Wojciech Kozioł

Czego uczy nas „Oppenheimer”

Atom to nie tylko zabawka w rękach wojskowych czy polityków. To też nie jest zwykły straszak. To świadomość, że mamy w ręku rzecz, która zmieniła obliczę nie tylko wojen, ale stosunków międzynarodowych po 1945 roku. To wiedza, że w wyniku rozprzestrzenienia się tej technologii dwa wrogie sobie obozy otrzymały gwarancję wzajemnego zniszczenia.

Opublikowano

on

Rzadko chodzę do kina. Nawet bardzo, stąd też raczej nie mam w zwyczaju odnosić się do filmów. W tym wypadku jednak zrobię wyjątek. Nie będzie to jednak recenzja. Raczej pochylenie się nad zagadnieniem, które nie tylko stanowiło trzon rozważań moralnych w tytułowym filmie, ale również jest ono obecne także i dziś, choć w nieco innej szacie.

Kadr z filmu „Oppenheimer” (2023).

Tak jak zaznaczyłem, nie będzie to recenzja. Nie będzie to nawet opis filmu, więc spoilerów nie ma co się obawiać. Mogę jedynie powiedzieć od siebie, że jest to jedna z najlepszych produkcji od lat, jakie dane mi było zobaczyć. Być może ostatni „Joker” zrobił na mnie równie mocne wrażenie. Oba te filmy, pomimo swojej odmienności, poruszają bardzo ważne i współczesne tematy.

Odwołuję się do „Jokera”, ponieważ był on rzeczywiście dziełem wybitnym. Biorącym na sztandar bunt przeciwko establishmentowi. Przeciwko elicie, która samozwańczo stała się arbitrem moralności w świecie. To ona sama dała sobie prawo decydowania o tym, co jest dobre, a co złe.

W pewnym sensie „Oppenheimer” zabiera się za podobne rejony ludzkiego wnętrza. Obok świetnej gry aktorskiej, zarysowania obrazu geniusza, mamy też dwa niezwykle istotne zagadnienia.

Broń, która odmieniła losy świata

Niewątpliwie pierwszym jest dylemat moralny. To w jaki sposób naukowcy, nie wojskowi, postrzegają swoją pracę. Z jednej strony są zafascynowani tym procesem naukowym i świadomością ogromnego przełomu. Z drugiej jednak mają świadomość tego, że to, do czego dążą, doprowadzi do śmierci dziesiątki tysięcy istnień. Że ludzie, jako jedyne organizmy na świecie, tworzą coś, co może ich samych unicestwić.

Drugie zagadnienie to jest przedstawienie istoty broni jądrowej. I zostało to ukazane w bardzo dojrzały sposób. Atom to nie tylko zabawka w rękach wojskowych czy polityków. To też nie jest zwykły straszak. To ta świadomość, że mamy w ręku rzecz, która zmieniła obliczę nie tylko wojen, ale stosunków międzynarodowych po 1945 roku. To wiedza, że w wyniku rozprzestrzenienia się tej technologii dwa wrogie sobie obozy otrzymały gwarancję wzajemnego zniszczenia.

Pęd za nauką, za odkryciami i przełomami w dziedzinie fizyki, doprowadził do tego, że dotychczasowe paradygmaty wojny i relacji międzypaństwowych zostały wywrócone do góry nogami. Co prawda mamy świadomość, że nikt tej broni nie użyje ze względu na to, że umowna druga strona też ją posiada. Ale nie możemy wykluczyć, że ktoś kiedyś stwierdzi „po mnie choćby i potop” , po czym doprowadzi do największej i być może ostatniej wojny w dziejach ludzkości.

AI jak nowa bomba atomowa

Czy ludzie wyciągnęli wnioski z tamtej sytuacji? Czy po 1945 roku naszła innych refleksja, że dotarliśmy, jako ludzkość, do punktu bez powrotu? Wydaje się, że nie. Wręcz przeciwnie. My w tym szaleństwie zagłębiamy się jeszcze bardziej. W końcu czymże innym jest sztuczna inteligencja? Tu też tęgie głowy stworzyły coś, co nie jest do końca zrozumiałe nawet dla nich. Powołaliśmy do cyfrowego życia nowego potwora Frankensteina, co do którego nie mamy pewności, że będzie nam w przyszłości w pełni posłuszny. Autorka „Współczesnego Prometeusza” zauważyła to, może niekoniecznie świadomie, już w XIX wieku.

Odwołałem się do dzieła Mary Shelley, ponieważ doskonale pokazuje ono, jak dążenie człowieka do dzieł wybitnych, przekraczanie granic nauki i wyobraźni może nie tylko przynieść przełom w danej dziedzinie, ale też i poważne problemy. Tak stało się bronią jądrową, wodorową, taką drogą może pójść i AI. Pytanie tylko, czy tym razem też uda nam się z tego wyjść w miarę obronną ręką?

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version