Nawiasem Pisząc
Aktywiści przejmują Wimbledon?
Na taki nagłówek się ostatnio natknęłam i z ciekawości przeczytałam, bo zastanawiałam się, jakie to może być zagrożenie, jakim atakiem i co mają w takim przypadku zrobić tenisiści. Niespecjalnie się zdziwiłam, widząc resztę tekstu. Eko-terroryści już jakiś czas temu postanowili walczyć o klimat, uprzykrzając życie innym. Takie było pierwotne założenie, jednak z reguły te ich akcje kończą się nieszczęśliwie dla nich.
Na przykład jeden z nich – również na meczu tenisa – podpalił swoją rękę. Innym zabraniają choćby w kominku napalić, a jeden z nich mógłby puścić z dymem cały kort, gdyby odpowiednio nie zareagowano. Nie wspomnę już o tym, że tak samo chętnie podpalają się samochody elektryczne – może właśnie z tego powodu nazywa się je ekologicznymi, bo akcje robią zupełnie jak aktywiści? Innym razem grupa podobnych wariatów przykleiła się do podłogi w salonie samochodowym Porsche w Niemczech. Pracownicy jednak specjalnie się nimi nie przejęli i – kiedy skończył się ich czas pracy – zgasili światła i zamknęli drzwi. Następnego dnia ci biedni frajerzy płakali w mediach, że nie zostawili im nawet wiaderka.
W Anglii to już norma
Grupa eko-terrorystyczna, która w tym momencie najaktywniej działa w Wielkiej Brytanii, nazywa się „Just Stop Oil” i jestem pewna, że kojarzycie ich przynajmniej z jednej chorej akcji. Tak, to właśnie do niej należały dwie dziewczyny (chyba – bo po zdjęciach ciężko było stwierdzić; być może misgenderuję jedną z nich), które kiedyś oblały obraz van Gogha zupą pomidorową, a następnie przykleiły się do ściany. Trzeba kiedyś zrobić jakąś ankietę, który ze sfrustrowanych „podtypów” lewicy jest najgłupszy, bo inaczej się takich zachowań nie da nazwać. Aktywiści klimatyczni? Feministki? Antyfaszyści? Społeczność LGBT? Antifa? Tropiciele rasizmu? Konkurencja spora, rywalizacja olbrzymia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że cała lewica mówi jednym głosem we wszystkich tych kwestiach, ale jednak każdy ma swoje ulubione pole działalności. No dobrze, a dlaczego władze Wimbledonu tym razem tak bardzo się obawiają, że stosują odpowiedni apel do zawodników? A, bo w Wielkiej Brytanii i samym Londynie to już jest norma. Nie o wszystkim się w Polsce mówi, bo spowszechniało to już niemal tak bardzo, jak wybryki „uchodźców”. Dzień, jak dzień, ale jednak o bezpieczeństwo sportowców wypadałoby zadbać. Ekologiczni wariaci szczególnie upodobali sobie zawody sportowe, bo jest to dla nich szansa, żeby dotrzeć do szerszej publiczności. Faktycznie, tak jest, ale nie wiem, czy osiągają tym cel, który sobie założyli – podejrzewam, że po prostu robią z siebie idiotów przed większą liczbą ludzi. I tak na przykład na mistrzostwach świata w snookerze, jeden z nich obsypywał pomarańczowym proszkiem stół, a jego koleżanka usiłowała w tym czasie przykleić się do drugiego. Innym razem, podczas jednego z meczów Premier League, inny bałwan przyczepił się do słupka bramkowego trytytką. A jeszcze kiedyś, w trakcie meczu krykieta między Anglią a Australią, na boisko wtargnęła grupa kolejnych czubków i próbowali rozsypać coś na boisku. Zdenerwowało to trochę jednego z angielskich zawodników, który po prostu złapał któregoś z nich wpół i wyniósł poza boisko. Dzięki tej reakcji zdobył zresztą brawa od zgromadzonej na stadionie publiczności. Tak właśnie wychodzi aktywistom to „wychodzenie do szerszej publiczności”.
Niepokój organizatorów
W każdym razie to zachowanie angielskiego krykiecisty skłoniło organizatorów Wimbledonu do oficjalnego ostrzeżenia zawodników. Poprosili oni bowiem, aby nie bawili się w ten sam sposób i nie interweniowali, jeśli w trakcie ich spotkań kolejny frustrat pojawi się na boisku. Michelle Dite, dyrektor operacyjna All England Club i jedna z organizatorek imprezy, uspokaja oczywiście, że mają wszystko pod kontrolą: Bezpieczeństwo graczy, współpracowników czy gości jest najważniejsze. W oparciu o to, co wydarzyło się podczas innych wydarzeń sportowych i za radą naszych kluczowych partnerów, dokonaliśmy przeglądu naszych planów bezpieczeństwa, które zostały odpowiednio ulepszone na potrzeby mistrzostw. Następnie Dite zaczęła oczywiście zapewniać, że wszystko robią tak, żeby klimatowi się podobało: Wiemy, że to jedno z najważniejszych wyzwań naszych czasów i jesteśmy w pełni zaangażowani w odgrywanie naszej roli. Od korzystania wyłącznie z odnawialnej energii elektrycznej i oferowania opcji niskoemisyjnych w naszym menu, po wysyłanie zerowej ilości odpadów na wysypiska i promowanie kultury ponownego wykorzystania. Ciężko pracujemy, żeby osiągnąć pozytywny wpływ na środowisko we wszystkim, co robimy. Czyli klasycznie – nie boimy się was, jesteśmy przygotowani, ale weźcie, nie przychodźcie, zrobimy wszystko, jak chcecie. Zagrożenie jednak może być spore i władze Wimbledonu zdają sobie sprawę z wysokiego prawdopodobieństwa podobnych ataków. Po pierwsze ze względu na wysoką powtarzalność takich akcji, po drugie sami aktywiści w zawoalowany sposób zapowiadają podobne próby. Jeden z dziennikarzy porozmawiał na ten temat z jednym członkiem „Just Stop Oil”. Dowiedział się, że londyński Wielki Szlem rzeczywiście może znajdować się na celowniku organizacji. W planach miało znajdować się – a jakże! – przyklejenie się do stołka sędziowskiego, siatki czy samego kortu. „Obraz czyjejś dłoni przyklejonej do czegoś na Korcie Centralnym byłby niesamowity. To byłoby inspirujące. Chętnych na to jest wielu” – zdradził aktywista. Cóż można na to odpowiedzieć? Chyba tylko tyle, że nigdy nie należy śmiać się z cudzych marzeń. Jedni chcą założyć rodzinę z gromadką dzieci. Inni osiągnąć spełnienie zawodowe. Jeszcze ktoś marzy o tym, żeby wylecieć w kosmos albo udać się w rejs dookoła świata.
A niektórzy po prostu chcą przykleić łapę do trawy.
M.
źródlo: interia.pl
Wesprzeć nas można poprzez Patronite