Wojciech Kozioł

Marsze imposybilizmu

Były już błękitne marsze, wiece Kijowskiego, symbole rebelii w postaci wieszaków, bananów, karpi, dzików, białych róż, piorunów, gwiazdek, więc PO wpadło na pomysł by chwycić za serce. Tylko, że raczej niewiele to da, jeśli rozumu dalej brak.

Opublikowano

on

Już jutro wielki marsz miliona… a co tam, bez kozery powiem, że i miliarda serc, które będą kroczyć za Donaldem Tuskiem przeciwko kaczystowskiemu reżimowi. Nie wiem już, który raz mam deja vu związane z tego typu happeningami.

Błękitny Marsz 2006/YT

Być może nie wszyscy już pamiętają zmierzchłe czasy pierwszej kadencji PiS z lat 2005-2007. Wtedy również, w 2006 roku, odbył się jeden wielki marsz, a w zasadzie ich seria, i określono je mianem „błękitnych”. Wiadomo, pełno unijnych i PO-wskich flag, mnóstwo haseł o powrocie do Europy i tak dalej. Gdyby ktoś zechciał scharakteryzować, jakie było przesłanie tych przedsięwzięć, to można by je skrócić w jednym zdaniu. Celem był odsunięcie „kaczorów” od władzy, ponieważ Polska staczała się w brunatną dyktaturę i oddawała nas w ręce Putina.

Nie zabrakło wtedy takich transparentów, że „PiS=PZPR” albo zdjęć ówczesnego prezydenta Kaczyńskiego z grubą kreską na gardle, gdzie każdy inteligentny wiedział dokładnie jaki jest przekaz. Na słowa Donalda Tuska „tu jest Polska” tłum skandował „Polska wolna, solidarna!”, „Wolne media!”, „Chcemy demokracji!”

Brzmi znajomo?

To wszystko w ramach przypomnienia, gdzie tak naprawdę pojawiła się w XXI wieku w Polsce pierwsza taka sytuacja, gdzie tak bardzo któreś ugrupowanie wypowiedziało wręcz posłuszeństwo aktualnemu rządowi. PO proponowało nawet powołanie „alternatywnego rządu”.

2015 i zaczynamy cyrk od nowa

Nie wiem czy jakakolwiek osoba jest w stanie wyliczyć wszystkie te eventy, które pod swoimi skrzydłami organizowała Platforma Obywatelska. Były marsze Kijowskiego (ktoś jeszcze pamięta?) i spędy KOD-omitów. Były wieszaki i banany jako symbole rewolucji. Były karpie, dziki i białe róże. Były pioruny i 8 gwiazdek. No i jeszcze wielkie marsze o powrót do Europy 4 czerwca.

Za każdym razem wszystkie te wydarzenia zdawały się być coraz większymi groteskami. Ale to, co było w nich zawsze uniwersalne, to powszechny prymitywizm przekazu. Te kadry powyżej to nie są hasła z ostatnich spotkań totalnej opozycji, a wycinki z tego, czym były błękitne marsze. To dokładnie ten sam mental wysadzonego z siodła salonu liberalno-lewicowego, który nie może się pogodzić z tym, że lud go nie chce.

Jednak ci bardziej spostrzegawczy zauważyli pewną zmianę. Flagi unijne zastąpione przez polskie. Barwy partyjne zamienione na biało-czerwone. Wszystko to budowane jest dla stworzenia wrażenia, że PO nie jest partią z nadania unijnego. Niektórzy z pewnością się nabiorą. Widać jednak, że opozycja totalna wytoczyła już wszystkie działa. Chwytanie się przez nich barw narodowych i patriotycznych haseł to rzeczywiście szczyt zdolności.

Unia Europejska również stara się robić wszystko, by zmiana w parlamencie nastąpiła. Tu również poszły wszystkie ręce na pokład z ucięciem pieniędzy unijnych, czarnym pijarem czy straszeniem o blokowaniu funduszy na czele. Ciekawa będzie jednak reakcja, gdy ujrzą, że nawet to nie pomogło im wygrać.

I teraz, nie da się nie odnieść wrażenia, że i jutrzejszy marsz to będzie jedna wielka ustawka. Niewielu już pamięta, że odbywa się od z powodu Joanny, której historia jest niczym z radia Erewań. Nic się w tej bajce nie zgadzało. I tak samo nie można wykluczyć, że jakieś prowokacje będą miały miejsce, a na pewno będą, by podgrzać atmosferę przed wyborami. Tak jak w 2015 roku przed wyborami prezydenckimi. Dlatego, te ostatnie 2 tygodnie kampanii to będzie ostra jazda bez trzymanki.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version