnie. I chcielibyśmy żeby tak zostało.

Mobilizacja

Tu nie trzeba się zbyt wiele rozpisywać. Jeśli Rosja zarządza mobilizację, choćby tylko częściową, to znaczy że dostaje w łeb i to solidnie. To znaczy że ludzi brakuje, ochotników nie ma, a nawet najemników i kryminalistów zaczyna brakować. Jak mawiał Stalin „ludiej u nas mnoga” i na to chyba liczy Putin. Ale mobilizacja ustanowiona wybiórczo, m.in. nie obejmująca dużych miast, wskazuje, że nawet on zdaje sobie sprawę, że czasy gdy każdy Rosjanin szedł na front, z okrzykiem „Urrraaa!” już dawno minęły. To jest już zupełnie inne społeczeństwo, które, może i popiera działania wojenne przeciw „chochołom”, bo dostaje taki przekaz propagandowy, który pcha ich do nienawiści. Ale gdy trzeba iść samemu walczyć? No co ty, Wołodia, zwariowałeś? Niech idą ci ze wschodu, my mamy w domach pralki, telewizory i słuchawki do iPhone’ów.

Sankcje

I tu przechodzimy do świata zachodu, jaki mieszkańcy Moskwy czy Petersburga już zdołali poznać i się w nim zadomowić. Czy zbiorcze sankcje gospodarcze, w postaci wycofania się firm, dostaw czy transakcji działają? Tego możemy się jedynie domyślać. Ale jest druga strona sankcji, ta mniej widoczna. Uderzające bezpośrednio w obywateli. Dotychczas typowy przedstawiciel rosyjskiej klasy średniej, pracował w Yandexie, Sberbanku, Gazpromie czy Vkontakte i później pokazywał swoje doświadczenie na rozmowach w Google’, Citi, Shellu czy Facebooku. Często też wyjeżdżał na zachód. W wyniku szerokiego ostracyzmu (przede wszystkim firm z amerykańskim kapitałem), ludzie z takim doświadczeniem mogą być prawie pewni, że mają wilczy bilet w zachodnich firmach. To można było znieść. To że McDonalda już nie ma, też jakoś było do przełknięcia. Ale ryzykowanie własnego życia, gdzieś na stepach pod Dnieprem czy w lasach pod Kijowem? No, Władimir. Chyba cię trochę poniosło.
No i pamiętajmy, że wg różnych szacunków, od kilkuset tysięcy do nawet 1,5 miliona Rosjan, po 24 lutego, już wyjechało z kraju.

Wygląda na to, że i rosyjskie władze i rosyjscy obywatele, zdają sobie sprawę, że tej granicy przekroczyć nie można. Przesuwanie wystąpienia Putina, też wskazuje na to, że mogło tam dochodzić do jakichś korekt. Może w ostatniej chwili, ktoś podsunął Putinowi raport, którego zabrakło przed wejściem na Ukrainę, gdy wszyscy z zachwytem czytali analizy, że ukraińskie społeczeństwo przywita Rosjan kwiatami. A może walka frakcji toczy się pod dywanem. Tego nie wiemy.

Wiemy natomiast, że Putin zakończył swoje wystąpienie słowami „wierzę w wasze wsparcie”. Jeszcze raz przytaczając rosyjski język dyplomacji, to może oznaczać, że nawet on już przestaje w to wierzyć.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version