Nawiasem Pisząc
Czy wolno nam pamiętać o Wołyniu?
Tuż po wybuchu wojny, pisałam, że być może powinniśmy skupić się teraz na pomocy Ukrainie, a kwestię wyjaśnienia Wołynia odłożyć, dopóki konflikt się nie zakończy. Wychodziłam z założenia, że przy tak olbrzymiej pomocy, jakiej Polska stara się udzielać Ukrainie, ta nie będzie mogła przejść obok tego obojętnie i udawać, że nic się nie stało. Jednocześnie trochę sama łamałam to postanowienie, bo o Wołyniu pisałam wielokrotnie – wchodziłam jednak w polemikę nie tyle z polityką historyczną Ukrainy, ile z „polskimi” mediami i przedstawicielami tolerancji, którzy ruskie onuce widzieli w każdym, kto ośmielił się napomknąć o Wołyniu (pisałam m.in. o Jacku Podsiadło, który oburzał się, że ukraińskie dzieci będą musiały czytać lektury o Wołyniu albo o artykule Gazety Wyborczej, która mural poświęcony ofiarom rzezi wołyńskiej uznała za „szczucie na Ukraińców, którzy szukają u nas ratunku”, nie patrząc na to, że powstał on ponad rok przed wybuchem wojny), bo cały czas jestem zdania, że musimy o tym pamiętać, a jeśli rzeczywiście chcemy mówić o przyjaźni polsko-ukraińskiej, to tę kwestię należy rozwiązać.
Hańbiące słowa ukraińskiego ambasadora
Minęło prawie pół roku, a ja uparcie trzymałam się tego stanowiska. Aż do niedawna. Aż do wypowiedzi ambasadora Ukrainy w Niemczech Andrija Melnyka, który był łaskaw stwierdzić, że zbrodnia wołyńska była tak samo krwawa jak masakry na Ukraińcach dokonywane przez Polaków, że Ukraińcy w II RP byli prześladowani w sposób, który „trudno sobie wyobrazić”, a Polska była dla Ukrainy takim samym wrogiem, jak ZSRR i nazistowskie Niemcy. Zdaje się, że z Niemcami to Ukraina akurat kolaborowała, ale co ja tam wiem. Wypowiadanie takich słów, w czasie kiedy Polska udzieliła tak dużego wsparcia Ukrainie jest zwykłą bezczelnością, żeby nie powiedzieć – splunięciem w twarz. Fakt, że Ukraina w zaden sposób nie odniosła się do tych słów również. Oliwy do ognia dolewa „Bild”, sugerując, że Melnyk wróci na Ukrainę, aby zasiąść w rządzie – dokładniej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Bo to w istocie wyżyny dyplomacji – żalić się Niemcom, którzy machnęli ręką na Ukrainę (bo „za dwa-trzy dni już będzie po niej”) na Polskę, która dla Ukrainy od początku robiła, co mogła. Inna sprawa, że nie brałabym „Bilda” specjalnie na poważnie.
Polacy, to nie czas na pamięć
I w tym momencie coś we mnie pękło. A mówiąc bardziej dosadnie zwyczajnie się wściekłam. Od wybuchu tej wojny, a nawet wcześniej, strofowało się Polaków, żeby nie wyciągać Wołynia, że teraz nie czas i nie miejsce. Zaczęto oburzać się, że ukraińscy uczniowie będą musieli uczyć się o Wołyniu. Podważano zasadność lektur szkolnych, które zajmowały się tematyką tej zbrodni. Nawet zwykły mural upamiętniający tę tragedię jest czymś niepotrzebnym, a wręcz przeszkadzającym. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Melnyk opowiadał swoją wersję historii, Newsweek wytłumaczył swoim czytelnikom, dlaczego Marsz Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej jest nie w porządku. To nie jest ten czas, bo „to może pomóc Rosji”. I jak to w ogóle możliwe, że organizatorzy nie widzą nic złego w reaktywacji tego marszu, kiedy Rosja próbuje utopić Ukrainę we krwi. Przecież to „woda na młyn rosyjskiej machiny propagandowej” (bo wypowiedzi Melnyka, rzecz jasna, nie należy traktować w tych kategoriach). Takich głosów pewnie jeszcze będzie wiele. I absolutnie autorom tych artykułów nie będzie przeszkadzało, że teraz przestrzegają przed rosyjskimi manipulacjami, a wcześniej solidnie pracowały na konto Putina, wymyślając brednie o śmiertelnych ofiarach na granicy polsko-białoruskiej. Kiedy poprzedni redaktor naczelny Newsweeka publikował kłamstwa Ławrowa jako dowód na niecne knucie Kaczyńskiego i jego plany na zajęcie Lwowa to ekipie Ringiera Axela Springera nie przeszkadzało – zresztą już się chyba domyślamy, co było rzeczywistym powodem odejścia Lisa. My mamy siedzieć cicho, bo trzeba wspierać. Melnyk może swoje oskarżenia wobec Polski propagować, bo jest Ukraińcem, a Ukraina jest ofiarą.
Zbrodnie niewybaczalne i te do zapomnienia
Naprawdę nie mam nic przeciwko wsparciu. Uważam wręcz, że powinniśmy im pomagać, bo osłabienie militarne Rosji leży też w naszym interesie. Uważam jednak, że w związku z tą pomocą Polska nie powinna być traktowana na arenie międzynarodowej jako chłopiec do bicia. Zwłaszcza przez ukraińskich polityków i dyplomatów. Niestety zdaje się, że tak jest w dalszym ciągu. Na słowa Melnyka zareagował Izrael (bo Stepan Bandera lubił mordować nie tylko Polaków, ale również Żydów) oraz Polska (Mariusz Błaszczak, wicepremier i szef MON, stwierdził, że takie wypowiedzi tylko służą Kremlowi). Odpowiedź ukraińskiego dyplomaty padła tylko w stronę Izraela. Ambasador zarzekał się, że nigdy nie zamierzał negować Holocaustu, a „nazistowska zbrodnia Shoah jest powszechną izraelsko-ukraińską tragedią”. Widocznie wg Melnyka w Holocauście ginęli Żydzi i Ukraińcy, a ogolnie Żydów na Ukrainie mordowali już naziści, a nie banderowcy. W takich czasach żyjemy, że do zbrodni na Polakach można się przyznać, bo na pewno sobie zasłużyli, ale jeśli chodzi o morderstwa Żydów, to co złego to nie my, to wszystko naziści! O Wołyniu nie zająknął się juz ani słowem. Podobnie jak którykolwiek z ukraińskich polityków czy dyplomatów. A niektórzy w dalszym ciągu nazywają Ukrainę bratnim narodem. W sumie podobnie swego czasu mówiliśmy na ZSRR. Może powinniśmy bardziej uważnie dobierać sobie braci w Europie?
M.
fot: wprost.pl, prezydent.gov.pl
Facebook: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie
Twitter: https://twitter.com/NawiasemPiszac
Wesprzeć nas można poprzez Patronite